Pozycja kanclerz Merkel słabnie
19 lipca 2010To nie była zwykła dymisja burmistrza dużego miasta. Pierwszy kanał telewizji publicznej ARD zmienił wczoraj swój program, by transmitować pożegnalne przemówienie Ole von Beusta. A niemieccy dziennikarze nie pytają w poniedziałkowych gazetach, kto teraz przyjdzie do hamburskiego ratusza. Interesują się innym urzędem. Czy kanclerz Merkel przetrwa odejście szóstego landowego premiera z CDU w ciągu jednego roku? To pytanie, które, pomimo wakacji, elektryzuje niemiecką opinię publiczną. Są powody do takich emocji. Bo kolejne już badania opinii publicznej pokazują, że koalicja (CDU/CSU/FDP) traci społeczne poparcie. W sondażach opozycja jest zdecydowanie w większości, koalicję popiera obecnie niecałe 40 procent Niemców.
Spinacz
Ole von Buest, choć był politykiem landowym, miał niezależną pozycję na arenie polityki ogólnokrajowej. Jako otwarcie przyznający się do swoich homoseksualnych preferencji był w chrześcijańskiej CDU postrzegany za liberała, a może nawet lewicowca. Udała mu się rzecz niemożliwa. Był architektem pierwszej koalicji pomiędzy CDU a Zielonymi. Ten sojusz, choć dla wielu wyborców egzotyczny, działał sprawnie od 2008 roku. Teraz wydaje się, że bez von Beusta, nie ma przyszłości. A Hamburg – jako miasto-land – czekają przyspieszone wybory. „Wcześniejsze głosowanie jest nieuniknione” – powiedziała dziś sekretarz generalna SPD Andrea Nahles. Powody odejścia von Beusta nie są dokładnie znane. Wielu mówi o „zmęczeniu materiału”. Stał na czele miasta od października 2001 roku. I bez wnikania w dokładne przyczyny odejścia, jedno wiadomo, że dymisja von Beusta oznacza kolejne problemy dla kanclerz Angeli Merkel.
Odchodzą faceci Merkel
Ole von Beust jest szóstym landowym premierem z CDU, który na przestrzeni roku, żegna się z urzędem. Pierwszy był Dieter Althaus, premier Turyngii, który choć wygrał wybory w 2009 roku, stracił potrzebną do rządzenia większość z koalicyjną FDP. Drugim był Günter Öttinger, podobno zagrażał Merkel w partii, dlatego rząd wysłał go do Brukseli, gdzie objął urząd unijnego komisarza ds. energii. Trzecim był Roland Koch, premier Hesji, który ogłosił na konferencji prasowej, że „polityka jest fascynującą częścią jego życia, ale nie jego życiem”. Czwarty to Christian Wulff, który zamienił hanowerski ratusz na Zamek Bellevue, pod koniec czerwca Zgromadzenie Federalne wybrało go na 10. prezydenta RFN. Piąte, bolesne odejście, bo w najludniejszym niemieckim landzie, to pożegnanie z urzędem premiera Nadrenii Północnej-Westfalii Jürgena Rüttgersa, który choć kilkunastoma tysiącami głosów przewagi wygrał majowe wybory, nie zdołał utworzyć rządu. W ten sposób koalicja kanclerz Merkel nie tylko straciła Nadrenię, ale także większość w Bundesracie, izbie wyższej niemieckiego parlamentu, w której zasiadają przedstawiciele krajów związkowych.
Pozycja Merkel się chwieje
Te odejścia nie są zwykłymi problemami dla Angeli Merkel, która jako szefowa CDU musi znaleźć odpowiednich następców. Są poważnym problem dla jej dalszej przyszłości w Urzędzie Kanclerskim. Zbiegły się w czasie z wewnętrzną dyskusją w CDU/CSU na temat przywództwa Angeli Merkel. Jest krytykowana za brak wyrazistości i zbyt lewicowe poglądy. Media spekulują, że Roland Koch odszedł ze stanowiska po kłótni z panią kanclerz. Z kolei za jedną z podstawowych przyczyn porażki Jürgena Rüttgersa w Nadrenii Północnej-Westfalii uważa się ocenę obecnej koalicji, która rządzi krajem. Nadreńczycy mieli w ten sposób dać żółtą kartkę tandemowi Merkel-Westerwelle.
Marcin Antosiewicz
red. odp.: Iwona Metzner