Ostrzejsze kary za mowę nienawiści. "Dostaję groźby"
20 czerwca 2020Niemalże nie ma dnia, by Donald Trump nie zaatakował przeciwników na swoim koncie na Twitterze (aktualnie 30,5 mln obserwujących). Spotyka się to w końcu z reakcją. Na przykład Twitter opatrzył wpis prezydenta USA ostrzeżeniem. Wpis dotyczył protestów po śmierci George'a Floyda, który zmarł wskutek brutalności policji: „Gdy zaczyna się plądrowanie, wtedy padają strzały”. Przez liberalną Amerykę przeszedł krzyk, bo w 1967 roku tym właśnie zdaniem ówczesny szef policji Miami zapowiedział brutalne akcje przeciwko czarnoskórej ludności.
Także Facebook zaczął reagować, mimo że przez długi czas się od tego powstrzymywał. Zablokowane zostało ogłoszenie sztabu wyborczego prezydenta USA, które było skierowane bezpośrednio przeciwko lewicowym grupom. Wpis opatrzono czerwonym trójkątem. W niemieckich obozach koncentracyjnych był to symbol, jakim oznaczano więźniów politycznych.
Meldować, nie tylko usuwać
W Niemczech rząd jest celem, a nie autorem napastliwych komentarzy, ale i tu toczy się debata o tym, co wolno, a czego nie wolno w mediach społecznościowych. W tym tygodniu Bundestag uchwalił ustawę nakazującą platformom takim jak Facebook i Twitter zgłaszanie karalnych treści do Federalnego Urzędu Kryminalnego. Jeśli tego nie uczynią, będą grozić im milionowe kary. W przypadku wielokrotnego wykroczenia kary będą podwyższane. Za publiczne nawoływanie do zabójstwa grozi kara do trzech lat pozbawienia wolności. Zaostrzono kary za nawoływanie do okaleczenia ciała. Media musza zgłaszać także pokazywanie przemocy, wpisy akceptujące czyny karalne oraz rozpowszechnianie pornografii dziecięcej.
Mimo to w internecie nadal dużo wolno. Celem ataków jest ostatnio niemiecka minister sprawiedliwości Christine Lambrecht (SPD), która po wahaniach zgodziła się na zaakceptowanie surowszych kar za pornografię dziecięcą. W telewizji ZDF powiedziała: „Dostaję groźby zabójstwa. Dostaję groźby użycia przemocy, nie tylko wobec mnie, ale i wobec mojego dziecka, żebym tylko zmieniła zdanie”.
Agresywne komentarze pochodzą w większości ze strony skrajnej prawicy, jak stwierdził Federalny Urząd Kryminalny. W 2017 było to 74 procent spośród wszystkich 2270 wykrytych przypadków mowy nienawiści.
Mowa nienawiści a swoboda wypowiedzi
Wiele rządów poszukuje bardziej zdecydowanych metod walki z mową nienawiści i pogróżkami w sieci, ale nie zawsze kończy się to sukcesem. Na przykład we Francji Rada Konstytucyjna stojąca na straży francuskiej konstytucji odrzuciła ustawę o walce z mową nienawiści w mediach społecznościowych. Ustawa wprowadzała obowiązek zgłaszania takich przypadków, pod karą pieniężną do 1,25 mln euro. Rada argumentowała, że taka ustawa mogłaby zachęcić platformy do usuwania rozmaitych treści, co w rezultacie byłoby ograniczaniem wolności słowa.
Tego typu zarzut regularnie pojawia się w debatach o walce z mową nienawiści. Minister Lambrecht powiedziała, że rząd Niemiec nadal chce, by w sieci toczyły się debaty. „Chcemy wolności wyrażania opinii. Dlatego nie może być tak, że ci, którzy chcą barwnego społeczeństwa, zmuszani są do milczenia”.
Czego może dokonać mowa nienawiści, pokazuje zabójstwo chadeckiego polityka Waltera Luebcke w Kassel w 2019 roku. Polityk znany był z działań na rzecz uchodźców i został prawdopodobnie zabity przez prawicowego ekstremistę, który teraz stoi przed sądem. Równolegle toczy się proces emeryta z Gelnhausen w Hesji, który napisał w internecie, że „Luebckego należy z miejsca zastrzelić”. To, co w sieci ma początek werbalnie, potem może okazać się z czasem brutalną rzeczywistością.