Niezwykły talent polsko-niemieckiej artystki
28 listopada 2014Olivia Anna Livki urodziła się w polsko-niemieckiej rodzinie w Opolu, wychowała w Schwarzwaldzie, a od kilku lat mieszka w Berlinie.
Szukając funduszy na nagranie debiutanckiej płyty zdecydowała się w 2011 roku wziąć udział w polskiej edycji popularnego programu "Must be the Music". Jest to znany również w Niemczech konkurs muzyczny, w którym młodzi artyści poddają swój talent krytycznej ocenie jury i widzów. Olivia swoim występem zaszokowała wszystkich. Zamiast grzecznie ubranej wokalistki, wykonujacej "cover" jakiegoś słodkiego przeboju, na scenie pojawiła się dziewczyna w wyzywającym stroju, śpiewajaca własną, utrzymaną w postpunkowym klimacie kompozycję, grając przy tym wirtuozersko na gitarze basowej. Po występie Kora Jackowska, legenda polskiej estrady, nazwała ją objawieniem, a Olivia, mimo że w efekcie nie zajęła pierwszego miejsca w konkursie, w ciągu jednego wieczora zyskała tysiące fanów i uwagę mediów.
„The Name Of This Girl Is"
Kilka miesięcy później udało się jej również wydać wymarzoną, pierwszą płytę, zatytułowaną „The Name Of This Girl Is". Album, którego tytuł zaczerpnięty został z dorobku podziwianego przez artystkę zespołu Talking Heads, w całości skomponowany i zaaranżowany jest przez Livki, miksami zaś zajął się Patrick Dillett z Nowego Jorku, współpracujący z takimi gwiazdami, jak David Byrne czy Santigold. We wrześniu 2012 roku płyta, uzupełniona o nowe nagrania, zostaje wznowiona przez polski oddział koncernu muzycznego EMI/Warner, co jednak nie przekłada się na sukces komercyjny. To gorzkie doświadczenie, które w ostatnich latach stało się udziałem wielu muzyków, szczególnie tych młodych. Nakłady płyt CD w Polsce spadły tak drastycznie, że obecnie wystarczy sprzedaż 15 tysięcy egzemplarzy, by kompakt otrzymał miano "złotej płyty" (w Niemczech dla porównania jest to 100 tysięcy egzemplarzy). W przypadku ambitniejszych produkcji, takich jak „The Name Of This Girl Is", płyty sprzedają się już wyłącznie na koncertach, a tych na szczęście Olivia Anna Livki gra całkiem sporo.
Kwiatek do kożucha
W internecie znaleźć można dziesiątki filmików z jej występów; ten najważniejszy do tej pory odbył się na warszawskim Torwarze, gdzie Olivia zagrała jako support Lenny`ego Kravitza, ale są też fragmenty szalonych koncertów na przykład w czeskiej Pradze, berlińskim klubie SO 36 czy sopockim klubie artystów SPATiF. Osobną kategorią są zapisy z występów telewizyjnych. Po sukcesach w "Must be the Music" Olivia stała się ulubienicą zarówno polskich magazynów muzycznych jak i telewizji śniadaniowej, traktując jednak swój udział w programach bez specjalnej atencji, wyłącznie w kategoriach czysto promocyjnych. - Artyści postrzegani są tutaj jak kwiatek do kożucha, są kolorowym akcentem potrzebnym dla ubarwienia dosyć banalnych treści - komentuje z przekąsem.
Recepta na sukces
Olivia mieszka w berlińskiej dzielnicy Steglitz. Skromne, typowo studenckie mieszkanie, jedynie kolekcja płyt i gitara basowa oparta o ścianę zdradzają profesję lokatorki. Opowiada o swoich fascynacjach literaturą cyberpunkową, muzyką, filmem. Ona sama przez długi czas wiązała swoją przyszłość z pracą reżysera. Już jako dziesięciolatka napisała scenariusz i wyreżyserowała 45-minutowy film, do tej pory zresztą jest autorką swoich wideoklipów. Pewnie gdyby nie kariera muzyczna, Niemcy mieliby bardzo zdolną młodą reżyserkę rodem z Polski. A tak mają świetną wokalistkę, kompozytorkę i multiinstrumentalistkę.
- Wbrew pozorom jestem introwertyczką, która lubi siedzieć i majsterkować przy muzyce bardziej, niż występować się na scenie. Koncerty traktuję oczywiście bardzo poważnie; mama nauczyła mnie, że jest to element pokory i respektu dla ludzi, dla których w końcu to robię - opowiada Livki.
Mimo sporej popularności w Polsce, Olivia widzi swoją przyszłość na scenie międzynarodowej. Jej najnowsza płyta wyprodukowana jest między innymi przez znakomitego producenta z Nowego Jorku Sterlinga Foxa, odpowiedzialnego za brzmienie nagrań Lany Del Rey. Singiel promujący album "Dark Blonde Rises" ukazał się 31 października.
Krzysztof Visconti