Polka w misji specjalnej
25 sierpnia 2010Joanna Danszczyk jeszcze nie ma planu zajęć, ani nie zna wszystkich swoich uczniów. „Właśnie jestem w trakcie załatwiania wszystkich formalności”, mówi. Jej nowa misja pedagogiczna ma pionierski charakter, bo nigdy dotąd polski rząd nie oddelegowywał oficjalnie do Niemiec własnego nauczyciela. Młoda pedagog z Wodzisławia Sląskiego jest pierwszą, wkrótce mają pojawić się następni.
Ambitne plany
Nauczycielka ze Sląska jest ambitna. Siedem lat temu skończyła polonistykę i od tamtej pory pracowała w jednej ze szkół swojej rodzinnej miejscowości. Równolegle zrobiła licencjat z germanistyki i rozpoczęła przewód doktorski na Uniwersytecie Ostrawskim, w którym pisze o śląskich dialektach. Z pracy naukowej nie chce rezygnować, bo jak twierdzi: „To mogę łatwo pogodzić z pracą jako nauczycielka”. Teraz jednak dojdą jej w pracy kolejne wyzwania.
Na razie jednak Joanna Danszczyk ma też sporo innych rzeczy na głowie. W Berlnie jest dopiero od tygodnia, ma już mieszkanie, ale nadal czeka na telefon i internet. Kiedy na dobre rozpakuje walizki, będzie miała nie lada bieganinę. Będzie udzielała lekcji języka polskiego w trzech berlińskich szkołach równocześnie. „Moja umowa przewiduje 20 godzin lekcyjnych oraz 6 godzin na przygotowanie tygodniowo”, mówi. Jej wynagrodzenie ma być na poziomie niemieckim. Ile to będzie, Joanna Danszczyk jeszcze nie wie, bo jak mówi: „To się dopiero okaże, bo to zależy od kursu euro i złotówki, od wysokości podatków i świadczeń, ale myślę, że na wszystko mi wystarczy”.
Nauczycielka też się uczy
Pytana o obawy i nadzieje mówi: „Trochę się obawiam, czy wystarczająco dobrze będę mogła się porozumiewać z młodzieżą po niemiecku” i dodaje, że liczy zwłaszcza na początku na zrozumienie i życzliwość uczniów i grona pedagogicznego. Dlaczego zgłosiła się na konkurs do ministerstwa edukacji, by wyjechać do Niemiec? Danszczyk odpowiada, że ze względów osobistych oraz z chęci doszlifowania własnych umiejętności z języka niemieckiego. Nie pomyślałaby wcześniej, że będzie w Berlinie potrzebna jako nauczycielka polskiego. W kilkuetapowym konkursie polsko-niemiecka komisja zdecydowała się właśnie jej powierzyć pionierskie zadanie.
Szybko jednak dodaje, że bardzo się cieszy z nowego wyzwania i ma mnóstwo pomysłów na lekcje z niemiecką młodzieżą. „Chcę wykorzystać doświadczenia, jakie zebrałam w ostatnich latach w Polsce, bo się sprawdziły”, mówi. Są to przede wszystkim nowczesne metody nauczania, a więc wykorzystanie różnych mediów i sposobów, aby uczyć się języka żywego, a nie tylko w wydaniu książkowym. W szkołach, do których jest oddelegowana, jest sporo dzieci Polonii. „To Niemcy z polskimi korzeniami, którzy często potrafią komunikować się w tym języku, ale nie znają jego zasad i nie potrafią pisać”, ocenia Joanna Danszczyk.
Nadzieje po obu stronach
Miejsce pracy Joanny Danszczyk jest opłacane z polskiego MENu. Niemcy opłacają świadczenia socjalne oraz dopłacają jej część czynszu. Przygotowanie umowy i zasad delegacji wymagało długiego przygotowania, informuje Ambasada Polska w Berlinie. Równocześnie podkreśla się, że zainteresowanie językiem polskim w Niemczech stale rośnie. Zwłaszcza we wschodnich landach Niemiec, gdzie dostrzega się szereg szans związanych z poprawą i rozbudową stosunków z sąsiadami na wschodzie. Dlatego już teraz ambasada w Berlinie zapowiada, że wkrótce Polska oddeleguje dalszych nauczycieli do Drezna i Poczdamu.
Jak twierdzi strona niemiecka, o nauczyciela języka polskiego w Berlinie zabiegano od lat. Jednak za poprzednich polskich rządów apele pozostawały bez oddżwięku, a strona polska co najwyżej sugerowała, by Niemcy we własnym zakresie zatroszczyli się o polskich pedagogów. Po dłuższych przygotowaniach udało się dopiąć procedury.
Na razie 31-letnia polska nauczycielka ma umowę na rok, z możliwością przedłużenia do maksymalnie czterech lat. Za tydzień lub dwa powinna mieć już gotowy plan lekcji i wtedy jej misja rozpocznie się na dobre.
Róża Romaniec, Berlin
red. odp.: Elżbieta Stasik