Powódź w Niemczech: Gdy ubezpieczyciel mówi „nie"
28 lipca 2021– Najgorszy brud już uprzątnęliśmy – mówi Marie-Ellen Krause, która w Menden w zachodnioniemieckim regionie Sauerland zarządza ośrodkiem dla osób niepełnosprawnych. W połowie lipca, po obfitych opadach deszczu, spokojny zazwyczaj potok Hönne w ciągu kilku godzin zamienił się w rwącą rzekę, zalewając duże części śródmieścia Menden. – Worki z piaskiem, które ustawiliśmy przed naszym domem, nie były w stanie zatrzymać powodzi – wspomina Marie-Ellen Krause. W ośrodku o nazwie Willa Dominik mieszkają 44 osoby, większość z nich to osoby niepełnosprawne w stopniu znacznym. Opieka nad nimi trwa całą dobę.
Z ośrodka nie widać małej rzeczki oddalonej o 150 metrów. Kiedy jednak Hönne wystąpiła z brzegów z dziesięciokrotnie większą niż zwykle ilością wody, wdarła się do piwnicy Willi Dominik. Mieszkańcy zdołali na czas przedostać się na wyższe piętra i w ten sposób zapewnić sobie bezpieczeństwo – i tak szybko jak Hönne wybuchła, tak szybko też powróciła do swojego koryta. Straty materialne są ogromne. Ich wartość szacuje się na około pół miliona euro – wyjaśnia Marie-Ellen Krause. To duża suma dla organizacji pożytku publicznego, która prowadzi ośrodek. W tej chwili jej przewodnicząca nie wie, jak pozyskać te pieniądze.
Wysokie koszty powodzi
Kiedy stowarzyszenie wprowadziło się do tego budynku w 2009 roku, chciało ubezpieczyć się od zagrożeń naturalnych. Ale wszystkie firmy ubezpieczeniowe, do których się zwrócono, odmówiły. Najwyraźniej wciąż pamiętały o kosztach powodzi z 2007 roku. W tamtych czasach ubezpieczyciele musieli głęboko sięgać do kieszeni, aby pokryć ubezpieczone szkody. I nie chcą przeżyć czegoś takiego ponownie. Nie w Menden.
Ostatecznie stowarzyszeniu nie udało się zawrzeć ubezpieczenia obejmującego zdarzenia naturalne, takie jak ulewne deszcze, osunięcia ziemi czy powodzie. W ten sposób stowarzyszenie zostało zmuszone, przynajmniej pośrednio, przez towarzystwa ubezpieczeniowe do samodzielnego ponoszenia ryzyka szkód powodziowych.
I nie jest w stanie tego zrobić, to oczywiste. Gdzie ośrodek dla niepełnosprawnych miałby znaleźć pół miliona euro na dalsze funkcjonowanie? Powódź zniszczyła windę, bez której osoby na wózkach inwalidzkich nie mogą się przemieszczać z jednego piętra na drugie. Zniszczone zostały również cztery specjalne transportery, system alarmu przeciwpożarowego, serwer alarmowy i wiele innych urządzeń. Marie-Ellen Krause pokłada trochę nadziei w prywatnych darczyńcach, ale jeszcze więcej w politykach.
Kto zapłaci za skutki zmian klimatu?
Klęska powodzi przerasta siły niezliczonych instytucji społecznych w Niemczech, jak również rodzin i przedsiębiorstw. Według szacunków Niemieckiego Stowarzyszenia Ubezpieczeniowego (GDV), tylko 46 procent budynków posiada ubezpieczenie od zagrożeń naturalnych. GDV odrzuca pomysł, aby takie ubezpieczenie było obowiązkowe dla wszystkich właścicieli budynków: Konsekwencje zmian klimatycznych nie mogą spoczywać jedynie na barkach ubezpieczycieli.
Zupełnie inaczej widzi to Sebastian Hartmann, poseł SPD. W wywiadzie dla Deutsche Welle opowiada się za podstawowym ubezpieczeniem od zagrożeń naturalnych dla wszystkich właścicieli domów. Państwo powinno opracować odpowiednie modele – uważa Hartmann.
Podobne poglądy ma Winfried Kretschmann, premier Badenii-Wirtembergii i członek Partii Zielonych: Właściciele budynków i nieruchomości muszą tworzyć wspólnotę solidarności. W przeciwnym razie w przyszłości trudno będzie poradzić sobie ze szkodami dla środowiska. Eksperci różnych partii są zgodni co do tego, że ekstremalne warunki pogodowe będą się nasilać wskutek zmian klimatycznych.
Tym bardziej należy szybko znaleźć rozwiązanie tego problemu. W obecnej sytuacji, po wielkich powodziach w Niemczech, państwo udostępniło już 400 milionów euro w ramach pomocy nadzwyczajnej. Planowany jest również fundusz o wartości kilku miliardów. Ma pomóc zarówno ubezpieczonym, jak i nieubezpieczonym. Skorzystałaby na tym również Marie-Ellen Krause i jej stowarzyszenie.