Ocalona z Holocaustu: odnalazłam inne Niemcy
3 listopada 2018– Skupiam się na tym, co potrafię robić – mówi ocalona z Holokaustu Margot Friedlander*, która swoje losy opowiedziała w książce „Versuche, dein Leben zu machen: als Jüdin versteckt in Berlin" („Spróbuj urządzić sobie życie: jako Żydówka ukrywająca się w Berlinie”).
Deutsche Welle: W Berlinie-Kreuzbergu, przed domem na Skalitzer Straße 32, znajduje się stolperstein – brukowa kostka z wyrytym na niej Pani panieńskim nazwiskiem: Margot Bendheim...
Margot Friedlander: Tam są kostki upamiętniające moją mamę, mojego brata i mnie.
DW: Jakie to uczucie, widzieć coś takiego, pośród wielu podobnych kostek dla tych, którzy Holokaustu nie przeżyli?
MF: To dobrze, że te kostki są, ponieważ oni nie mają grobów.
DW: Taka kostka to coś w rodzaju grobu?
MF: Odrobinę. Jako upamiętnienie. Ale te kostki są bardziej dla tych, którzy teraz tamtędy przechodzą. Żeby widzieli: tu żyli ludzie, których zabrano i którym nigdy nie było dane powrócić.
DW: Pani pomagali Niemcy. Czy ich nazwiska można znaleźć pomiędzy nazwiskami Sprawiedliwych wśród Narodów Świata w Jad Waszem?
MF: Ja nie znam ich nazwisk. Zapomniałam. Wyparłam z pamięci. Z wyjątkiem tych ostatnich, u których byłam: pana i pani Kaplerów.
DW: Czy spotkała ich Pani po wojnie?
MF: Rozmawiałam i korespondowałam z panią Kapler. Pan Kapler już nie żył.
DW: Ilu ludzi Pani pomagało?
MF: Mniej więcej szesnastu.
DW: To bardzo dużo. I nikt nie zdradził?
MF: Nie! Jasne, że nie! Przecież chcieli mi pomóc! Oni by mnie nie zdradzili!
DW: Ale to nie było oczywiste, że...
MF: A jednak. To było oczywiste.
DW: Wśród Niemców? Nie.
MF: Wśród tych, którzy nam pomagali. Którzy się poświęcali, żeby nam pomagać. To było oczywiste, że nam pomagają, a nie nas wydają. Miałam szesnastu pomocników, ale znam takich, którzy mieli ich pięćdziesięciu. Nie jestem przecież jedyna, która przeżyła. Było nas wielu ukrywających się, którym pomagali Niemcy. Nie jestem jedyna. To przecież wiadomo.
DW: Czyli Pani pamięta Niemców nie tylko jako nazistów?
MF: Tak. Ci, którzy mi pomagali, ryzykowali głową, żeby mi pomóc, ponieważ doszli do wniosku, że dzieje się coś, co nie jest w porządku.
DW: Po wojnie wyemigrowała Pani do Ameryki. Jednak 65 lat później wróciła Pani do Niemiec. Dlaczego? Czy w tym czasie Niemcy tak bardzo się zmieniły? Czy Pani się zmieniła? A może chce Pani coś zrobić, żeby zapobiec powtórzeniu się tej historii?
MF: Napisałam książkę. Ale najpierw przyjechałam zrobilić film „Don't Call It Heimweh" [scenariusz i reżyseria: Thomas Halaczinsky, USA 2004].
DW: Kiedy to było?
MF: Kręciliśmy go w 2003 roku, w Niemczech. W 2005 roku został pokazany na otwarcie Festiwalu Filmów Żydowskich w Berlinie. Także w 2005 roku, po dwóch, trzech wizytach tutaj, kiedy spotykałam ludzi, którzy się cieszyli, że mogli mnie poznać, zaczęłam pisać książkę. Dowiedzieli się o tym ludzie z wydawnictwa Rowohlt i powiedzieli, że chcą o mnie wiedzieć więcej. Pokazałam im więc, co napisałam, a oni na to, że chcą opublikować tę książkę. Wyszła w 2008 roku.
DW: Pisała Pani po niemiecku czy po angielsku?
MF: Po niemiecku. W Ameryce. W latach 2006-2007 pracowałam z niemiecką autorką Malin Schwerdtfeger. Ja przecież nie jestem pisarką, ja tylko napisałam swoją historię.
DW: A ona opracowywała literacko Pani wspomnienia?
MF: Tak właśnie było. Skończyłyśmy w grudniu 2007 roku. Książka wyszła rok później na Targi Książki w Lipsku, a ja zostałam natychmiast zaproszona na spotkania autorskie w szkołach i księgarniach. A potem, w 2009 roku, postanowiłem przyjechać na pół roku, by sprawdzić, czy naprawdę mogę tu znów żyć.
DW: I ta próba wypadła pozytywnie?
MF: Tak. W lutym 2010 roku poleciałam z powrotem do USA, zlikwidowałam mieszkanie w Nowym Jorku i miesiąc później wróciłam do Niemiec. Od tego czasu żyję tutaj.
DW: Czyli Pani odnalazła inne Niemcy niż te, które Pani opuszczała?
MF: Jasne, że to są inne Niemcy! Ja dzisiaj mówię do trzeciego i czwartego pokolenia. Poza tym dałam setki wywiadów i otrzymałam setki podziękowań od uczniów, od ludzi, którzy mnie słyszeli. Były też artykuły w prasie. Mam ich trzy pełne teczki. O tym się pisze. Jestem w telewizji. Wszędzie, gdzie się da.
DW: Czy Niemcy zajmują się swoją historią we właściwy sposób?
MF: Tak.
DW: A nie niepokoi Pani rozwój w ostatnich latach? W Niemczech, w Ameryce, na całym świecie?
MF: Nie udzielam politycznych odpowiedzi. Mam 97 lat. Skupiam się na tym, co potrafię robić: na odczytach i rozmowach z ludźmi.
DW: A co chce Pani osiągnąć?
MF: To samo, co inni, na przykład tu, w Krzyżowej. Mam nadzieję, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Że wy, którzy teraz żyjecie, i wasze dzieci, wasze wnuki już nigdy czegoś takiego nie doświadczycie. Nigdy! Nigdy! Nigdy!
Coś takiego, jak wtedy, było niewyobrażalne. NIEWYOBRAŻALNE! Że ludzie – LUDZIE, MILIONY – przyłożyli rękę, żeby zrobić coś takiego!
DW: Tym niemniej są jednak ludzie, którzy temu zaprzeczają…
MF: To idioci. Nie rozumiem tych, którzy temu zaprzeczają. Nie wiem, czego szukają. Oni nie są dobrzy.
Nie mogę dać na to odpowiedzi. Czy ja wiem, co się kryje w ich głowach? To niezrozumiałe.
DW:Czy była Pani w Theresienstadt po powrocie z USA?
MF: Raz.
DW: A w Auschwitz?
MF: Nie. Nie potrzebuję jechać do Auschwitz. Znam to. To Pan ma jechać do Auschwitz, nie ja. Tam straciłam rodziców i brata. Nie potrzebuję tego.
DW: Byłem tam wiele razy. Dziękuję Pani za rozmowę.
rozmawiał Aureliusz M. Pędziwol
Rozmowa odbyła się 24 sierpnia 2018 roku podczas festiwalu Krzyżowa Music w Krzyżowej.
* Rodzice pochodzącej z Berlina Margot Friedlander, (urodzonej w 1921 roku), i jej młodszy brat zostali zamordowani w niemieckim obozie zagłady Auschwitz. Ona sama ukrywała się w Berlinie u wielu niemieckich rodzin do wiosny 1944 roku, kiedy zatrzymali ją na ulicy bez ważnych dokumentów tak zwani greiferzy (łapacze, żydowscy szmalcownicy) i wydali SS. Po aresztowaniu była deportowana do obozu koncentracyjnego Theresienstadt w północnych Czechach, gdzie doczekała końca wojny. Tam też spotkała swojego przyszłego męża Adolfa Friedländera, którego znała już wcześniej z Berlina. W 1946 roku wyemigrowała z nim do Stanów Zjednoczonych. Adolf zmarł w 1997 roku. Margot w 2010 roku powróciła do Berlina.