Krytyka premiera NRW za wypowiedź o Rumunach i Bułgarach
19 czerwca 2020Zwykła niezręczność czy próba odwrócenia uwagi od istoty problemu? W Niemczech rozgorzała dyskusja wokół wypowiedzi premiera kraju związkowego Nadrenia Północna-Westfalia Armina Lascheta z CDU na temat pojawienia się ogniska koronawirusa w zakładach mięsnych Toennies. Ponad 650 pracowników tej rzeźni zaraziło się koronawirusem. W środę, odpowiadając na pytanie reporterki telewizyjnej, Laschet ocenił, że te nowe przypadki nie miały związku ze znoszeniem restrykcji epidemicznych, „bo przyjechali Rumuni i Bułgarzy i stąd pochodzi wirus”. „To będzie się zdarzać wszędzie” – dodał.
Armin Laschet podkreślił też wprawdzie to, o czym mówią wszyscy eksperci i komentatorzy w Niemczech: że przypadki zarażenia koronawirusem w rzeźniach mają związek z warunkami zakwaterowania pracowników oraz warunkami pracy. Jednak to pierwsza część odpowiedzi Lascheta, sugerująca, że koronawirus został przywieziony z zagranicy, odbiła się największym echem.
Apel o przeprosiny
W zakładach przetwórstwa mięsnego w Niemczech większość zatrudnionych to obywatele wschodnioeuropejskich krajów UE, przede wszystkim Rumunii, Bułgarii i Polski. Kierownictwo zakładów Toennies spekulowało w ostatnich dniach, że pojawienie się ogniska choroby mogło być efektem powrotu pracowników z urlopów w ich ojczystych krajach po długim weekendzie w ubiegłym tygodniu. Eksperci odrzucają jednak taką możliwość, wskazując na kilkudniowy czas inkubacji wirusa i bardzo dużą liczbę zarażonych.
Szef niemieckiej dyplomacji, socjaldemokrata Heiko Maas skomentował wypowiedź Lascheta na wspólnej konferencji prasowej z bułgarską minister spraw zagranicznych Ekatariną Zachariewą. Oskarżył polityka CDU o dolewanie oliwy do ognia, czego nie powinien robić żaden odpowiedzialny polityk.
„Jest niezwykle niebezpieczne, gdy poprzez takie wskazywanie winnych, które w istocie rzeczy jest też absurdalne, wzmacnia się i zaostrza dyskusje, które mamy też w Niemczech” – powiedział Maas. Dodał, że przepraszając Laschet „wyświadczyłby przysługę także sobie samemu”.
Cytowana przez dziennik „Die Welt” ambasador Bułgarii w Berlinie Elena Szekerletowa uznała wypowiedź Lascheta za „nie do przyjęcia i bezpodstawną”. Podkreśliła, że dzięki szybkiej i zdecydowanej reakcji bułgarskim władzom udało się powstrzymać epidemię COVID-19 i wezwała niemieckie władze, by dopilnowały, aby pracodawcy przestrzegali przepisów epidemicznych w zakładach i miejscach zakwaterowania pracowników. W podobnym tonie wypowiedział się rumuński ambasador Emil Hurezeanu, apelując o przyjęcie prawnych rozwiązań, które poprawią warunki pracy i zakwaterowania pracowników ze wschodniej Europy w Niemczech.
„Wirus nie ma związku z narodowością”
Słowa Lascheta ostro skrytykowali niektórzy politycy. „Nie, panie Laschet. Ognisko (wirusa) w przemyśle mięsnym nie ma związku z narodowością zatrudnionych, ale z po części bardzo złymi warunkami w zakładach i miejscach zakwaterowania” – napisała na Twitterze wiceprzewodnicząca frakcji SPD w Bundestagu Katia Mast.
„Dla jednych to chiński wirus, a dla innych bułgarski i rumuński. Zamiast podsycać resentymenty, oczekuję od premiera Lascheta, że sprosta odpowiedzialności za ochronę ludzi!” – oświadczyła szefowa frakcji Zielonych Katrin Goering Eckardt.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na Facebooku! >>
W czwartek wieczorem Laschet sam skorygował swoją wypowiedź. „Nie wolno obwiniać ludzi, niezależnie od ich narodowości, o roznoszenie wirusa. Zależy mi, aby wyjaśnić, że to oczywistość i dla mnie i dla całego rządu kraju związkowego” – oświadczył polityk CDU, pretendujący do urzędu kanclerza Niemiec.