Pastor w domu opieki. Przejmujące doświadczenia
2 kwietnia 2021Thomas Jeutner nie może zapomnieć rozmowy z jednym z wyczerpanych pracowników zakładu opiekuńczego. Chodziło o zagrożenie ze strony koronawirusa i dramatyczną sytuację w ośrodku. „Wiesz, ja nie wierzę w Boga - powiedział młody człowiek. A potem: „Ale modlę się za wszystkich, którzy tu mieszkają, którzy mają COVID-19, żeby przeżyli”. Jeutner wspominając tę rozmowę robi pauzę. −To było w zasadzie wyznanie wiary − mówi.
Thomas Jeutner jest ewangelickim pastorem w dzielnicy Berlin-Mitte. Znana na całym świecie „Kaplica Pojednania” przy pomniku Muru Berlińskiego należy do jego parafii. 60-latek opiekuje się także ludźmi w oddalonym o kilka minut spacerem zakładzie opieki stacjonarnej „Domizil am Gartenplatz”. Ten prywatny dom opieki z 63 łóżkami jest jednym z ponad 15.000 takich placówek w Niemczech. I jest to jeden z tych obiektów, które zostały poważnie dotknięte pandemią koronawirusa w 2020 roku. Tutaj, w tym idylicznym miejscu pośrodku zwykłej dzielnicy mieszkalnej, w ubiegłym roku zmarł więcej niż co drugi mieszkaniec. Covid nie był przyczyną śmierci wszystkich z nich. Ale wszyscy oni ucierpieli z powodu pandemii.
Krótko przed ewakuacją
To masowe umieranie znajduje odzwierciedlenie w codziennych statystykach, ale rzadko ma ludzką twarz. To dramat. − Byliśmy o krok od ewakuacji przez Bundeswehrę − mówi Ute Goede, dyrektorka placówki. Przez wiele tygodni osoby starsze przebywały tylko w swoich pokojach jednoosobowych i tam były otoczone opieką. Zachorował prawie cały personel. Do akcji musieli wkroczyć pracownicy firmy leasingowej.
Także 57-letnia Goede chorowała przez trzy tygodnie na COVID-19. − Nigdy w życiu nie byłam tak chora. To nie były narodziny dziecka − opowiada z młodzieńczą swadą wykształcona pielęgniarka. − Do dziś mam problemy z płucami. Zastanawiam się, czy nadal jestem w stanie wykonywać tę pracę, znosić ten wysiłek − mówi Goede. Wielu pracowników odeszło w zeszłym roku, „nie mogli już tego wytrzymać”.
„Przygniatający smutek”
Goede mówi jednak o więzi, jaka łączy ją z każdym z mieszkańców. Każdy z nich wymaga opieki, ponad połowa z nich cierpi na demencję. Opowiada też o uciążliwej atmosferze podczas wielotygodniowej kwarantanny, o „przygniatającym smutku”, o wielkim zaangażowaniu wszystkich pracowników. − 4 stycznia odbyło się pierwsze szczepienie mieszkańców i personelu − mówi. Od tego czasu sytuacja wróciła do normy i dom jest obecnie uważany za wolny od koronawirusa.
Kilka tygodni później, ośrodek zaprosił mieszkańców na nabożeństwo żałobne w jadalni. Muzyka na wiolonczelę i fortepian, dyrektor odczytał nazwiska 32 osób, pokazał zdjęcia. Chwila wspomnień. Zapalono dwanaście świec na dwanaście miesięcy 2020 roku. W pewnym momencie pastor Jeutner modlił się słowami Psalmu 23: „Choćbym chodził doliną cienia śmierci, zła się nie ulęknę...”. W rozmowie z Deutsche Welle duchowny wspomina, że głosy niektórych starszych mieszkańców, którzy znali wersety psalmu na pamięć i mówili razem z nim, stawały się coraz cichsze. − Wszyscy oni czują na swoich językach, co to znaczy: 'ciemna dolina'. Oni wszyscy wiedzą, co to znaczy− wyjaśnia. Można poczuć, jak bardzo porusza to nawet teologa z jego wszystkimi słowami pociechy i nadziei.
„Niespełnione oczekiwania”
Ewangelicki duchowny przychodził do domu opieki także w 2020 roku, towarzysząc umierającym, błogosławiąc zmarłych. − Wizyta w ośrodku była dla mnie trudniejsza niż zwykle. Niespełnione oczekiwania, które widziałem na twarzach, to mnie przygniatało. Tego się nie da wymazać – wspomina. Przy tym, jak mówi, widział osoby starsze „bardzo cierpliwe, bardzo wytrwałe i tęskniące za gośćmi, za tym, żeby odwiedzili ich najbliżsi.To było najtrudniejsze”. Jeutner opisuje sceny, w których krewni stawali przy dużym oknie domu, by zajrzeć do środka, pomachać; wspomina śpiew grupy przedszkolaków.
Przemyślenia na Wielki Piątek
Ale wciąż na nowo wraca do śmierci. Werset psalmu o dolinie ciemności jest jednym z tekstów, którymi Kościoły upamiętniają cierpienie i śmierć Jezusa. Pastor powraca do tego tematu w kontekście Wielkiego Piątku. Bardzo porusza go samotność ludzi, samotność umierających. I wraca do słów Jezusa w Pasji: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił”. – Z koronawirusem często łączy się odchodzenie w samotności. To bardzo ciemna, mroczna myśl wielkopiątkowa – mówi Jeutner.
I opisuje troskę opiekunów o zapewnienie mieszkańcom ośrodka godności i szacunku: „To nie jest praca przy monitorze komputera, to jest spotkanie człowieka z człowiekiem. Opiekunowie spędzają życie zajmując się innymi ludźmi”. Może Jezus byłby dziś pielęgniarzem geriatrycznym na oddziałach, w zespołach opiekuńczych, mówi Jeutner i patrzy z powątpiewaniem, smutkiem i rosnącym sceptycyzmem na to, jak ludzie żyją w domach opieki. – Stamtąd nie ma powrotu, stamtąd nie ma zwolnienia. Towarzyszymy ludziom aż do momentu, gdy wyjdą stamtąd poprzez zakład pogrzebowy – stwierdza duchowny.
Czy w Wielki Piątek w swojej parafii będzie inaczej niż zwykle głosił o śmierci i nadziei? W tym roku pastor Thomas Jeutner nie wygłosi wielkopiątkowego kazania. Ale wierni chcą być obecni w tych dniach. – Otworzymy nasze kościoły na rekolekcje w ciszy. A Wielkanoc uczcimy na świeżym powietrzu. Będziemy tam obecni, jako wierzący, mający nadzieję i jako współtowarzysze. A to naprawdę nie wymaga słów. Bycie tam jest bardzo ważne. Będziemy mieli ciche dni – zaznacza duchowny ewangelicki. Ciche dni przed Wielkanocą w pandemicznych Niemczech.