Wielka akcja zalesiania w Niemczech
2 października 2019Z daleka ten ogrodzony kawałek lasu wygląda trochę dziwnie: pnie rosnących tu drzew są ponumerowane i obwiązane taśmą pomiarową. Pomiędzy drzewami stoją duże białe pojemniki na czerwono-brązowych okrągłych słupach. Wyglądają przez to niczym wielkie grzyby. Są to zbiorniki, do których zbiera się to wszystko, co spada z drzew.
W tym lesie doświadczalnym w Kloetze, na wschód od Hanoweru, rośnie 600 daglezji – drzew iglastych z rodziny sosnowatych. Ojczyzną daglezji jest Kolumbia Brytyjska w Kanadzie.
Dlaczego daglezje dużo lepiej niż inne drzewa radzą sobie z suszą?
Birte Scheler pracuje dla Północno-Zachodniej Niemieckiej Leśnej Stacji Doświadczalnej i trzyma w ręku garść drzewnych igieł wydobytych z jednego z pojemników. Opadłe igły są na ogół brązowe, ale wśród tych, leżących na jej dłoni, zdarzają się także igły zielone. Późnym latem nie jest to sytuacja normalna i stanowi ona zawsze sygnał ostrzegawczy, że to drzewo cierpi na stres suszy, wyjaśnia leśniczka. Ponieważ ma w ręku stosunkowo niewiele zielonych igieł, sytuacja „nie jest jeszcze alarmująca”. Także inne wyniki pomiarów przeprowadzonych w tym lesie doświadczalnym wskazują na to, że daglezje najwidoczniej „całkiem dobrze” poradziły sobie z suszą.
"Z rosnącymi tu drzewami nie mamy w zasadzie żadnych problemów", stwierdza Birte Scheler, mimo że w dwóch ostatnich porach letnich panowała wyższa niż zwykle temperatura i mało padało, na czym mocno ucierpiały inne gatunki drzew. Mimo to daglezje wykazują „duży przyrost”, podkreśla.
Jej kolega Ralf-Volker Nagel ma na to wyjaśnienie: daglezje mają w korze drobniutkie szczeliny, które zamykają się podczas suszy i ograniczają odparowywanie. Dzięki temu daglezje mogą utrzymać więcej wilgoci w pniu. Jest to mechanizm dopasowania się przez nie do warunków panujących na obszarze, z którego pochodzą i przeniesiony przez nie do Niemiec. Daglezje dobrze poraziły sobie w nich z letnią suszą w dwóch ostatnich latach.
Leśniczy Max Schroeder nie może tego powiedzieć o swoich drzewach. Jego rewir leśny ma powierzchnię 16 000 hektarów i położony jest w pobliżu małej miejscowości wypoczynkowej Riefensbeek w zachodniej części masywu górskiego Harzu, około 150 kilometrów na południe od lasu doświadczalnego w Kloetze. Rosną w nim głównie świerki. Max Schroeder nie musi zbierać ani liczyć opadłych na ziemię igieł, żeby stwierdzić, że jego drzewa cierpią na stres suszy. Każdy widzi to od razu gołym okiem.
"Jest to absolutnie dramatyczna sytuacja, czego w takiej formie nigdy do tej pory nie widziałem", mówi Schroeder. W niektórych miejscach świerki wyglądają tak, jak na jesieni, która przyszła za wcześnie. W innych pnie drzew stoją gołe.
Harz mocno ucierpiał wskutek wichury, suszy i korników
Ich problemy zaczęły się jednak już dużo wcześniej. Od dłuższego czasu latem panują coraz większe upały, a deszcze padają coraz rzadziej. W rezultacie świerki wytwarzają coraz mniej żywicy, która jest ich główną bronią przeciwko ich największemu wrogowi – kornikom. Ten wyjątkowo agresywny szkodnik wgryza się pod korę drzew, co sprawia, że wkrótce one wysychają.
Dla Schroedera i jego kolegów oznacza to stałą walkę z czasem. Muszą szybko wykryć zaatakowane przez korniki drzewa, wyciąć je i szybko usunąć z lasu, żeby ochronić w ten sposób rosnące obok świerki. W przeciwnym razie korniki błyskawicznie przeniosą się na sąsiednie drzewa. Drewno pni, w których korniki wydrążyły już swoje chodniki lęgowe, jest częściowo mało wartościowe, spleśniałe i nie nadaje się już do wielu zastosowań.
Poza tym lasy coraz częściej są nawiedzane przez wichury. W styczniu 2018 roku huragan "Friederike" powalił w rewirze Maxa Schroedera tysiące drzew i całe połacie lasu świecą dziś pustkami. W kierowanym przez niego nadleśnictwie trzeba było usunąć około 250 000 metrów bieżących drewna zniszczonego przez wichurę i zaatakowanego przez korniki; dwa razy więcej niż w latach, w których nie zdarzają się anomalie pogodowe.
Zmiana klimatu kryje w sobie jeszcze jedno, dodatkowe zagrożenie. Nieregularne opady deszczu nie zaopatrują już regularnie gleby w wystarczający zapas wilgoci. Niszczy to nie tylko lasy w górach Harzu, ale także w wielu innych regionach Europy, od Portugalii po Rosję.
Nastąpiło to akurat teraz, kiedy drzewa są pilnie potrzebne, żeby mogły wiązać dwutlenek węgla. Badacze z laboratorium Crowther Lab działającego przy Politechnice Federalnej w Zurychu (ETHZ) obliczyli, że drzewa mogą wyrównać dwie trzecie wszystkich szkód spowodowanych przez dwutlenek węgla powstały w wyniku aktywności ludzi. Zalesianie jest zatem skuteczną metodą walki z niekorzystnymi zmianami klimatu, twierdzą szwajcarscy uczeni.
Wielki program zalesiania. Czego możemy się po nim spodziewać?
Rząd Niemiec chce temu zapobiegać i jak najszybciej odbudować utracony w ostatnich latach drzewostan. Minister rolnictwa Julia Kloeckner wspiera program zalesiania i w ciągu paru najbliższych lat chce zasadzić na terenie całych Niemiec miliony nowych drzew.
Także Max Schroeder stawia na ponowne zalesianie. „Musimy po prostu pomóc przyrodzie”, mówi. Zwraca przy tym uwagę, że całkowicie pozbawione drzew połacie lasu są w tej chwili tak duże, że ich rekonstrukcja potrwa „bardzo długo” zanim się znowu odrodzą.
Podobnie jak inni leśnicy Schroeder chciałby podczas akcji ponownego zalesiania sięgać po różne gatunki drzew, żeby uniknąć świerkowej, lub innej, monokultury. Postępując w ten sposób, zmniejsza się ryzyko utracenia całego lasu, zaatakowanego na przykład przez korniki.
W tej chwili trwają intensywne próby, mające ustalić, jakie gatunki drzew nadają się najlepiej do warunków panujących w niemieckich lasach. Jak się okazało, nie wszystkie gatunki odpornych na suszę drzew z basenu Morza Śródziemnego i Azji Południowo-Wschodniej spełniają warunki stawiane im przez niemieckich leśników.
Importowanie nowych gatunków drzew kryje w sobie także ryzyko
Ralf-Volker Nagel wyjaśnia, na czym polega ryzyko związane ze ściąganiem do Niemiec nowych gatunków drzew: „Drzewa pochodzące z krajów południowych prawdopodobnie dobrze sobie poradzą z podwyższoną temperaturą, z którą musimy się liczyć w nadchodzących latach, ale w Niemczech czyhają na nie także inne zagrożenia, takie jak przymrozki i sam mróz, które mogłyby im poważnie zaszkodzić".
Na przykład dąb ostrolistny z basenu Morza Śródziemnego nie sprawdził się podczas prób przeprowadzonych w południowej Hesji. Okazał się niepodatny na przymrozki i rozwijał się o wiele wolniej niż gatunki dębu występujące w Niemczech. Poza tym w sprowadzonych do Niemiec gatunkach drzew "mogą znajdować się nieznane szkodniki, które potem mogłyby się u nas szybko rozmnożyć", dodaje Nagel.
Trzeba też mieć stale na uwadze, że próby z nowymi gatunkami drzew, aby dały pewne wyniki, muszą potrwać od 50 do 100 lat, ponieważ drzewa rosną o wiele wolniej niż inne gatunki roślin. Wysiewanie nowych gatunków drzew sporo także kosztuje. Na przykład kilogram nasion daglezji kosztuje około 1200 euro. Zawiera około 70 000 nasion, z których wyrasta przeciętnie tylko 22 000 nowych drzew. Eksperci postulują w związku z tym, żeby podczas kosztownej akcji nowego zalesiania inwestować tylko w te gatunki drzew, które wykazały się najlepszymi wynikami w przeprowadzonych już długoletnich badaniach. Na przykład w daglezję, która zdała egzamin na różnych glebach i w różnych stacjach doświadczalnych, takich jak ta w Kloetze.