Prasa o kolejnym strajku na kolei: brak umiaru
23 stycznia 2024„Sześć dni strajku – przy zapowiedziach tak ogromnej akcji protestów pracowniczych strony sporu w innych branżach zapewne gorączkowo negocjowałyby za kulisami, aby złagodzić skutki strajku; w imię wizerunku kolei i (związku) GDL, jak również w imię ogólnej akceptacji walki o prawa pracownicze” – pisze dziennik „Frankfurter Rundschau”.
Podkreśla, że „prawo do strajku to cenny atut”, z którego w wielu branżach korzysta się rzadko. „Można też powiedzieć, że w Niemczech strajkuje się o wiele za mało. Pracownicy w innych sektorach i ich związki zawodowe powinny zatem brać przykład z GDL, który w przeszłości wiele osiągnął dla swoich członków. Ale i GDL musi uważać, aby nie przeciągnąć struny. Strajki oczywiście powinny się odbywać, ale również trzeba ze soba negocjować. Postawa GDL, które odmawia rozmów, ułatwia zarządowi Niemieckiej Kolei zrzucenie na związek zawodowy odpowiedzialności za impas. Czy to się wkrótce zmieni? Podróżujący i dojeżdżający do pracy nie powinni na to liczyć” – pisze dziennik z Frankfurtu nad Menem.
Konsekwencje dla ogromnej liczby ludzi
Z kolei gazeta „Mitteldeutsche Zeitung” z Halle zarzuca kierownictwu związku zawodowego maszynistów, że czyni współodpowiedzialnymi za spór płacowy „niezliczonych ludzi, którzy nie mają nic wspólnego z jego branżą”. Szef GDL Claus Weselsky „zapomina, że pracodawcy nie są wrogami co do zasady”. „Nie tylko na kolei poszukuje się pracowników. 35-godzinny tydzień pracy przy pełnym wynagrodzeniu niezbyt pasuje do czasów, gdy w obliczu ogromnych zaległości w reformach potrzebny jest nowy początek. GDL również powinien o tym pomyśleć” – ocenia dziennik z Halle.
Także według „Leipziger Volkszeitung” GDL „nie ma umiaru w swoich żądaniach”. „Saksończyk (szef GDL – red.) obarcza współodpowiedzialnością naprawdę wielu ludzi, którzy po prostu chcą dotrzeć z punktu A do punktu B” – pisze lipski dziennik.
„Reutlinger General-Anzeiger” przyznaje, że protesty pracownicze mogą być skuteczne, gdy skutki odczuje wielu ludzi. „Tylko w ten sposób, oprócz finansowej presji na pracodawce, powstaje również presja społeczna, aby wreszcie się porozumieć. To reguły gry sporu płacowego” – pisze gazeta.
Jednak – dodaje – „strajk na kolei coraz bardziej oddala się od przećwiczonych rytuałów”. „W coraz większym stopniu staje się walką o władzę pomiędzy szefem GDL (Clausem) Weselskym a Deutsche Bahn. Właściwy spór płacowy, czyli spór o wyższe wynagrodzenia i czas pracy, schodzi przy tym na drugi plan i wpisuje się w obraz Niemiec jako zablokowanej republiki” – pisze „Reutlinger General-Anzeiger”
Dlaczego związkowcy odmawiają negocjacji?
Dziennik „Nuernberger Nachrichten” przypomina, że w ubiegłym tygodniu kolej, Deutsche Bahn (DB), „wreszcie przedstawiła GDL lepsza ofertę”, która zawiera ustępstwo w najbardziej spornej sprawie: 35-godzinnego tygodnia pracy przy pełnym wynagrodzeniu. „DB zaproponowała teraz 37 godzin od 2026 roku. Na ten temat trzeba by było negocjować, a jakże. Wymieniać się opiniami, spierać się, zawierać kompromisy. Krótko mówiąc: praktykować partnerskie negocjacje zbiorowe. I dokładnie tego odmawia Weselsky. Sytuacja robi się wybuchowa. Czy taki potężny strajk naprawdę jest jeszcze proporcjonalnym działaniem?” – pyta dziennik z Norymbergii.
„Suedkurier” z Konstancji ocenia, że w obecnym konflikcie płacowym związek GDL „zatracił wszelki umiar”. „Aktualna oferta koncernu przewiduje prawo wyboru dla pracowników pomiędzy większą ilością wolnego czasu przy pełnym wynagrodzeniu a większymi pieniędzmi. Tym samym kolej robi krok w kierunku innowacyjnych regulacji płacowych, jakie obowiązują już w przemyśle metalowym i elektrycznym albo branży chemicznej. W zależności od dokonanego wyboru, maszynista i konduktor uzyskuje od początku 2026 roku do 13 procent większą płacę w porównaniu do obecnej. Co zadłużona kolej mogłaby jeszcze zaproponować swoim pracownikom?” – pisze gazeta.
Biorąc to pod uwagę – dodaje – można uznać za „afront” to, że szef związku GDL odmawia powrotu do stołu negocjacyjnego i wzywa do najdłuższego strajku w historii. „Nie ma to nic wspólnego z partnerstwem w układzie zbiorowym. Ani też ze zorientowaniem na klienta. Wśród niektórych grup interesu mogło się utrwalić wrażenie, że państwo jest dojną krową. Państwowy koncern kolejowy nią nie jest” – pisze „Suedkurier”.
Podobną opinię wyraża „Stuttgarter Zeitung”. Jak pisze, „w zasadzie jest wiele dobrych powodów przemawiających za protestem pracowniczym maszynistów, którzy często pracują w systemie zmianowym, a z powodu braków personalnych są u kresu swych możliwości. „Jednak przy całym zrozumieniu dla maszynistów: ostry strajk w chwili obecnej jest przesadą” – pisze gazeta ze Stuttgartu, wskazując, że najnowsza oferta Deutsche Bahn sygnalizuje gotowość do rozmów o skróceniu czasu pracy. Wprawdzie „dopiero od początku 2026 roku i tylko z 38 do 37 godzin tygodniowo”, ale choć Weselsky uważa tę ofertę za niewystarczająca, to „przecież można nad tym jeszcze negocjować”. „Zamiast tego będzie po prostu strajk. Ta bezkompromisowość wielu działa na nerwy. Jeżeli GDL nie chce całkowicie stracić poparcia i zrozumienia dla swojej sprawy w społeczeństwie, powinien szybko wrócić do stołu negocjacji” – ocenia „Stuttgarter Zeitung”.