Odpowiada Kaczyńskiemu: „Zachód nie wymyślił bycia trans”
31 marca 2023DW: Przeszła pani do historii. Z Tessą Ganserer jest pani pierwszą wyoutowaną transpłciową kobietą w Niemieckim Bundestagu. Jest pani z tego dumna?
Nyke Slawik: Cieszy mnie to w imieniu wszystkich osób queer w Niemczech, a szczególnie wszystkich osób transpłciowych, bo nie były jeszcze w ten sposób reprezentowane. Gdy byłam nastolatką, nie miałam żadnych wzorów w mediach czy w polityce. To było coś, czego wtedy bardzo potrzebowałam, aby odczuć, że jesteśmy normalną częścią społeczeństwa i że istniejemy wszędzie. Możemy również podjąć inicjatywę w społeczeństwie i aktywnie coś zmienić, a nie tylko tkwić w roli ofiary. To ważny krok dla nas i naszych praw.
Transpłciowość to tylko część pani. Jako posłanka zajmuje się pani polityką transportową, nowoczesną polityką społeczną, ochroną klimatu. Czy transpłciowość to dla pani błogosławieństwo czy przekleństwo?
- Dla mnie było ważne, by otwarcie mówić o swojej historii i tożsamości, bo wiem, że innym daje to siłę i że czują się zauważeni.
Również w Bundestagu doświadcza pani ataków słownych, najczęściej ze strony AfD. Musi mieć pani grubą skórę…
- Jako polityk zawsze trzeba mieć grubą skórę, bo musimy znieść krytykę, a część z niej jest dobra i słuszna w demokracji. Ale jest wiele ataków, które przekraczają granicę i są transfobiczne. Często jestem atakowana w internecie i to jakoś w człowieku zostaje, ale nie chcę dać tym ludziom satysfakcji z zastraszania mnie i dalej pracuję na rzecz społeczeństwa, w którym nie trzeba się ukrywać.
W momencie coming outu miała pani 17 lat. Kiedy wiedziała pani, że nie identyfikuje się z płcią męską?
- Dla mnie było to właściwie zawsze jasne. Już jako dziecko mocno to odczuwałam. Moje otoczenie dążyło do tego, bym spełniała się w męskiej roli. Pamiętam bardzo dobrze, jak zabierano mnie na piłkę nożną i wszystkie te rzeczy, których oczekuje się w dzieciństwie od domniemanego chłopca. To wszystko nie pasowało do mnie. A gdy weszłam w okres dojrzewania, stało się dla mnie bardzo fizyczne, że moje ciało rozwija się w kierunku, z którym w ogóle nie mogę się identyfikować. Miałam szczęście, że mój coming out nastąpił w czasie, gdy nie byłam jeszcze osobą publiczną. Choć w latach szkolnych to też było wyzwaniem.
Komu pani o tym powiedziała? Rodzicom, przyjaciołom?
- Zwierzyłam się dobrej przyjaciółce, która mnie niestety nie wsparła. Powiedziała, że nigdy nie będę kobietą. Nasz kontakt się urwał. Rodzice mieli z tym w pierwszych tygodniach i miesiącach problem, ale potem mnie wspierali. Moja rodzina i szkoła również, chociaż na początku było trudno, bo to była katolicka szkoła i obawiano się reakcji Kościoła. Nauczycielka, której się zwierzyłam, i dyrektor szkoły dołożyli wszelkich starań, aby wspierać mnie w tym trudnym czasie.
A jak zareagował Kościół?
- Nie było żadnej reakcji. Myślę, że nie znali szczegółów. Nauczyciele obawiali się jednak – i ja również – że jeśli wieści się rozejdą, to może być jakaś negatywna reakcja ze strony archidiecezji. Nadal jest w Niemczech wiele przypadków negatywnych reakcji Kościoła w stosunku do gejów, lesbijek, osób transpłciowych, rozwodników czy kobiet, które dokonały aborcji. Bywa, że w instytucjach prowadzonych i finansowanych przez Kościół rozwiązuje się z takimi osobami umowy o pracę.
Pani ojciec pochodzi z Polski, z konserwatywnej, katolickiej rodziny. Jak zareagował?
- Gdy mu o tym powiedziałam, zareagował pytaniem: „Mam cię teraz uderzyć, czy co?”. Na początku to go przerastało, ale bardzo szybko zainteresował się sytuacją osób transpłciowych i wspierał mnie, co mnie zaskoczyło. Bardzo się wtedy bałam.
Ma pani jeszcze kontakt z rodziną w Polsce?
- Przez długi czas moja rodzina miała w Polsce drugą ostoję, ale w ostatnich latach już coraz mniej. Jestem członkinią polsko-niemieckiej grupy parlamentarnej w Bundestagu i dzięki temu mam trochę politycznych kontaktów z Polską.
Lider Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński, często wyśmiewa osoby transpłciowe: „Nie Władysław, tylko Zosia, a jutro może znowu Władysław” – mówił podczas jednego z wystąpień. Albo twierdzi, że bycie trans to moda z Zachodu. Co by mu pani odpowiedziała?
- Niezależnie od tego, czy jesteśmy mężczyznami czy kobietami, gejami, lesbijkami, osobami transpłciowymi, wszyscy jesteśmy częścią społeczeństwa. A przykład, o którym mówił, jest oderwany od rzeczywistości, bo osoby transpłciowe rodzą się ze swoją tożsamością. To nie jest tak, że ktoś spontanicznie zdecyduje się na korektę płci. Takie twierdzenia to godna pożałowania próba urabiania opinii publicznej przeciwko nam i zdobywania głosów. Zachód nie wymyślił bycia trans. Lesbijki, geje, osoby biseksualne czy transpłciowe są wszędzie na świecie i zawsze istniały.
Powiedziałaby mu pani, że osoby transpłciowe niejednokrotnie bardzo cierpią, na co przecież nikt dobrowolnie by się nie pisał?
- Osoby transpłciowe codziennie są obrzucane obelgami w internecie i na ulicy, dostają listy z pogróżkami. Ze statystyk wynika, że mają dużo większe ryzyko utraty pracy czy dachu nad głową i mniejsze szanse zrobienia kariery. Bycie trans nie wiąże się z korzyściami, tylko wprost przeciwnie – z ogromnymi wyzwaniami. Jeśli ktoś decyduje się na tranzycję medyczną, hormony czy ewentualne operacje, to wszystko nadal nie jest proste.
Niemiecki rząd chce znieść ustawę o transseksualizmie z 1980 roku i zastąpić ją ustawą o samostanowieniu. Kiedy pojawi się ta ustawa?
- Niemiecka ustawa o transseksualizmie jest w wielu punktach niezgodna z konstytucją. Jeszcze kilka lat temu przewidywała, że osoby, które chciały zmienić imię i wpis o płci w metryce, musiały się rozwieść, jeśli były w związku małżeńskim. Były też zmuszane do sterylizacji. Federalny Trybunał Konstytucyjny uznał to za niezgodne z konstytucją.
Ale co ciągle jest prawem i co chcemy zreformować jako dyskryminujące: mimo, że Światowa Organizacja Zdrowia mówi, iż transpłciowość nie jest zaburzeniem psychicznym, państwo niemieckie nadal zmusza osoby trans do dłuższych terapii i przedłożenia dwóch niezależnych zaświadczeń o transpłciowości od różnych psychologów i psycholożek. Chcemy to zrewidować i umożliwić osobom, których to dotyczy, by same mogły złożyć odpowiedni wniosek. Ustawa ta ma jeszcze w tym roku przejść przez Bundestag.
Ustawa będzie przewidywać także kary za umyślny deadnaming, czyli umyślne używanie odrzuconego imienia lub zaimka. Ma to zapobiec sytuacji, w której osoby transpłciowe, ale i interseksualne czy niebinarne, będą zmuszane do outingu.
- Tak, teraz rozmawiamy o szczegółach tych kar. Deadnaming, czyli ciągłe „odkopywanie” dawnych imion osób transpłciowych i celowe błędne określanie ich płci, są formą przemocy psychicznej i mobbingu.
Ustawa o samostanowieniu dotyczy w pierwszym rzędzie zmiany nazwiska i wpisu o płci, ale ma też ułatwić tranzycję medyczną. W jaki sposób?
- Chcemy zapisać w ustawie roszczenia prawne do przejęcia kosztów operacji korekty płci. Osoby transpłciowe cierpią psychicznie, gdy nie mają dostępu do usług medycznych, muszą wielokrotnie pisać do kasy chorych i czekać miesiącami lub latami na zabiegi.
W siódmą rocznicę tranzycji napisała pani: „W przeszłości często obwiniałam siebie, że nie pasuję do tego świata i robiłam wszystko, żeby jak najmniej rzucać się w oczy. Dzisiaj jest inaczej. Jestem dumna z tego kim jestem i dalej będę robić wszystko, aby nie była to już walka społeczna, ale najbardziej naturalna rzecz na świecie”. Wzruszające słowa…
- Chcę być osobą, która otwiera drzwi. W Bundestagu zasiada ponad 700 osób, a my jesteśmy tylko dwiema transpłciowymi kobietami. Świat różnorodności płci jest znacznie większy. Są osoby interseksualne, które swoją fizycznością nie pasują do świata myślącego tylko w kategoriach mężczyzna/kobieta. Są transpłciowi mężczyźni i wiele osób, które nie identyfikują się w binarnych kategoriach.
A wie pani, że pierwszą wyoutowaną transpłciową posłankę polski Sejm miał już dwanaście lat temu? Była nią Anna Grodzka.
- Tak, dobrze ją pamiętam. I pamięta ją chyba każda osoba transpłciowa, która jest aktywna politycznie, także za granicą. Anna była dla mnie wzorem do naśladowania i motywowała mnie. W Niemczech brakowało mi takich wzorców.
Co można zrobić, aby społeczeństwo było bardziej otwarte na mniejszości?
- Reprezentacja jest bardzo ważna. Jest wiele osób, które nie mają kontaktu z osobami transpłciowymi, mają uprzedzenia lub obawy. Myślę, że jeśli nas zobaczą i zobaczą, że jesteśmy normalnymi ludźmi, te obawy mogą zniknąć. Nawet jeśli jesteśmy tylko niewielką częścią społeczeństwa, zasługujemy na uznanie i respekt. Dotyczy to również innych mniejszości, czy to w dziedzinie religii, czy migrantów. Wszyscy mamy prawo, by nie być atakowanym i żyć swoim życiem możliwie swobodnie i w zgodzie ze sobą.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>
*Nyke Slawik (rocznik 1994) wstąpiła do partii Zielonych jako nastolatka. Była w zarządzie młodzieżówki, kandydowała do Landtagu Nadrenii Północnej-Westfalii i Parlamentu Europejskiego. W 2021 roku została wybrana do Bundestagu.