Opieka nad starszymi:szansa, której nikt nie chce
2 marca 2013Szacunkowo 2,4 mln osób w Niemczech, głównie osób starszych, wymaga stałej opieki. Zadanie to ciąży przede wszystkim na barkach Polek, też Hiszpanek, Ukrainek czy Azjatek; w sumie kobiet zastępujących „brakujące w Niemczech córki”. Tylko Polek pracuje w branży opiekuńczej 200 tys. do pół miliona. Możliwe są tylko szacunki, bo pracują głównie prywatnie, wiele na czarno.
Potrzebującymi opieki mogliby opiekować się też członkowie rodziny. Co więcej, mogą jednocześnie nawet pracować, tyle, że w mniejszym wymiarze godzin. Od początku 2012 r. weszła w Niemczech w życie specjalna regulacja, tzw. „czas na rodzinną opiekę”. Zgodnie z nią osoby, które chcą zająć się w domu bliską osobą wymagającą opieki, mogą zredukować swój czas pracy nawet do 15 godzin tygodniowo. Ponieważ muszą jednak z czegoś żyć, w dalszym ciągu otrzymują 75 procent dotychczasowego wynagrodzenia. Z przywileju tego mogą korzystać maksymalnie dwa lata. Po powrocie do normalnego wymiaru pracy, będą otrzymywać tak długo 75 procent pensji, dopóki nie „odpracują” czasu spędzonego w domu.
Chętnych jak na lekarstwo
Ustawę przeforsowało ministerstwo ds. rodziny prowadzone przez minister Kristinę Schröder (CDU). Ustawa, jak tłumaczyła minister, „miała dać pracownikom szansę pogodzenia pracy zawodowej z opieką nad bliskimi”. Prawie rok po wejściu ustawy w życie, skorzystało z niej zaledwie 200 osób, donosi „Süddeutsche Zeitung” powołujące się na tymczasową statystykę ministerstwa.
Fala krytyki
Ustawa jest „asocjalna” i „do niczego się nie nadaje”, krytykuje wiceprzewodnicząca SPD Manuela Schwesig. Skorzystać mogą z niej tylko osoby lepiej zarabiające. Nie istnieje ponadto żadna prawna regulacja, pracodawca może się zgodzić na takie rozwiązanie, ale nie musi.
Markus Kurth z partii Sojusz 90/Zieloni nazwał ustawę „nie mającą nic wspólnego z rzeczywistością”. Dwa lata są dla dotkniętych rodzin zbyt krótkim okresem, ponadto inaczej, niż w przypadku urlopów macierzyńskich lub ojcowskich na opiekę nad dziećmi, pielęgnowanie starszych, chorych osób jest trudne do przewidzenia. Znacznie lepszym rozwiązaniem byłby ruchomy czas pracy, uważa polityk Zielonych.
Ostro krytykuje ustawę także Federalne Zrzeszenie Niemieckich Organizacji Pracodawców (BDA). „Dane statystyczne pokazują, że ustawa nie jest potrzebna”, skrytykował rzecznik BDA. Pracodawcy i pracobiorcy mogą w razie potrzeby sami uzgodnić jakieś rozwiązanie, zależnie od indywidualnego przypadku i od rodzaju firmy. „Ustawowe regulacje są w najlepszym przypadku zbędne, w najgorszym – szkodliwe”, uważa BDA. Zdaniem natomiast związków zawodowych, ponieważ ustawa nie jest wspierana żadnymi regulacjami prawnymi, brakuje jej „socjalnych standardów i siły nośnej”.
Praca na pół gwizdka
Krytykowane jest też wprowadzenie ustawy w czasach, kiedy wszędzie pilnie potrzebni są fachowcy i firmy najzwyczajniej nie mogą sobie pozwolić na praktykowanie takiego modelu „pracy na pół gwizdka”.
Nie jest to pierwsza tak ostro krytykowana inicjatywa minister Kristiny Schröder. Jej pomysłem był też niewypał - tzw. premia za stanie przy garach, (Herdpraemie) czyli nagradzanie finansowo rodziców, którzy zostaną z dziećmi w domu, zamiast posyłać je do żłobka lub przedszkola. Ministerstwo tymczasem broni swojego stanowiska. Jak tłumaczy Kristina Schröder, za niespełna dziesięć lat opieki będzie potrzebowało w Niemczech już 3,4 mln osób, ustawa jest więc „krokiem we właściwym kierunku”. Rzecznik ministerstwa natomiast przypomina przechodzącą na początku podobne trudności regulację dotyczącą niepełnego wymiaru czasu pracy w wieku przedemerytalnym. „Dziś, po dziesięciu latach od jej wprowadzenia, z możliwości takiej korzysta 100 tys. osób. Tego typu ważkie społecznie przedsięwzięcia wymagają czasu", argumentuje rzecznik i podkreśla, iż ważne jest wsparcie ze strony związków zawodowych i zarządów firm, by „możliwość stała się regułą”.
Dapd/AFP/Elżbieta Stasik
red. odp.:Małgorzata Matzke