1. Przejdź do treści
  2. Przejdź do głównego menu
  3. Przejdź do dalszych stron DW

Prasa: Bawarscy chadecy łowią dusze ze skrajnie prawego skrzydła

Malgorzata Matzke3 stycznia 2014

Dyskusja o możliwym napływie Bułgarów i Rumunów do RFN przekształca się w żonglerkę populistycznymi hasłami, ocenia niemiecka prasa.

https://p.dw.com/p/1Aka3
Symbolbild CSU Migranten Xenophobie Fremdenfeindlichkeit
Zdjęcie: picture-alliance/dpa

"Nordkurier" z Neubrandenburga zauważa, że: "Powoli wyraźnie widać, że Niemcy, a raczej członkowie CSU niechętnie dzielą się tym, co mają. Hołdują raczej zasadzie: co twoje, to też moje, a co moje, to tobie nic do tego. To torpeduje co prawda pierwotną ideę zjednoczonej Europy, ale Bawarczyków zdaje się to guzik obchodzić. Najważniejsze, że można głośno politykować przy kuflu piwa i można coś gromko obwieszczać, nawet, jeżeli są to bzdury. Kto choć przez chwilę pomyśli, ten szybko stwierdzi, że ci dziś niechętnie widziani Bułgarzy i Rumuni jutro będą tymi wyczekiwanymi specjalistami. Bawarscy krzykacze, przestańcie bez powodu tak się wpieniać!".

"Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze: "Strach przed napływem obcych, którzy zabiorą Niemcom miejsca pracy bynajmniej nie jest czymś nowym. Przysłowiowy już 'polski hydraulik' w znacznym stopniu przyczynił się do tego, że w roku 2005 Francuzi odrzucili Europejską Konstytucję.(...) Nie da się przewidzieć, co czeka w najbliższych miesiącach Niemcy i inne zachodnie kraje UE. Ale niekwestionowane jest, że w UE zawsze były wędrówki ludzi z biedniejszych do bogatszych krajów członkowskich i że na tym polega wolny rynek i tak to miało być. Do tej pory wszyscy czerpali z tego korzyści i nie wiadomo, dlaczego to miałoby się zmienić, nawet, jeżeli w czasach kryzysu obawy przed negatywnymi skutkami imigracji przeważają nad jej pozytywnymi efektami".

"Luebecker Nachrichten" zwraca uwagę na zastrzeżenia ludzi, pisząc: "Napływ biednych Romów i innych wędrownych robotników do gett w Duisburgu czy Dortmundzie jest odwrotną stroną medalu, jakim jest swoboda przemieszczania się i osiedlania w UE. To przerasta siły niektórych, do tego jeszcze zadłużonych miast, przede wszystkim w Zagłębiu Ruhry. Inne, jak Mannheim czy dzielnica Berlina Neukoelln, z powodzeniem umieszczają romskie dzieci w szkołach, i starają się o legalną pracę dla ich rodziców. Biedne miasta i biedni imigranci to zaiste wybuchowa mieszanka i o pomoc muszą postarać się władze federalne. Nie będzie to ani tanie, ani proste. Ale jest to cena, jaką płaci się za otwarte granice, z których Niemcy czerpią największe korzyści. To bawarscy chadecy także powinni głośno mówić na wiecach w czasie walki wyborczej".

"Trochę wyciszenia w całej dyskusji nie może w żadnym wypadku oznaczać, że bagatelizować lub ignorować będzie się obawy budzące się u wielu ludzi w związku możliwym napływem Bułgarów i Rumunów" - zastrzega "Ludwigsburger Kreiszeitung". "Prawdą jest jednak, że właśnie ludzie z tych krajów częstokroć są dobrze wykształceni, a specjalistów akurat w Niemczech jest jak na lekarstwo. Prawdą jest jednak także, że w przeszłości wielu nowych przybyszów koncentrowało się w miejscach słabych strukturalnie, jak np. w Berlinie czy Dortmundzie, co przerastało siły władz komunalnych. Tym bardziej więc niezbędna jest pomoc władz federalnych i landowych w procesie integracji nowoprzybyłych. W tym punkcie CSU miałaby duże pole do popisu".

"Handelsblatt" pisząc o specyfice bawarskiej chadecji, która podgrzewa nastroje przeciwko napływowi imigrantów, zaznacza, że już legendarny przywódca CSU Franz-Josef Strauss twierdził, że na prawo od CSU nie może być żadnych politycznych sił o demokratycznej legitymacji. "Było to w 1983 roku, w okresie walki ze skrajnie prawicowymi Republikanami, z których wielu pochodziło z CSU. Teraz w formie Alternatywy dla Niemiec (AfD) od roku na scenie politycznej działa partia z prawa od CSU, założona przez dawnych zwolenników chadecji i FDP. Nacjonaliści, eurosceptycy, konserwatyści: Tym całym spektrum chciałaby teraz także zawładnąć CSU - tak, jak niegdyś Strauss Republikanami - i AfD tak daleko wcisnąć w skrajnie prawy róg, że nikt z obozu mieszczańskiego nie chciałby już tej Alternatywy wybierać. I dziś, i kiedyś CSU dotyka granic, gdzie zaciera się różnica między argumentem i resentymentem, a demokracja przekształca się w demagogię".

Małgorzata Matzke

red.odp.: Elżbieta Stasik