Pojednanie i zjednoczenie: rozmowa z Konradem Weissem
7 listopada 2009DW: Pojednanie z Polakami zostało Panu zaszczepione w domu rodzinnym. Tak pisał Pan we wspomnieniach. Przyjechał Pan w 1943 roku z rodzicami Lubania, z Dolnego Śląska do Turyngii. Miał Pan 3 lata. Opowiada Pan, że rodzice długo żywili nadzieję na powrót w rodzinne strony i był to dominujący temat rozmów w Pana domu. Jak wspomino to Pan?
Konrad Weiß: W latach pięćdziesiątych moja matka coraz częściej mówiła o tym, że nasze wysiedlenie jest konsekwencją rozpoczętej przez Niemców drugiej wojny światowej, a także konsekwencją utraty części terytorium kraju, a nawet podziału Niemiec. Moja matka mówiła, że tak pozostanie na zawsze. Jako dziecko czułem, jak boleśnie to przeżywała, ale nigdy nie żywiła nienawiści do Polski czy kogokolwiek, kogo można by obarczyć winą za to, co się stało. Temat winy ogóle nie istniał. Byliśmy jedynie świadomi winy Niemców za rozpętaną wojnę, za okupację, czyli można powiedzieć, że był to pewien rodzaj bolesnej świadomości, że nasza osobista strata jest okupieniem naszych, niemieckich win.
DW: W takim duchu przecież działał ruch katolicki Aktion Sühnezeichen, Akcja Pokuty, założona w NRD w 1958 roku przez niemieckich luteran z inicjatywy Lothara Kreysinga, która zabiegała o pojednanie z Polską, z Rosją i Izraelem…
Konrad Weiß: Działalność Akcji pokuty w Polsce ma bardzo ciekawą genezę. Grupa młodych Niemców i Polaków sympatyzujących z ideą paneuropejską, siedząc razem w celi więziennej, toczyła dyskusje na temat przyszłego kształtu zjednoczonej Europy. Byli to między innymi ks. Władysław Korniłowicz, związany z Towarzystwem Opieki nad Ociemniałymi w Laskach oraz ks. Oscar von Soden. Wokół niego skupiła się grupa zwana Kręgiem Oscara von Soden, do której należał m. in. Georg Ettinger, pierwszy enerdowski minister spraw zagranicznych, sygnatariusz układu granicznego NRD-PRL. Oscar Ettinger przesiedział później 10 lat w więzieniu. Ci wszyscy ludzie utorowali Akcji Pokuty drogę do Polski, ponieważ mieli kontakty ze środowiskiem inteligencji katolickiej. W latach sześćdziesiątych w prace Akcji Pokuty bardzo zaangażował się Günter Serchen. I to on podjął się aktywizacji nawiązanych wcześniej kontaktów i nawiązywał nowe. Dlatego otrzymaliśmy zaproszenie do Polski od Stanisława Stommy, nestora polsko-niemieckiego pojednania, a także od Tadeusza Mazowieckiego i Karola Wojtyły, biskupa krakowskiego.
DW: Ta wyprawa do Auschwitz w 1965 roku w grupie nie udała się i każdy wjechał do Polski indywidualnie, jako turysta. Udało się wam przechytrzyć komunistów. Jak Pan wspomina ten pobyt?
Konrad Weiß: Największe wrażenie zrobił na mnie Stanisław Stomma, jego niezwykła osobowość. Pamiętam, kiedy po tygodniowym pobycie w obozie koncentracyjnym przyjechaliśmy do Krakowa, zaprosił nas do „Wierzynka”, tej wspaniałej restauracji i tam opowiadał nam o historii Polski rzeczy, o których nigdy nie słyszeliśmy. Poznaliśmy też Mieczysława Pszona, który bardzo się nami zajął. Kierował wtedy działem wschodnim w „Tygodniku Powszechnym”. Te kontakty, które nawiązaliśmy, były przez nas pielęgnowane przez całe lata siedemdziesiąte do początku lat osiemdziesiątych, kiedy zabroniono nam wyjazdów. Ja często służbowo jeździłem do Polski. Pracowałem najpierw w Magdeburgu i byłem współpracownikiem Güntera Serchen w katolickim duszpasterstwie. Potem odwiedzałem Polskę jako filmowiec. Kiedy nie mogliśmy jeździć do Polski, utrzymywaliśmy kontakty listowne, wysyłaliśmy nawet paczki żywnościowe w czasie stanu wojennego. One były przysyłane nie tylko z RFN.
DW: Czy Aktion Sühnezeichen, Akcja Pokuty w NRD, bo wiadomo, że istniał odpowiednik tej organizacji także w RFN, czy miała ona później charakter opozycyjny?
Konrad Weiß: Akcja Pokuty w NRD nigdy nie była organizacją opozycyjną. Nasza rola w systemie totalitarnym była o wiele istotniejsza. My zabiegaliśmy o wychowanie młodych myślących ludzi. Uczestników wyjazdów informowaliśmy dokładnie o historii danego kraju, ale i historii drugiej wojny światowej, o tym, jaki los Niemcy zgotowali światu. To były szczere, otwarte rozmowy i sądzę, że także szkoła demokracji. Poza tym my w NRD i nasz odpowiednik w RFN mieliśmy tych samych partnerów w środowiskach inteligencji katolickiej, jak „Tygodnik Powszechny”, "Znak" czy „Więź” i w gruncie rzeczy były to zalążki późniejszej Solidarności. I te kontakty promieniowały na tworzenie się opozycji w NRD. Tak więc Aktion Sühnezeichen, Akcja Pokuty nie była grupą opozycyjną, ale była szkołą opozycji.
DW: Jak Pan ustosunkowywał się wtedy do przekonania środowiska inteligencji katolickiej w Polsce, że zjednoczenie Niemiec jest nieuniknione, i że jest dobrodziejstwem dla Europy?
Konrad Weiß: Wiele poglądów polskiej opozycji nie tylko ja, ale też innni, uważali za nierealne. Mało kto z nas potrafił sobie wyobrazić, że Polska czy NRD staną sią członkami NATO, już nie mówiąc o zjednoczeniu. Ale nauczyłem się w Polsce: z czasem bardzo głęboko uświadomiłem sobie, że nasza teza, że podział kraju, który my postrzegaliśmy za gwarancję pokoju w Europie, wcale nie jest słuszna. Polacy opierali swoje poglądy dotyczące podziału kraju z doświadczeń trzykrotnego rozbioru Polski. Pamiętam, jak wiosną 1989 roku czytałem w Warszawie książkę Egona Bahra, który był orędownikiem podziału Niemiec. Nie napisał tego wprawdzie dosłownie, ale tak to brzmiało. I wtedy w artykule, który ukazał się latem w 1989 roku w hamburskim tygodniku "Die Zeit" postanowiłem wypowiedzieć się po raz pierwszy na ten temat. Napisałem, jak mogłoby wyglądać to zjednoczenie. I to, co powiedziałem znalazło się, w trochę innej formie, w programie „Demokratie Jetzt”. Byliśmy w 1989 roku pierwszą grupą opozycyjną, która miała zapis o zjednoczeniu.
Rozmowę prowadziła Barbara Cöllen