Pasożytowanie czy korzyść dla społeczeństwa? UE bada „imigrację z biedy“
12 października 2013Tak wielkie miasta jak Berlin, Mannheim czy Duisburg już od pewnego czasu muszą sobie radzić z dużą liczbą ubogich ludzi. Często przyjeżdżają oni z Rumunii czy Bułgarii, dwóch najuboższych państw UE. Przyjezdni mieszkają w zapuszczonych domach i z reguły nie otrzymują żadnych świadczeń socjalnych. Ale przysługuje im dodatek na dzieci, który w Niemczech wynosi 190 euro miesięcznie. Na warunki niemieckie nie jest to dużo, ale dla imigrantów znacznie więcej, niż otrzymują w swoim kraju. Dlatego emigracja do Niemiec opłaca się nawet tym, którzy stamtąd muszą wyjechać po trzech miesiącach, jeśli nie znajdą pracy.
Miasta najbardziej martwią się o to, co będzie w przyszłości. A to, dlatego, że w 2014 roku obywatele Bułgarii i Rumunii otrzymają swobodny dostęp do niemieckiego rynku pracy. To znaczy, że po trzech miesiącach pobytu w Niemczech będzie im przysługiwać zasiłek socjalny. W związku z tym może dojść do dramatycznego wzrostu „imigracji biedy”. – To jest mój największy problem społeczny i polityczny, mówi Reinhold Spaniel, prezydent Duisburga.
Kto korzysta: Imigranci czy kraj imigracyjny?
Z raportu Komisji Europejskiej wynikają jednak zupełnie inne wnioski: Niemcy nie mają powodu do narzekań – w chwili obecnej to oni wręcz korzystają z napływu imigrantów z państw UE.
Badania dotyczyły „imigracji z biedy”, konkretnie oddziaływania imigracji z biednych państw UE na systemy socjalne zamożnych krajów. Jeśli chodzi o Niemcy okazało się, że świadczenia socjalne od państwa otrzymuje niespełna 5 proc. imigrantów z krajów UE. Podobnie jest we Francji, Finlandii, Holandii czy Szwecji. Większość imigrantów żyje w rodzinach, w których co najmniej jedna osoba pracuje zarobkowo. Z badań wynika też, że „nic nie wskazuje na to, że obywatele państw UE przenoszą się do innego kraju, aby korzystać z przywilejów tamtejszych systemów świadczeń socjalnych. W większości wypadków robią to z powodów rodzinnych lub zawodowych”. Liczba bezrobotnych imigrantów z innych państw UE stanowi zaledwie niewielki procent ogółu społeczeństwa, w Niemczech niespełna 1 proc. Imigranci z innych krajów UE są zazwyczaj rzadziej bezrobotni niż tubylcy.
Większość płaci podatki
Komisarz UE ds. zatrudnienia Laszlo Andor powiedział w rozmowie dla „Spiegel Online”, że „większość Rumunów i Bułgarów pracuje zawodowo i przyczynia się w znaczny sposób do wzrostu zamożności Niemiec, gdyż płaci tam podatki, składki na świadczenia socjalne i wydaje pieniądze”. Ponadto ponad 20 proc. imigrantów z Rumunii i Bułgarii ma wyższe wykształcenie, a to jest duża liczba na tle proporcji w poziomie edukacji w społeczeństwie niemieckim.
Także Reinhold Spaniel obserwuje, że do Niemiec przybywa wiele wysoko wykwalifikowanych osób z Rumunii i Bułgarii. Lecz to nie one przyprawiają go o ból głowy, lecz ci biedni imigranci z niskimi kwalifikacjami zawodowymi lub bez żadnych kwalifikacji. Prezydent Duisburga zauważa, że „imigracja z biedy jest spowodowana problemami w krajach pochodzenia imigrantów”. - Także dyskryminacja zmusza ludzi do opuszczenia stron rodzinnych i emigracji do Niemiec - mówi.
Bieda natrafia na biedę
To dotyczy głównie mniejszości Romów, którzy żyją w krajach swego pochodzenia w beznadziejnych warunkach. Często nie mają wykształcenia, niektórzy nie potrafią czytać ani pisać. Zamieszkują najczęściej, jak ma to miejsce w Duisburgu, w blokowiskach, w których niechętnie mieszkają NIemcy, a gdzie są niskie czynsze. W Duisburgu takich imigrantów żyje już 8 500, a każdego miesiąca przybywa dalszych 500.
W opinii Christopha Butterwegg, który zajmuje się na Uniwersytecie Kolońskim tematem ubóstwa, nie można takich miast, jak Duisburg pozostawiać na pastwę swego losu. – To są akurat miasta, które i tak cierpią z powodu pustych kas. Jeśli przyjrzeć się całemu krajowi, wtedy stwierdzimy, że w Niemczech jest dostatecznie dużo pieniędzy, aby rozwiązać te problemy – zaznacza.
Kto powinien podjąć działania: Berlin czy Bruksela?
Szef niemieckiego resortu spraw wewnętrznych Hans-Peter Friedrich obstaje przy tym, aby to UE więcej robiła w tym zakresie. Oczekuje on od Brukseli nowych regulacji, które uniemożliwią ludziom ponowny przyjazd do kraju, w którym za pierwszym razem nie znaleźli pracy. W wywiadzie dla gazety „Die Welt” Friedrich powiedział, że „swoboda przemieszczania się nie jest równoznaczna z prawem do wyłudzania świadczeń socjalnych”.
Christopher Butterwegg bardzo krytycznie odnosi się do opinii ministra i upomina go, że tu chodzi o obywateli Unii Europejskiej. Lecz nawet, jeśli Niemcy nie mają, jak dowodzą badania UE, powodów do narzekań, nie zmienia to faktu, że poszczególne miasta muszą udźwignąć spory ciężar, kiedy napływają do nich ubodzy imigranci, którzy nie mają szans na znalezienie pracy. Pomimo dużych obciążeń prezydent Duisburga nie domaga się zmiany prawa. – Ci ludzie mają takie same prawo do przemieszczania się na terenie Unii Europejskiej jak Francuzi czy Brytyjczycy. Ale nie jesteśmy w stanie środkami, którymi dysponujemy, rozwiązywać problemów. Potrzebna nam jest pomoc Berlina i Brukseli – zaznacza.
Spaniel uważa, że długofalowo potrzebne będą środki z UE, aby poprawić warunki życia imigrantów w krajach ich pochodzenia. Teraz nie pozostaje im nic innego, jak wyjazd za granicą. Prezydent Duisburga boi się o swoje miasto, boi się zakłóceń pokoju społecznego, gdyż, jak mówi, w niektórych częściach miasta panuje sytuacja nie do zniesienia.
Michael Lawton / Barbara Cöllen)
red. odp.: Małgorzata Matzke