Pamięć o Reichu-Ranickim: "Potrafił przerodzić niemiecką pogardę w miłość"
2 czerwca 2014Frankfurckie dzienniki piszą w poniedziałek (2.06) o uroczystości, która odbyła się w kościele pod wezwaniem św. Pawła ku czci zmarłego przed bez mała 8 miesiącami Marcela Reicha-Ranickiego, najpopularniejszego, niemieckiego krytyka literackiego, pochodzącego z Polski.
Wśród czterystu gości przybyłych do Frankfurtu był m.in. syn Reich-Ranickiego Andrew, poetka Ulla Hahn, burmistrz Frankfurtu Peter Feldmann i przewodniczący Gminy Żydowskiej Salomon Korn.
Ulla Hahn była jedną z osób, które zabrały głos. Przypomniała, że pierwszy raz spotkała się z nim w 1979 r., kiedy nie była jeszcze poetką, tylko redaktorką Radia Bremen. Kiedy pytana przez "papieża literatury" przyznała się, że sama też pisze wiersze, ów bezogródkowo, jak to było w jego zwyczaju powiedział: "Niech Pani coś podeśle".
Burmistrz Frankfurtu Peter Feldmann obiecał, że miasto będzie starało się zachować żywą pamięć o tej "wielkiej osobowości XX wieku".
Marcel i Teofila Reich-Ranicki przez 40 lat mieszkali w tym mieście.
Triumf nad Hitlerem i III Rzeszą
Frank Schirrmacher, wydawca "Frankfurter Allgemeine Zeitung", z którą przez dziesięciolecia związany był Reich-Ranicki, będąc szefem jej działu literackiego przypomniał, jak Ranicki w wieku lat 70. jeszcze raz rozkwitł zawodowo tworząc swój "Kwartet Literacki", który zapisał się w annałach niemieckiej telewizji. Jego biografia "Moje życie" weszła do kanonu lektur w niemieckich szkołach i stała się bestsellerem na całym świecie, przypomniał wydawca FAZ.
"To, że 70-latek Ranicki zachowywał się, jakby miał 30 lat, było maiło swoje powody. Każdy rok, każdy dzień życia Marcela i jego żony był triumfem nad Hitlerem i Trzecią Rzeszą", powiedział Schirrmacher.
Ruth Klueger, pisarka i literaturoznawczyni, którą Reich-Ranicki poznał w 1967 r. w Ohio przypomniała o swoich rozmowach z krytykiem na temat literatury. To było jak nałóg. "On przywrócił literaturze namiętność i pasję", powiedziała.
"Była to namiętność posiadania własnego zdania, które Niemcom wytrzebił Goebbels i narodowi socjaliści".
Na koniec na mównicę wszedł syn Ranickich Andrew, matematyk, mieszkający w Londynie. Jak przyznał "jest on raczej zwolennikiem wielkich liczb niż wielkich słów". Podziękował wszystkim, którzy okazywali rodzinie Ranickich przyjaźń i sympatię. A o swoim ojcu powiedział: "Potrafił przerodzić niemiecką pogardę w miłość", co wzbudziło burzę oklasków.
Małgorzata Matzke
red.odp.: Barbara Cöllen