Po Grecji czas na Hiszpanię?
16 czerwca 2010Na pytanie: czy powtórzy się scenariusz Grecji, Kanclerz Merkel kategorycznie mówi „Nie, nie ma powodów do obaw”. Ale już tylko samo to, że wielokrotnie, przez długie tygodnie, opinia publiczna słuchała zapewnień o tym, że „Grecja nie potrzebuje pomocy od innych” – jest, zdaniem obserwatorów sceny politycznej i gospodarki, niepokojącym sygnałem. Bo mimo usilnych zapewnień, w konsekwencji okazało się, że Grecja wymagała deszczu pieniędzy, a 750 miliardów euro trzeba było przeznaczyć na stabilizację podupadającej waluty.
Media zauważają, że w przypadku Hiszpanii powtarza się ten sam 'grecki' scenariusz: zaczyna się od suchej wiadomości: „Problemy hiszpańskich banków”. Madryt podejrzewa spisek, widzi armię spekulantów i gasi pożar w zarodku politycznym dementi „To kłamstwo!”. Dalszy możliwy przebieg zdarzeń jest znany opinii publicznej. Zakończenia nie zna nikt.
Problemy Hiszpanii
Po takich sygnałach rozdzwaniają się telefony, eksperci proszeni są o komentarze, media podchwytują temat, ale nie są w stanie rzeczowo zainteresować nim opinii publicznej. Do czasu, kiedy tematem nie zajmą się ministrowie finansów siedmiu najbardziej uprzemysłowionych państw (G7) i nie odbądą się liczne telekonferencje. Wtedy tryby medialnych spekulacji ruszają pełną parą. Jeżeli dyskusje odbywają się na takim szczeblu dyplomacji, to zapewne musi chodzić o pieniądze, i oczywiście o sytuację w strefie euro. Także, a może tym bardziej, gdy w dyskusjach biorą udział ministrowie z USA, Kanady i Japonii. I nie bez powodów, bo Hiszpania ma faktycznie kilka poważnych problemów. Nawet, jeżeli obiektywnie oceniając, kraj jest w lepszej kondycji gospodarczej niż Grecja.
Dziura, bezrobocie i krach w nieruchomościach
Dziura w budżecie - ponad 11 procent PKB, rekordowe bezrobocie - prawie 20 procent, głęboki krach na rynku nieruchomości. Aż połowa wpływów z tytułu podatków w tym kraju powiązana jest z rynkiem nieruchomości. Bańka spekulacyjna, która, nie gdzie indziej jak w Hiszpanii, nabrała tak niebezpiecznych dla Europy rozmiarów i postawiła pod znakiem zapytania egzystencję wielu hiszpańskich banków. Eksperci szacują, że niewiele z 45 instytucji kredytowych w Hiszpanii przetrwa ten kryzys. Do tej pory dwa z nich musiały zostać upaństwowione. Dwadzieścia innych banków ma strategię na przetrwanie dzięki fuzji. Co i kiedy przyniosą te operacje – nie wiadomo.
Trudniej o nowy kapitał
Pewne jest to, że Hiszpania to nie Grecja. Hiszpania to czwarta w kolejności, największa gospodarka strefy euro. Ale niestety i w tym przypadku jej potęga powstała m.in. ze środków pożyczonych od innych, krótko mówiąc – Hiszpanie zadłużali się chętnie. Zbyt chętnie? Osoby prywatne, przedsiębiorstwa i rząd hiszpański w samych tylko Niemczech są zadłużone na 200 miliardów euro. Łączne zadłużenie tego kraju wynosi trzykrotnie więcej. W takich warunkach rośnie niepokój i rodzą się pytania: jak zredukować zadłużenie, skąd wziąć ‘świeży’ kapitał. „Kurczy się rynek obligacji, bo coraz ciężej znaleźć chętnych na niepewne papiery rządowe” – można wysnuć z miesięcznego raportu o stanie finansów, przesłanym przez Madryt do Banku Rozrachunków Międzynarodowych w Bazylei.
Złe sygnały, dobre sygnały
Do hiobowych dla Europy wieści ostatnich dni doszły jeszcze te z minionego poniedziałku: Agencja ratingowa Mood´s zmieniła właśnie ocenę wiarygodności kredytowej Grecji z "A3" na "Ba1", czyli na gorszą. W slangu finansowym kwituje się ten poziom krótko: „tandeta”. Agencja uspokaja „jeżeli chodzi o prognozy średnioterminowe, to nie brana jest pod uwagę dalsza deprecjacja tego wskaźnika”.
Ale są także dobre wieści dla walczących na froncie „Euro”. W miniony wtorek (15.06) Ateny podpisały umowę o współpracy handlowej z Chinami. Rosną nadzieje na kooperację i wykorzystanie Grecji jako przyczółka chińskiego eksportu na Europę. Umowa jest częścią greckiego planu przyciągnięcia kapitału inwestorskiego.
H. Böhme / A.Rycicka
red.odp.: Małgorzata Matzke