Prasa o rządzie Holandii: ryzykowny eksperyment
17 maja 2024„Sześć miesięcy. Jak na holenderskie standardy nie trwało długo, aż Geert Wilders i jego trzej partnerzy porozumieli się w sprawie koalicji rządowej. Tym razem darowano sobie zwyczajowe zabawy w różne konstelacje, bo nie było alternatywy” – czytamy w komentarzu w piątkowym (17.05.) wydaniu dziennika „Sueddeutsche Zeitung”.
Autor tekstu Thomas Kirchner pisze, że wyborcy w Holandii chcieli prawicowego rządu. „Inaczej nie uczyniliby ugrupowania PVV Wildersa zdecydowanie najsilniejszą partią polityczną. Nie był to przypadek, od tego czasu PVV jeszcze bardziej urosła w sondażach”
Z tylnego fotela
Wiadomo, że Wilders nie będzie premierem, ale zdaniem Kirchnera, będzie nadawał ton nowemu rządowi. „To, jak mówi sam Wilders, historyczne, to ten radykalny prawicowiec po prawie dwudziestu latach mniej lub bardziej konsekwentnego wykluczenia, także w Holandii ostatecznie staje się normalnością, politykiem jak każdy inny. Także dlatego, że wiele holenderskich mediów już dawno przestało piętnować okropności, które od czasu do czasu padają z jego ust”.
Komentator gazety pisze, że Wilders nie chce zmniejszenia imigracji, tylko nie chce jej wcale. „Przy każdej okazji podsyca nienawiść wobec muzułmanów. Jego podstawowe przekonania bez problemu można powiązać z pogardzającą ludźmi ideologią prawicowo-radykalnego ruchu identytarystycznego.
„W programie przyszłego rządu widać jego rękę. Ostra polityka wobec obcokrajowców, mniejsza gotowość do współpracy w Brukseli, zwłaszcza w sprawach klimatu, mniej pieniędzy dla mediów publicznych, cała masa prezentów socjalnych”.
Jak czytamy, Wilder musi się hamować, aby nie doprowadzić do rozpadu koalicji. „Jest też na tyle mądry, że nie pójdzie na pełną konfrontację w Europie. Będzie stopniowo sypał piach w tryby UE, razem z sojusznikami takimi jak Giorgia Meloni, Viktor Orban i, kto wie, niebawem też Marine Le Pen”.
Ryzykowny eksperyment
Przyszłym rządem w Holandii zajmuje się także gazeta „Frankfurter Allgemeine Zeitung” w komentarzy pod tytułem „Eksperyment Wilders”.
„No i stało się. Wraz z porozumieniem koalicyjnym w Holandii Geert Wilders dochodzi do władzy. Prawicowy populista, który od wielu lat podsyca nienawiść i resentymenty, który opowiadał się za zakazaniem islamu i który nie przepuszcza żadnej okazji, aby podburzać przeciwko 'elitom' w kraju i za granicą” – pisze Alexander Haneke.
Jak dodaje, to nieprzyjmeny moment dla Europy, ale włączenie Wildersa i jego partii do koalicji rządowej było nieodzowne. „Umiarkowane partie długo próbowały trzymać go z dala od władzy. Nic to nie dało, a wręcz przeciwnie. Z każdym rokiem poparcie dla partii Wildersa było coraz większe, aż stała się największą siłą”.
Haneke dodaje, że teraz pozostaje mieć nadzieje, że współrządzenie ucywilizuje nieco Wildersa, choć to ryzykowny eksperyment. „Wilders, jego polityczny ton i metody przedostały się do centrum władzy. Jego partnerzy koalicyjni muszą teraz pokazać, że wyznaczają granice, w których rząd z Wildersem będzie się poruszał”.