Ostrożny protest Niemiec przeciwko Ahmadineżadowi
30 grudnia 2009To, co się stało na ulicach irańskiej stolicy w zeszłą niedzielę, było największym protestem przeciwko reżimowi od momentu powstania islamskiej republiki w 1979 roku: byli zabici i ranni. Ponad 300 osób zostało aresztowanych. Podczas gdy irański prezydent, Mahmud Ahmadineżad mówi, że protesty były sterowane przez "Amerykanów i Syjonistów", zachodnie rządy już od poniedziałku zastanawiają się, jak reagować na niedzielną masakrę.
Najszybsi byli Brytyjczycy: rząd w Londynie wezwał irańskiego ambasadora, i złożył protest przeciwko łamaniu praw człowieka. We wtorek zachodnie rządy umówiły się, że wspólnie będą reagować na działania irańskiego reżimu. "O tym, jak dalej reagować na sytuację w Iranie, trzeba będzie razem decydować na płaszczyźnie międzynarodowej", powiedział rzecznik niemieckiego ministerstwa spraw zgranicznych, Andreas Peschke. Negocjacje z europejskimi partnerami są już w toku, dodał zastępca rzecznika rządu. W każdym razie, Niemcy na razie nie mają zamiaru, tak jak to zrobili Brytyjczycy, wzywać irańskiego ambasadora na dywanik.
"Ludzie mają nasze poparcie"
Kanclerz Angela Merkel skrytykowała postępowanie irańskiego reżimu. Minister stanu w ministerstwie spraw zagranicznych, Werner Hoyer, zaostrzył ton wobec Teheranu we wtorek: "Ludzie, którzy w Iranie walczą o wolność słowa, mają nasze poparcie". Hoyer dodał: "Rząd Niemiec jest bardzo zaniepokojony z powodu brutalnych działań policji w Iranie". Zaapelował do irańskiego rządu, żeby uniknął dalszej eskalacji konfliktu. Niemcy będą korzystać ze wszystkich możliwości, aby pokazać Iranowi, "co my myślimy o tych wydarzeniach" - zadeklarował wiceminister Hoyer.
W Stanach Zjednoczonych zajścia uliczne w Iranie wywołały ogromne kontrowersje. Prezydent USA, Barack Obama, docenił "odwagę i przekonania Irańczyków" i zażądał natychmiastowego uwolnienia uwięzionych demonstrantów.
Kgp/dpa/AFP/Friedel Taube
red. odp.: Marcin Antosiewicz / du