Polityka obronna: Europa bez Ameryki
21 czerwca 2020Szok jeszcze nie minął. Po zapowiedzi Donalda Trumpa o planach wycofania z Niemiec prawie jednej trzeciej amerykańskich żołnierzy, temat ten zajmuje polityków na wszystkich poziomach. Burmistrzowie martwią się o spadek liczby klientów okolicznych sklepów, szef dyplomacji obawia się dalszego osłabienia relacji niemiecko-amerykańskich, a wojskowi zastanawiają się, w jaki sposób przełoży się to na europejską architekturę bezpieczeństwa. W końcu Niemcy to centralny element amerykańskiej strategii obronnej w Europie – łącznie z miejscem stacjonowania amerykańskich głowic jądrowych, które w przypadku zagrożenia mogą być przenoszone przez niemieckie samoloty bojowe.
Jednak ta obecność ma się znacznie zmniejszyć. Donald Trump chce wycofać z Niemiec 9500 żołnierzy. Jeśli zostaną przesunięci do innych części Europy, zmieni się układ sił na kontynencie. – Dokąd zmierza ta podróż i jakie luki w bezpieczeństwie może spowodować, zupełnie nie jest jasne – mówi wiceprzewodniczący German Marshall Fund w Berlinie, Thomas Kleine-Brockhoff. Trudno mówić o wygranych. Nie wiadomo nawet, czy będzie nim Polska, licząca na zwiększenie amerykańskiej obecności wojskowej w swoim kraju. Zdaniem eksperta, osłabienie więzi niemiecko-amerykańskich zaszkodzi całej Europie, a odczują to także kraje wschodniej i środkowej Europy.
Więcej odpowiedzialności
Roderich Kiesewetter, były oficer zawodowy, a obecnie polityk CDU w Bundestagu, podkreśla, że „Europa musi przejąć więcej odpowiedzialności”, powtarzając tym samym myśl płynącą często z Urzędu Kanclerskiego i ministerstw. Nie wiadomo, jak miałoby to wyglądać. Czy chodzi o odciążenie Amerykanów w regionach zapalnych - po to, by Waszyngton mógł się skoncentrować na chińskim rywalu i na Azji? Może presja związana z wycofaniem wojsk skłoni rząd Niemiec do zwiększenia składki do NATO, jak chce tego Donald Trump? A może Niemcy wypracują nową koncepcję Europy, która będzie umiała zagwarantować sobie bezpieczeństwo – w ostateczności także bez USA?
W tym ostatnim scenariuszu nie może zabraknąć dialogu Niemiec i Francji. I tu znów pojawiłoby się niewygodne pytanie o stosunek do broni atomowej.
Bezpieczeństwo pod amerykańskim parasolem
Od dziesięcioleci Niemcy znajdują się pod parasolem atomowym NATO, a tym samym USA. Europa, która sama będzie chciała zadbać o swoje bezpieczeństwo, musiałaby stworzyć coś w zastępstwie. Obecnie tylko Francja wchodzi w grę. W swoje atomowe potencjały, tak zwaną „Force de Frappe”, Francuzi inwestują wiele pieniędzy, dbając przy tym o zachowanie dystansu wobec USA i NATO. Po dziś dzień francuska broń atomowa nie jest uwzględniana w planach obronnych sojuszu.
Pomimo tego dystansu, w przeszłości już dochodziło do prób zbliżenia z Niemcami w tej kwestii. W czasach prezydenta Chiraca w latach 1990-tych rozważano koncepcję, by oba kraje wzięły wspólną odpowiedzialność za stacjonującą we Francji broń atomową. Nicolas Sarkozy proponował kanclerz Merkel, by Niemcy zaangażowały się finansowo w rozbudowę francuskiego potencjału. Za każdym razem Berlin odmawiał, powołując się na amerykański parasol.
Oferta Macrona
Z początkiem tego roku prezydent Emmanuel Macron podjął kolejną próbę, zapraszając europejskich partnerów do „strategicznego dialogu” o francuskiej broni jądrowej. Niemiecka minister obrony przyjęła zaproszenie podczas wizyty w Paryżu, nie omieszkała przy tym jednak podkreślić znaczenia amerykańskiego parasola.
Rezultaty „strategicznego dialogu” nadal nie są znane opinii publicznej – także dlatego, że temat odstraszania jest delikatny. – Jeśli amerykańska ochrona i amerykański udział w atomowym potencjale Europy stają pod znakiem zapytania, to w wielu małych i średnich państwach pojawi się potrzeba posiadania takiej broni – ostrzega ekspert ds. relacji transatlantyckich Thomas Kleine-Brockhoff. Już same wątpliwości mogą wywołać reakcję łańcuchową, wprawiając partnerów i rywali w stan niepewności.
FCAS jako początek zmiany?
Kwestia budowy europejskiego parasola nuklearnego może się pojawić tak czy inaczej – jeśli USA będą kontynuować, rozpoczęte już przed Donaldem Trumpem, stopniowe redukowanie swoich sił w Europie. Początkiem niemiecko-francuskiej współpracy mogłaby być wspólna budowa samolotu wielozadaniowego FCAS, który ma powstać do 2040 roku i odgrywać ważną rolę we francuskiej strategii odstraszania.
Jak trudna może być ta droga – niezależnie od wszelkich spraw technicznych – pokazują różnice w polityce obronnej obu krajów. Podczas gdy we Francji odstraszanie atomowe jest osią ogólnej architektury bezpieczeństwa, w Niemczech spora część polityków domaga się wycofania stacjonującej tu amerykańskiej broni jądrowej.
Już samo pytanie, kto w razie konfliktu w krótkim czasie miałby decydować o użyciu broni atomowej, wydaje się w przypadku „europejskiej bomby” pozostawać bez odpowiedzi. We Francji odstraszanie to całkowicie domena prezydenta, za którym krok w krok podąża oficer posiadający atomowy kod bezpieczeństwa.
Pomimo braku prostych odpowiedzi, Niemcy w najbliższych latach będą musieli prawdopodobnie mocniej zapoznać się z francuskim myśleniem o broni atomowej. Bezpieczeństwo w Europie bez Ameryki – jeśli w ogóle możliwe – to sprawa na dziesiątki lat.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na Facebooku! >>