Niemieckie media nazywają go „księgowym z Auschwitz“. Proszę wybaczyć, ale przydomek ten jest bzdurą! Jeżeli Oskar Gröning rzeczywiście byłby księgowym z Auschwitz, w pewnym sensie można byłoby być mu nawet wdzięcznym. Bo też tylko drobiazgowości księgowych z Auschwitz zawdzięczamy wiedzę o gigantycznych wymiarach masowego, „taśmowego” mordu na Żydach Europy.
Bardziej odpowiednie byłoby nazwanie Gröninga „tragarzem z Auschwitz”. Jednym z jego zadań było przecież uprzątnięcie bagażu odstawionego na rampie przez tych, których natychmiast po przybyciu do Auschwitz zapędzano do komór gazowych.
Tylko niewielu sprawców z Auschwitz stanęło przed sądem
„Tragarzami", czyli „pionkami” jeszcze dzisiaj nazywa się w firmie tych, którzy o niczym nie decydują, tylko bezwolnie wykonują polecenia innych. Właśnie taki był Oskar Gröning, szeregowy (Obergefreiter), który w fabryce śmierci Auschwitz awansował na podoficera. Z tego, co wiemy, nie był kimś, kto mordował osobiście, kto kogoś zastrzelił, zatłukł czy wrzucał Cyklon B do szybów komór gazowych. Takiego zarzutu w 85-stronnicowym tekście oskarżenia prokuratura mu nie postawi. Ale Oskar Gröning był esesmanem w Auschwitz. Tak jak blisko 7 tysięcy innych Niemców, z których nawet nie setka stanęła kiedykolwiek przed sądem.
Oskar Gröning nie robił ze swojej przeszłości tajemnicy. W procesie mordercy z KL Auschwitz zeznawał jako świadek. Już przed laty udzielał wyczerpujących wywiadów o swojej pracy w obozie zagłady – zarówno niemieckiemu „Spieglowi”, jak brytyjskiej BBC. Nie uciekał, nie ukrywał się, a przez ostatnie 70 lat prowadził w Niemczech normalne życie.
Dlaczego zatem teraz toczy się proces przeciwko prawie 94-letniemu człowiekowi? Odpowiedź mówi więcej o niemieckim wymiarze sprawiedliwości po roku 1945, niż o sprawcach: przez dziesięciolecia stawiani byli przed sądem tylko ci, którym można było udowodnić dokonanie morderstwa osobiście. Również wobec Oskara Gröninga prowadzono żmudne śledztwo, jednak z braku dowodów uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu, już 30 lat temu zostało ono umorzone. Dopiero proces przeciwko strażnikowi z Sobiboru, esesmanowi Johnowi Demjaniukowi zmienił sposób podejścia niemieckich sędziów: od skazania Demjaniuka każdy, kto należał do personelu obozowego, może być oskarżony o współudział w zbrodni – nawet, jeżeli był tam tylko kucharzem. W ten sposób wyraźnie poszerzył się krąg tych, których zaczęto poszukiwać. Teraz, kiedy nie żyje już prawie nikt z ówczesnych sprawców a ci, którzy żyją, mają 90 lat i więcej.
Symboliczne znaczenie procesu
Dlatego proces ten ma dzisiaj przede wszystkim symboliczne znaczenie. Z jednej strony dla samego niemieckiego wymiaru sprawiedliwości: procesem przeciw Oskarowi Gröningowi nowe pokolenie sędziów dystansuje się od bardziej niż problematycznej tradycji swoich poprzedników. Z drugiej strony proces ten ma też symboliczne znaczenie dla Gröninga: jeżeli, tak jak sam mówi, od dziesięcioleci cierpi z powodu ówczesnych wydarzeń, regularnie dręczą go koszmary, to otwarte przyznanie się do winy, wyrażenie skruchy i prośba o wybaczenie mogą mu pomóc. Inaczej niż inni wiekowi oskarżeni, którzy próbując uniknąć stanięcia przed sądem ukrywają się za ekspertyzami o stanie zdrowia, Gröning tego nie robi. Przeciwnie. Już pierwszego dnia procesu skorzystał z szansy, jaką daje mu otwarte przyznanie się do winy. Należy mu się z tego powodu uznanie. I człowiek by sobie życzył, by przesłanie to dotarło przede wszystkim do tych, którzy do dzisiaj uważają Hitlera za wielkiego Niemca.
Ten późny proces jest też ważny dla również bardzo zaawansowanych wiekiem ocalałych z Auschwitz: wielu z nich zjechało z całego świata do Lueneburga, by przypuszczalnie po raz ostatni powiedzieć, co im uczyniono; by jeszcze raz publicznie, w obliczu sprawcy, wyrazić swój ból, który nie minął także po 70 latach.
Wyrok, który ma zapaść za trzy miesiące, jest wobec tego wszystkiego drugorzędny. Moralna ocena sprawców i pomocników ludobójstwa została dokonana już dawno. I nawet jeżeli Oskar Gröning zostanie pociągnięty do odpowiedzialności karnej: wobec jego wieku jest wątpliwe, by musiał iść do więzienia. Bo też inaczej niż w czasach nazizmu, w dzisiejszych Niemczech ”w imieniu narodu”* jest bardzo łaskawe.
Felix Steiner / tł. Elżbieta Stasik
* Wypowiadając wyrok sędzia każdego niemieckiego sądu rozpoczyna go formułą: „w imieniu narodu“ („Im Namen des Volkes”).