Pooskarowa euforia -- Bye, bye Jan Ullrich!
27 lutego 2007"Po raz pierwszy najwyższe międzynarodowe wyróżnienie otrzymał niemiecki film, który nie zajmuje się okresem dyktatury hitlerowskiej – w szerokim pojęciu"– pisze berliński dziennik DIE WELT. "Jest to cezura, której nie można nie docenić. To tak jakby na międzynarodowym forum rysowała się gotowość aby percepować Niemcy nie tylko jako kraj o brunatnej przeszłości. Z drugiej strony Oscar Dla „Życia na podsłuchu” jest wyrażeniem szacunku dla bohaterów enerdowskiego zwrotu w 1989 roku i udanej rewolucji, a tym samym zaakceptowaniem innego wizerunku Niemiec."
WESTFALENPOST zwraca uwagę na to, że "Niemcy dołączyły wreszcie do globalnego rynku filmowego . Stało się to nie tylko za sprawą ludzi, którzy stworzyli ten film stojąc za kamerą i na filmowym planie, ale także za sprawą społeczno-politycznych warunków, które sprawiły, że w zjednoczonych Niemczech można w formie filmowego scenariusza przerobić takie historyczne tematy w poczuciu własnej wartości i odpowiedzialności". I jak dodaje gazeta z Hagen: "Okazuje się, że tymczasem także widzów w innych krajach interesuje stan ducha Niemców w różnych historycznych kontekstach."
KOELNISCHE RUNDSCHAU twierdzi, że "absolutną sensacją jest fakt, że po raz pierwszy w historii Oscarów Florian Henckel von Donnersmarck wyróżniony został tą nagrodą za reżyserski debiut. Ale nie był to czysty przypadek. Po raz trzeci już do końcowej rundy dostał się polityczny dramat produkcji niemieckiej. Wygląda na to, że Hollywood rozsmakowało się w kinie, które nie atakuje publiczności jak bojówka, tylko w inteligentny sposób odzwierciedla wielką politykę w prywatnych dramatach".
SCHWERINER ZEITUNG podkreśla natomiast, że "Życie na podsłuchu" będące historią oficera Stasi, dla którego inwigilacja życia innych ludzi staje się probierzem jego własnego życia, jest czymś więcej niż tylko rozprawą z najnowszą niemiecką historią. Członkowie amerykańskiej akademii filmowej, którzy pomimo silnej konkurencji głosowali na niemiecki film, dokonali być może porównań z ustawami anty-terrorystycznymi, które dopuszczają potajemny podsłuch także w USA." – podkreśla gazeta ze Szwerinu.
Wychodząca w Ratyzbonie MITTELBAYRISCHE ZEITUNG jest natomiast przekonana, że „Życie na podsłuchu” jest doniosłym filmem – z Oscarem czy bez. I nadszedł chyba czas, żeby uwolnić się wreszcie od tego oscarowegu uzależnienia i wykształcić wreszcie w sobie poczucie wartości dla europejskiego filmu. Bo sama tylko złota statuetka jeszcze nie była w stanie oczarować europejskiej publiczności.
Jan Ullrich kończy karierę
FRANKFURTER ALLGEMEINE ZEITUNG twierdzi, że "koniec kariery w glorii i chwale nie był już możliwy w wypadku Ullricha. Ten były zwycięzca wyścigu Tour de France nie został co prawda skazany przez żaden sąd za uwikłanie w hiszpański skandal dopingowy. Ale schodzi on ze sportowej areny okryty raczej wstydem - podobnie jak inni rzekomi obrońcy reguł antydopingowych o nieczystych sumieniach. Jak Ullrich powiedział na konferencji – wewnętrzny głos podpowiedział mu, że powinien już zejść z roweru. Ale to byli raczej adwokaci i działacze sportu kolarskiego, którzy doradzili mu ten krok, bo prawdą jest, że w kolarstwie nie miał już lotów."
Wychodząca we Frankfurcie nad Odrą MAERKISCHE ODERZEITUNG jest zdania, że "Ullrich będzie musiał żyć ze stygmatem oszusta, nawet jeżeli do dziś jeszcze nie udowodniono mu winy. I podczas gdy inni podejrzani, znów wskoczyli na siodełka, sędziowie „przyssali” się do Ullricha nie dając wiary jego niewinności i ferując przedwczesne wyroki. Kurtyna jego kariery właśnie opadła, lecz życzyłoby mu się elegantszego zejścia ze sceny".