Nowe zagrożenie: cyberprzemoc
20 stycznia 2016Z punktu widzenia sprawców cyberprzemoc, czyli agresja elektroniczna, ma same zalety. W ten sposób można dużo szybciej i łatwiej kogoś "załatwić", niż przy pomocy "zwykłego" mobbingu. Ten drugi, aby dał oczekiwane skutki, często ciągnął się latami. Dziś wystarczy jeden wpis w Internecie, żeby skutecznie komuś dokuczyć. Niestety, na dokuczaniu się nie kończy. Zastraszanie, nękanie, ośmieszanie czy wyszydzanie kogoś przy pomocy SMS-ów, e-maili, hejtu w sieci czy umieszczeniu w niej różnych, kompromitujących ofiarę materiałów ze zdjęciami i filmami na czele, może doprowadzić ją w skrajnym przypadku do próby targnięcia się na własne życie. Samobójstwa z tego powodu bynajmniej nie są czymś wyjątkowym i jednostkowym.
Szybko i skutecznie
Średni okres skutecznego terroryzowania wybranej ofiary różnymi formami egresji elektronicznej wynosi trzy miesiące. Po tym czasie cyberprzemoc przynosi zwykle zamierzony skutek. Jak wyjaśnia Katja Stilz, specjalizująca się w psychologii pracy, "cyberprzemoc ma działanie podobne do działania koncentratu; jest szybsza i bardziej skuteczna".
Katja Stilz porównała klasyczny mobbing w miejscu pracy z cyberprzemocą. Okazuje się, że elektroniczni przestępcy, bo tak trzeba nazwać osoby uciekające się do różnych form cyberprzemocy, mają znaczną przewagę nad przełożonymi i kolegami, o ile to właściwe słowo, osób zaatakowanych przy pomocy środków należących do arsenału tradycyjnego mobbingu.
Głównym celem osób uprawiających mobbing i cyberprzemoc jest zdyskredytowanie ofiary. Dużo łatwiej jednak jest to zrobić w sieci, która zapewnia anonimowość. Nie trzeba stanąć z obiektem ataku oko w oko, co dla atakującego może przecież czasem zakończyć się nieprzyjemnie. Poza tym materiały rozpowszechniane w sieci docierają do znacznie większej liczby osób. Siły atakujących i ich ofiar są nierówne. Atakujący mogą liczyć na społeczność internautów i na to, że w sieci nic nie ginie. Nawet jeśli zostaną ujawnieni, a w nielicznych przypadkach także ukarani, ich "dzieło" mogą w każdej chwili kontynuować inni chętni.
"Nie ma jak i gdzie skryć się przed aktem cyberprzemocy", wyjaśnia Katja Stilz. "Każdy, kto dysponuje smartfonem nosi swoje ofiary praktycznie w kieszeni". Jeszcze do niedawna przemoc elektroniczna była zjawiskiem ograniczonym w zasadzie do środowiska młodzieżowego. Dziś coraz częściej obejmuje także dorosłych i zaczyna konkurować z tradycyjnym mobbingiem w miejscu pracy. Co gorsza, szybko się rozprzestrzenia i zyskuje na znaczeniu. Eksperci są zdania, że " z klasycznym mobbingiem w pracy ma do czynienia około 28 procent dorosłych zatrudnionych, a z różnymi formami agresji elektronicznej zetknęło się już ponad 8 procent osób z tej grupy".
W świecie pracy pojawił się nowy typ sprawców. "Internet stał się narzędziem, po które mogą teraz sięgnąć także ludzie na niższych szczeblach hierarchii zawodowej", zwraca uwagę Katja Stilz, którzy najchętniej występują w roli samozwańczych "mścicieli". Na uwagę zasługuje fakt, że ich ataki na ogół nie mają żadnego, konkretnego celu. Chodzi w nich o ośmieszenie ofiary i dokuczenie jej, ale niekoniecznie zaszkodzeniej jej karierze zawodowej, co miałoby przecież sens, gdyby chodziło o przełożonego osoby atakującej.
W przypadku klasycznego mobiingu sprawa ma się zgoła inaczej. Chodzi w nim głównie o stworzenie sztucznej świadomości grupowej, z której świadomie wyklucza się osobę poddaną mobbingowi po to, aby jej jak maksymalnie dokuczyć i uniemożliwić, a przynajmniej utrudnić, codzienną pracę. Jednym ze skutków takiego mobbingu może być załamanie się kariery takiej osoby lub pozbycie się jej z otoczenia zawodowego osób ją mobbingujących, nierzadko za cichą zgodą szefa danej instytucji. Novum w przypadku cyberprzemocy, że ofiarą ataku może być on sam, podkreśla Katja Stilz.
Cyberprzemoc i KK
Federalny minister sprawiedliwości uznaje agresję elektroniczną za poważny problem społeczny, na który "należy zdecydowanie zareagować". Opinię tę Heiko Maas wygłosił na konferencji w Berlinie poświęconej cyberprzemocy. Zdaniem ministra "dzięki nowelizacji paragrafu 201a kodeksu karnego można obecnie pociągnąć do odpowiedzialności karnej także tego, kto przy pomocy zdjęć lub filmów wideo żeruje na bezradności swej ofiary". Konieczne jest jednak, jak podkreślił nasilenie działań prewencyjnych w tej materii.
"Cyberprzemoc przestała być ewenementem i stała się problemem", oświadczył na wspomnianej wyżej konferencji w Berlinie Uwe Leest, badacz rynku i przewodniczący "Towarzystwa Przeciwko Cyberprzemocy". Jego zdaniem agresję elektroniczną należy jak najszybciej włączyć do niemieckiego kodeksu karnego jako oddzielne przestępstwo. W ten sposób, twierdzi Leest, zjawisko to wzbudziłoby więcej zainteresowania w społeczeństwie i w kręgach prawników, którzy są podzieleni w ocenach na jego temat. Ta teza wywołała ożywioną dyskusję wśród uczestników konferencji.
Zdaniem adwokata Stephana Wittelera, który sam działa w szeregach "Towarzystwa Przeciwko Cyberprzemocy", dużym krokiem naprzód byłoby wykorzystanie przez niemiecki wymiar sprawiedliwości wszystkich środków stojących do jego dyspozycji w zwalczaniu różnych przejawów agresji elektronicznej. Zgadza się, że w praktyce nie jest to łatwe bo serwer, z którego napłynęły materiały mające zaszkodzić ofierze ataku, może znajdować się gdzieś za granicą, ale to nie znaczy, że cyberprzemoc należy zrównywać w praktyce sądowej ze zwykłą obrazą sądzoną z powództwa cywilnego. W jego przekonaniu podobieństwa między tymi deliktami są pozorne, a przeważają zdecydowane różnice jakościowe.
"W Internecie jest o wiele łatwiej kogoś obrazić, bo można uczynić to anonimowo, nie licząc się ze słowami", zgadza się z nim socjolog Catarina Katzer z Instytutu Psychologii Cybernetycznej i Etyki Mediów. Katzer mówi o "One-Touch-Mobbing", a więc działaniu z gatunku "trafiony - zatopiony", które ma wielu zwolenników wśród nastoletnich posiadaczy smartfonów. To właśnie oni najczęściej sięgają po tę broń, chcąc "dokopać" któremuś z rówieśników zamieszczając w sieci kompromitujące go informacje.
Z badań Catariny Katzer wynika, że ofiarą takich działań padł już co czwarty przedstawiciel niemieckiej młodzieży w wieku od 14 do 18 lat. Najczęściej chodzi tu o zwykłe pomówienia, plotki, wyzwiska i zdjęcia, które w jakiś spoób mogą komuś zaszkodzić. Groźne jest to, że kiedy taki materiał raz trafi do Internetu zostaje w nim na zawsze. Nawet jeśli właściciel danego portalu go z niego usunie, ktoś inny, kto wcześniej wprowadził go do pamięci swojego komputera, w każdej chwili może go ożywić na nowo. To zaś sprawia, że żadna ofiara tej formy mobbingu nigdy nie może czuć się bezpiecznie.
Catarina Katzer twierdzi, że 20 procent ofiar cyberprzemocy odnosi trwały uraz psychiczny. Załamuje się u nich wiara w siebie, zaczynają izolować się od rówieśników, sporo osób z tej grupy ucieka się do aktów autodestrukcji. "Ta grupa obejmuje ok. pół miliona osób w skali całych Niemiec", mówi specjalistka. To bardzo dużo i dlatego, jej zdaniem, trzeba jak najszybciej wydać bardziej zdecydowaną walkę agresji elektronicznej. W tej chwili dużo łatwiej jest kogoś w ten sposób zaatakować, niż się przed tym bronić.
Heiner Kiesel / Andrzej Pawlak