Polski ekspert: „Potrzebujemy większej efektywności energetycznej” [WYWIAD]
7 maja 2014Deutsche Welle: W kwestii polityki klimatycznej Polska to enfant terrible Unii Europejskiej. Chce przekonać Brukselę, że nie trzeba odchodzić od węgla, tylko należy zmniejszać emisję dwutlenku węgla.
Krzysztof Żmijewski: Bo my rzeczywiście mamy bardzo duże osiągnięcia w zakresie redukcji emisji. My – to znaczy Polska, nowe państwa członkowskie – redukujemy więcej i szybciej niż stara Unia, która na nas pokrzykuje. A robi to trochę na zasadzie „łapaj złodzieja!”
DW: Ale Polska redukuje tak szybko, bo wychodzi z bardzo wysokiego poziomu emisji w 1989 roku.
K. Ż.: Można oczywiście powiedzieć, że redukujemy tak szybko, bo zużywaliśmy tak dużo. Ale można też powiedzieć inaczej: my redukujemy naprawdę, a stara Unia redukuje na niby. Na niby, bo nie redukuje konsumpcji, tylko produkcję.
Wielka Brytania przestała produkować cement, ale to nie oznacza, że przestała go używać. Ktoś ten cement dla Wielkiej Brytanii produkuje i emituje przy tym dwutlenek węgla.
DW: Czyli tę produkcję po prostu przesuwa się poza Unię Europejską?
K. Ż.: To się nazywa overseas outsourcing. Albo carbon leakage, wyciek węgla. A sprowadza się do tego, że nie redukując konsumpcji wyrzucamy produkcję poza granice naszego państwa, albo nawet Unii Europejskiej i chwalimy się, jacy to my jesteśmy proklimatyczni.
DW: Nowe państwa członkowskie redukują natomiast spożycie, bo zmieniły strukturę przemysłu i zaczęły ocieplać domy?
K. Ż.: Przecież wiemy, że to prawda. Zamknęliśmy fabryki domów, zamknęliśmy sporą część ciężkiego przemysłu. Poprawiliśmy efektywność energetyczną w naszych hutach, cementowniach i cegielniach. To są te obszary, w których emisje są duże. Najprościej byłoby zamknąć to wszystko w cholerę i kupić za granicą. Jaka wtedy byłaby redukcja emisji!
DW: A czy przypadkiem nie używa się tego mechanizmu także w Polsce?
K. Ż.: Trochę niestety tak, bo im bardziej Bruksela nas dociska, tym częściej dochodzi do ucieczki emisji za granicę. Ostatnio zamykana jest bardzo duża cementownia w Kielcach, a jej produkcję przenosi się pod Kamieniec Podolski, na Ukrainę. Ukraina jest jak wiadomo poza granicami Unii Europejskiej i nie jest objęta systemem handlu uprawnieniami do emisji EU ETS. Można tam więc spokojnie produkować, emitować, a potem przywozić ten cement do Unii Europejskiej.
DW: Polska jednak tak czy siak będzie zmuszana do dalszej redukcji emisji CO2.
K. Ż.: Polska powinna być zmuszana przede wszystkim do zdroworozsądkowego myślenia i szacunku do własnego prawa. W artykule piątym Konstytucji deklarujemy, że będziemy się rozwijać zgodnie z zasadą zrównoważonego rozwoju. To oznacza, że nie wolno nam obciążać przyszłych pokoleń naszymi kłopotami.
Wydobywanie paliw kopalnych, to proces jednorazowy. Co wydobędę, to zużyję. Wyemituję przy tym nie tylko dwutlenek węgla, także pyły, tlenki azotu, tlenki siarki. No i zostawię dziurę w ziemi. Następne pokolenia już z tej dziury nic nie wydobędą.
DW: Trzeba czekać miliony lat?
K. Ż.: A to trochę długo, nie doczekamy. W związku z tym trzeba tymi dobrami oszczędnie gospodarować i unikać marnotrawstwa, które pojawia się naprawdę wszędzie. Wystarczy otworzyć szerzej oczy i zobaczyć, że w całej Polsce, w większości z tych osiemdziesięciu paru tysięcy wind światło się pali niezależnie od tego, czy ktoś w windzie jest, czy nie, czy winda jedzie, czy stoi. Po co? Jaki to ma sens? Dlaczego stosujemy w dalszym ciągu na ulicach naszych miast i gmin nieefektywne oświetlenie? Czasem w dalszym ciągu żarowe, czasem rtęciowe, ale ciągle nieefektywne. Tę listę mógłbym ciągnąć bardzo długo.
DW: Ile da się w ten sposób zaoszczędzić?
K. Ż.: Jakieś 6000 megawatów, czyli całą moc opisaną programem jądrowym (do 2030 roku ma powstać pierwsza polska elektrownia atomowa o mocy 3000 MW, do 2035 roku powinna się rozpocząć budowa drugiej, równie wielkiej siłowni – przyp. DW) i sporą część naszej konsumpcji energii.
Można w przybliżeniu powiedzieć, że jedna megawatogodzina z elektrowni węglowej to tona dwutlenku węgla; optymistycznie, że 900 kg. Im gorsza elektrownia, tym więcej. W bardzo nowoczesnej elektrowni – tylko 720 kg. A gdybyśmy się zdecydowali na kogenerację, czyli wspólne wytwarzanie energii elektrycznej i cieplnej, to ten wskaźnik emisji spadłby jeszcze bardziej.
Czyli to wszystko można zrobić. Można produkować coraz mniej emisyjnie i można użytkować coraz rozsądniej. Ja nie nawołuję do ciemnych ulic! Do ciemnych wind – tak, bo po diabła oświetlona pusta winda?
DW: Ale to chyba nie wystarczy, skoro w Polsce buduje się nowe elektrownie, nowe bloki, na przykład w Opolu, na przykład w Jaworznie?
K. Ż.: To nie wystarczy głównie dlatego, że ponad 40 procent polskich elektrowni ma ponad 40 lat.
DW: Czyli trzeba budować nowe?
K. Ż.: Trzeba budować nowe elektrownie, ponieważ nawet tak nowoczesne rozwiązania jak energetyka odnawialna i przydomowa energetyka prosumencka (prosument to producent i konsument w jednej osobie – przyp. DW) nie są na razie w stanie zaspokoić wszystkich potrzeb energetycznych kraju.
DW: I te nowe elektrownie pozwolą istotnie zmniejszyć emisje dwutlenku węgla?
K. Ż.: Te nowe elektrownie, a w szczególności elektrociepłownie zredukowałyby emisję dwutlenku węgla bardzo mocno. Gdybyśmy zamienili kotłownie produkujące tylko ciepłą wodę na elektrociepłownie, to – jak oceniają eksperci – moglibyśmy w ten sposób powołać do życia jakieś trzy do czterech tysięcy megawatów mocy elektrycznej, redukując dzięki temu znacznie emisje nie tylko dwutlenku węgla, ale i pyłów, tlenków siarki, tlenków azotu, czyli tego, co nas z całą pewnością truje.
DW: Razem daje to już 10 gigawatów. To jedna czwarta tego, co Polska potrzebuje!
K. Ż.: Jedna trzecia. Moc szczytowa w Polsce to 25 gigawatów.
DW: Powiedzmy: tego, co Polska będzie potrzebowała w perspektywie 2030-40.
K. Ż.: Nie. Myślę, że zupełnie nie potrzebujemy zwiększania mocy. Potrzebujemy zwiększania efektywności. Możemy zrobić to, co kiedyś zrobili Duńczycy, którzy całą energię potrzebną do ogrzewania nowych domów uzyskali z oszczędzania energii w starych domach. To jest tak zwany wzrost zeroenergetyczny. To nie rozwiązanie dla biednych, lecz dla inteligentnych, sprytnych, mądrych.
DW: Podsumowując: jak ta polska przyszłość energetyczna ma wyglądać?
K. Ż.: Przede wszystkim ma być mądra. Po drugie: niskoemisyjna.
DW: Może Pan to rozwinąć?
K. Ż.: Tak. Chodzi o wszystkie ścieżki. I o bardzo wysokosprawne elektrownie, które wykorzystują paliwa kopalne, zarówno węgiel, jak i gaz. I o elektrociepłownie. Obiekty w skali średniej, a nawet małej.
Następna ścieżka, to tak zwana energetyka gminna, rzędu megawata, dwóch, a nawet kilkuset kilowatów. I wreszcie energetyka prosumencka: mikroelektrownie o mocy kilku kilowatów w naszych domach, na dachach, w piwnicach, na podwórkach.
Ja wiem, że część z tego brzmi jak opowieść science-fiction, ale dla niezorientowanych informacja: W Wielkiej Brytanii działa 600 tysięcy instalacji prosumenckich, domowych. Głównie fotowoltaika, ale także mikrowiatraki i mikroelektrociepłownie. W Niemczech jest ich zaś milion. Cały czas mówimy o tych malutkich. Plus tysiąc spółdzielni energetycznych w gminach.
DW: A w Polsce?
K. Ż.: Jedna spółdzielnia energetyczna już powstała…
DW: A ile tych małych, przydomowych elektrowni?
K. Ż.: Kilkadziesiąt. Ale mamy już przyjętą przez Radę Ministrów ustawę o odnawialnych źródłach energii, w której wprowadzono bardzo dobry mechanizm rozliczania z zakładem energetycznym w okresach półrocznych. Wyprodukuję, odsyłam do sieci – potrzebuję, biorę z sieci. I po pół roku zliczam, czy mi się więcej wyprodukowało, czy więcej zużyło. Jeśli się więcej wyprodukowało, dostanę nawet parę złotych.
rozmawiał: Aureliusz M. Pędziwol
red. odp.: Elżbieta Stasik
Krzysztof Żmijewski: profesor Politechniki Warszawskiej, ekspert w dziedzinie energetyki, sekretarz generalny Społecznej Rady do spraw Narodowego Programu Rozwoju Gospodarki Niskoemisyjnej przy ministrze gospodarki, której szefem jest były premier i były przewodniczący Parlamentu Europejskiego prof. Jerzy Buzek. W przeszłości prof. Żmijewski był m.in. podsekretarzem stanu w ministerstwie budownictwa (1991-93) oraz szefem spółki skarbu państwa PSE SA zarządzającej polską siecią energetyczną (1998-2001).