Ostalgia – tęsknota za kiedyś pogardzanym
3 października 2015W hotelu „Osten“ („Wschód“), w dawnej wschodnioberlińskiej dzielnicy Friedrichshain, można przenocować i pomieszkać jak za czasów NRD. Jego założyciele zainwestowali mnóstwo czasu i wysiłku, żeby wiernie odtworzyć atmosferę lat 60-tych w NRD. Tapety, meble, cały wystrój hotelowego wnętrza jest wierną kopią tamtych lat. Cały ten trud opłacił się. Hotel niezmiennie cieszy się powodzeniem. – Nasi goście chcą po prostu przeżyć, jak wówczas było – tłumaczy szef Daniel Helbig i zapewnia, że wielu chodzi po prostu o „spowolnioną” codzienność, bez telewizora, telefonu czy innych luksusów.
Powrotu do czasów NRD życzyłoby sobie jednak tylko dziesięć do piętnastu procent z 16 mln mieszkańców wschodnich Niemiec, ludzi, którzy na własnej skórze doznali egzystencji w socjalistycznym projekcie pod tytułem Niemiecka Republika Demokratyczna (1949-1990). Potwierdzają to sondaże licznych instytutów badania opinii publicznej. Większość cieszy się z życia w zjednoczonych Niemczech, z nieco więcej dobrobytu i wolności.
Boom ostalgii
Mimo to nieustannie utrzymuje się zjawisko zwane „ostalgią” (nostalgia + Ost: wschód). Silke Rüdiger na przykład oferuje online produkty z byłej NRD. Jeszcze są wytwarzane, chociaż w niewielkich ilościach i przez nieliczne firmy. Wybór sięga od ubrania, poprzez muzykę i filmy, po oryginalne wschodnioniemieckie pieniądze i odznaczenia. Banknot 100-markowy na przykład kosztuje dzisiaj 25 euro.
Przyznawaną przez Honeckera Złotą Gwiazdę Bohatera Pracy („Held der Arbeit”) można kupić za 350 euro. Wystarczy kliknąć myszą i już odznaczenie dostarczane jest pocztą do domu, nawet w oryginalnym pudełku. – Największym powodzeniem cieszą się jednak środki spożywcze z byłej NRD – mówi Silke Rüdiger, właścicielka firmy wysyłkowej. Ukochane produkty to musujący „Czerwony Kapturek” – Rotkäppchensekt ze Freyburga, musztarda z Budziszyna, kiszone ogórki ze Szprewaldu, kawa zbożowa „imNU”, imitacja CocaColi – ClubCola czy „Halloren Kugeln” - kakaowo-śmietankowe praliny z Halle.
Utracona ojczyzna
– Ludzie chętnie wracają do swojej dawnej codzienności. Nie odbierali wówczas wszystkiego jako złe a wiele tych rzeczy bezpowrotnie zniknęło – tłumaczy swój handlowy sukces Silke Rüdiger. W żadnym wypadku nie widzi jednak w tym politycznego podtekstu. – Kto ma w ustach „Halloren Kugeln”, czuje smak dzieciństwa – mówi.
Także Dirk Grüner jest zdania, że „ostalgikom” nie chodzi o system polityczny, tylko o emocje. – Ludzie stoją ze łzami w oczach i patrzą na przedmioty ze swojego dzieciństwa – opowiada Grüner. Prowadzi muzeum „Ostalgie Kabinett” w Langenweddingen pod Magdeburgiem. Razem z rodzicami zgromadził 20 tys. przedmiotów z czasów NRD. – Ludzie najczęściej pytają o sprzęt kuchenny. Chętnie by coś kupili, bo do dzisiaj są przekonani o jego jakości – dodaje. Dirk Grüner musi wówczas prosić o wyrozumiałość, bo gdyby miał wyprzedawać swoje zbiory, szybko nie miałby czego pokazywać.
Tęsknota za uznaniem
– Wielu mieszkańców dawnej NRD ciągle jeszcze czuje się pozbawionych ojczyzny i obco w zjednoczonych Niemczech. Życie w NRD było po prostu łatwiejsze do ogarnięcia – tłumaczy przyczyny ostalgii Klaus Schroeder z Wolnego Uniwersytetu Berlina. Schroeder jest socjologiem i politologiem, intensywnie zajmował się NRD i pozjednoczeniowymi latami. Jego wniosek: radykalne przejście na gospodarkę wolnorynkową sprawiło, że wielu ludzi między Saksonią a Turyngią poczuło się bezwartościowymi, wzgardzono ich dorobkiem a ich życie zostało tym samym zdewaluowane. W 1990 roku z dnia na dzień zniknęły niezliczone firmy i ich produkty. Po prostu przestały istnieć.
Dlatego tak ważną rolę odgrywają przedmioty codziennego użytku i związane z nimi wspomnienia. Motto tych wspomnień: „Nie byliśmy wcale tacy źli, jak utrzymuje Zachód”. Szukanie uznania prowadzi też jednak do zupełnie innych efektów. – 40 procent młodych ludzi, których rodzice żyli w NRD, nie uważa NRD za dyktaturę, 50 procent argumentuje wręcz, że także w zachodnich Niemczech nie panowała czysta demokracja – mówi Klaus Schroeder. W poglądach tych socjolog dostrzega znowu szukanie uznania, potrzebę, by Zachód widział we Wschodzie równorzędnego partnera. Niemieckie społeczeństwo musi uważać, by tęsknota do minionych czasów nie doprowadziła do historycznych przekłamań. Niebezpieczna nie jest ostalgia, tylko wszechobecna w międzyczasie polityczna obojętność, dodaje Schroeder.
Podobne doświadczenia ma historyk Stefan Wolle, dyrektor Muzeum NRD w Berlinie. Dlatego do tych upiększonych upływem czasu enerdowskich wspomnień stara się dołożyć zawsze łyżkę dziegciu. W Muzeum NRD ostalgia kończy się najpóźniej z chwilą wejścia do wiernie odtworzonej celi przesłuchań enerdowskiej bezpieki, kontrolującej i tłumiącej w zarodku każdą próbę stawienia władzy oporu. Z głośników dobiegają dźwięki przesłuchań spisanych z oryginalnych protokołów. – Najbardziej rozbrykana klasa szkolna tu się uspokaja – mówi Wolle i dodaje, że ideologicznie zabarwiona ostalgia znika. – Dla młodego pokolenia NRD to już tylko historia – stwierdza z satysfakcją.
Nie do zdarcia wydaje się natomiast motoryzacyjna spuścizna NRD. Większość produkowanych we wschodnich Niemczech trabantów i wartburgów dawno już poszła na złom, te jednak, które przetrwały cieszą się kultowym statusem. Ingo Speckmann wynajmuje dziś „trabi“, zwane też po prostu „papą“, na wesela i przejażdżki. Podczas gdy turyści są po prostu ciekawi, mieszkańcy byłej NRD kojarzą te auta z więzami, które łączyły ludzi. Części zamienne były zawsze problemem, dlatego trzeba było je majstrować samemu, pomagać sobie nawzajem, wymieniać się. Speckmann jest przekonany, że wszystko to łączyło obywateli NRD więzami, których dzisiaj nie ma. Najwyraźniej nie tylko on tak uważa.
Wolfgang Dick / tł. Elżbieta Stasik