Polskie radio w Berlinie obchodzi 20-lecie
26 września 2014Róża Romaniec: W ciągu 20 lat wiele się zmieniło w sprawach polsko-niemieckich, jak również w sytuacji Polaków w Niemczech. Co się zmieniło?
Jacek Tyblewski: To jest oczywiście nadal ta sama redakcja, nawet jeżeli nasz skład się zmieniał. Przeżyliśmy sporą fluktuację dziennikarzy, mimo to w naszym zespole są do dziś osoby, które były tu także 20 lat temu. Trzeba pamiętać, że Radio Multikulti było szczególną inicjatywą medialną niemieckich rozgłośni publicznych. Na początku lat 90-tych, zaraz po zjednoczeniu Niemiec cudzoziemcy znaleźli się w trudnej sytuacji. Panował mało przyjazny klimat dla ludności napływowej, dochodziło wręcz do aktów przemocy. Dlatego walczyliśmy wtedy o medium we własnym języku. I tak powstało Radio Multikulti.
RR: W międzyczasie doszło do reformy radia i w rezultacje ostały się tylko nieliczne języki, wśród nich polski. Dziś można was słuchać w ramach radia Funkhaus Europa w kilku landach. Jak zmienił się wasz program?
JT: To były czasy przed-internetowe, nie było platformy, na której można było się porozumieć, zasięgnąć języka, podebatować o własnych sprawach. A czasy były takie, że w Polsce i Niemczech były duże zmiany. To był najłatwiejszy sposób dotarcia do polskiego odbiorcy w Niemczech. Mówilimy od początku o kulturze, polityce, gospodarce, ale również o kwestiach administracyjnych ważnych dla Polaków żyjących w Niemczech. Docieramy też do polskich miejsc. Dziś sytuacja się zmieniła o tyle, że jest internet, ale mimo to warto jest poszukać najważniejszych tematów i skomentować je z naszej perspektywy. W naszym programie nadal jest dużo rozrywki i kultury, ale także o tym, co dzieje się w środowiskach polskich w Niemczech.
RR: Do kogo adresujecie swoją ofertę?
JT: Naszym typowym słuchaczem jest osoba polskiego pochodzenia lub dobrze mówiąca po polsku i zainteresowana sprawami kultury i polityki. Nie możemy i nie chcemy konkurować z mediami proponującymi najtańszą i popularną strawę dla odbiorcy. Zależy nam na tych, którzy są zainteresowani sprawami polsko-niemieckimi. Na początku adresowaliśmy program wyłącznie do berlińczyków, ale później rozszerzyliśmy go również na brandenburczyków polskiego pochodzenia, a w międzyczasie można nas słuchać na antenie w pasie całych północnych Niemiec, czyli od Odry do Renu. Są to landy i miasta, gdzie żyje największa polska społeczność, czyli Nadrenia Północna - Westfalia, Dolna Saksonia, Hamburg, Berlin i Brandenburgia.
RR: Krajobraz medialny stale się zmienia, także w Polsce i w Niemczech. Co jest dla was największym wyzwaniem?
JT: Prawie dwumilionowa społeczność polskojęzyczna w Niemczech zasługuje na własne medium, w którym dostaje pigułkę najciekawszych wydarzeń kulturalnych, politycznych, portretów ludzi i wydarzeń. Musimy jednak zachować zdolność w dopasowaniu się do zmian. Głównie jeżeli chodzi o naszych odbiorców. Obserwujemy ogromną fluktuację w środowisku Polaków w Niemczech i staramy się to uwzględniać. Dotyczy to głównie grupy najmłodszych Polaków przyjeżdżających do Niemiec, którą zajmujemy się dziś dużo częściej niż wcześniej.
RR: Dziękuję za rozmowę.