Nowe prawo autorskie już za dwa lata
26 marca 2019Do ostatniej chwili nie wiadomo było jak potoczą się losy unijnej dyrektywy o prawie autorskim. Zwłaszcza, że głosowanie we wtorek (26.03.2019) poprzedziła burzliwa debata w Parlamencie Europejskim w Strasburgu.
Autor raportu w tej sprawie, niemiecki europoseł Axel Voss przekonywał, że PE udało się osiągnąć „dobre, zrównoważone porozumienie” i że „ta dyrektywa nie oznacza cenzury ani nie ogranicza wolności słowa, ale gwarantuje twórcom bezpieczeństwo prawne”. Z kolei europosłanka Julia Reda z grupy Zielonych otwarcie sprzeciwiająca się nowym regulacjom, wskazywała, że już sam projekt przepisów wywołał duże protesty społeczne. Na ulice wyszło 200 tys. manifestantów, a 5 mln. podpisało petycję przeciwko przepisom. Michał Boni (PO) zapowiedział, że zagłosuje za dyrektywą tylko wówczas, jeśli z jej zapisów zostanie usunięty art. 13, a europoseł Zdzisław Krasnodębski uznał, że głosowanie nad nowym prawem autorskim powinno zostać przesunięte na nową kadencję PE.
Wcześniej, jeszcze na etapie negocjacji z Radą, regulacjom sprzeciwiały się Polska, Holandia, Finlandia, Włochy i Luksemburg.
348 głosów „za”
Pomimo kontrowersji dyrektywa została jednak przyjęta. 348 posłów głosowało „za”, 274 „przeciw”.
Jak twierdzą ustawodawcy, nowe przepisy mają na celu przede wszystkim ochronę treści objętych prawem autorskim w sieci oraz umożliwienie twórcom, dziennikarzom i wydawcom otrzymywania wynagrodzenia za rozpowszechnianie ich materiałów online. Platformy internetowe, zwłaszcza te największe (Facebook, Youtube i Google), powinny podpisać licencje z właścicielami treści. Ponadto zarówno dziennikarze, jak i domy wydawnicze mogą ubiegać się o dodatkowe wynagrodzenie od portalu dystrybuującego ich treści, zwłaszcza jeśli uznają, że ich wynagrodzenie jest nieproporcjonalnie niskie w porównaniu do tego, co na ich treściach zyskała platforma.
Dotychczas umowy licencyjne podpisywane był rzadko, a firmy internetowe w zasadzie nie ponosiły odpowiedzialności za treści przesyłane przez swoich użytkowników.
Teraz ma być inaczej. Dyrektywa, a konkretnie art. 13 nakłada na platformy internetowe obowiązek weryfikowania treści zamieszczanych przez użytkowników oraz usuwania tych, które naruszają prawa autorskie.
Burza o artykuł 13
To chyba najbardziej krytykowany zapis, bo chociaż ustawodawca nie określa sposobu w jaki platformy mają kontrolować treści, to nie zaprzecza, że może stać się tak, że treści będą filtrowane np. za pomocą algorytmów. – Nie narzucamy firmom internetowym z jakich narzędzi mają korzystać. Choć zdajemy sobie sprawę, że może się to skończyć na filtrach – przyznają urzędnicy. Dodają jednak, że jeśli jakieś treści zostaną np. niesłusznie usunięte to ich właściciel będzie miał prawo domagać się ich przywrócenia.
Nie wszystkich to jednak przekonuje. – Obawiam się nadmiernej ostrożności platform internetowych i tego, że na wszelki wypadek zawczasu będą usuwały niektóre treści. Kiedyś taką prewencję nazywało się cenzurą. Zastanawiam się też czy np. taki algorytm rozpozna pastisz czy satyrę? – mówił europoseł Boni.
Zwolennicy dyrektywy zapewniają, że przepisy gwarantują możliwość przesyłania utworów w celu cytatu, krytyki, recenzji, karykatury, parodii lub pastiszu, dzięki czemu memy i GIF-y będą nadal udostępniane na platformach internetowych. Także treści przesyłane do encyklopedii internetowych, takich jak Wikipedia, serwisów typu DropBox czy platform sprzedażowych jak Ebay i Amazon nie będą filtrowane.
Łagodniej potraktowane zostały także start-upy. Nowe firmy, których obroty są mniejsze niż 10 mln euro, przez trzy lata nie będą miały obowiązku kontrolowania treści, będą musiały jedynie usuwać te, które zostały im zgłoszone jako naruszenie praw autorskich.
Linki krótsze, ale zostają
Nie spełni się czarny scenariusz, dotyczący linkowania. Wcześniej, przeciwnicy dyrektywy alarmowali, że zgodnie z nowymi przepisami zamieszczanie linków zostanie zabronione. Wygląda na to, że użytkownik będzie mógł nadal udostępniać w mediach społecznościowych artykuły prasowe, które uzna za interesujące. Różnica w tym, że opublikowane hiperlinki będą mogły zawierać jedynie „pojedyncze słowa lub bardzo krótkie fragmenty tekstu”. Wcześniej zdarzało się, że link zawierał krótkie streszczenie tekstu, w rezultacie czego czytelnik często nawet nie klikał w artykuł i tym samym nie wchodził na stronę wydawcy.
Głosowanie w PE wywołało mieszane reakcje. Unijne organizacje konsumenckie uznały nową dyrektywę jako próbę ocenzurowania Internetu. – Ograniczenie wolności internetu przyniesie więcej szkody niż pożytku – powiedziała Monique Goyens z organizacji BEUC.
Decyzję PE gremialnie poparli natomiast twórcy. W przeddzień głosowania kilkadziesiąt polskich dzienników, w tym „Gazeta Wyborcza”, „Rzeczpospolita” czy „Dziennik Gazeta Prawna”, opublikowało „Białe jedynki” (czyli niezadrukowane strony) na znak poparcia dla dyrektywy.
– To zmiana wspierająca twórczość – napisało Stowarzyszenie Kreatywna Polska.
Kraje członkowskie będą miały teraz 2 lata na wprowadzenie nowych zapisów ws. prawa autorskiego w życie.