Zeznanie Beaty Zschaepe: nielogiczne, niewiarygodne, żałosne
10 grudnia 2015„Maerkische Allgemeine” pisze: „Zeznanie Zschaepe jest niewiarygodne a do tego cyniczne. Ale ona robi w sumie to, co zazwyczaj oskarżeni robią przed sądem: broni się wszystkimi dostępnymi jej środkami państwa prawnego. Rozczarowanie i złość w reakcji na jej wypowiedzi są zrozumiałe. Ale są one też wyrazem zbyt wysokich oczekiwań wobec tego procesu”.
„Nuernberger Nachrichten” zaznacza: „Adwokaci nazywają takie wyjaśnienia zeznaniem taktycznym. Nie chodzi o wyrażenie prawdziwej skruchy , o chęć złożenia uczciwego i pełnego zeznania, lecz o złagodzenie spodziewanej wysokiej kary. W przypadku Zschaepe stawką jest dożywocie. Albo o wyjście na wolność po kilkudziesięciu latach. Można przypuszczać, że jej nowi adwokaci są przekonani, iż takim zeznaniem mogą wpłynąć na werdykt sądu. Ale to zeznanie sprawia wrażenie, jakby było nie tylko spreparowane. Nasuwa się przede wszystkim pytanie, dlaczego domniemana terrorystka z NSU już wcześniej nie zabrała głosu. Dlaczego pozwoliła się zamknąć na cztery lata w areszcie śledczym, jeżeli stawiane jej zarzuty są ponoć nieprawdziwe. Zeznaniem chciała być może ratować własną skórę”.
„Nuernberger Zeitung” uważa: „Jej twierdzenie, że nie była członkiem NSU, że miała ciężkie dzieciństwo, i że była tylko sympatykiem terrorystów - wszystko to sprawia wrażenie, jakby sprawczyni chciała zrobić z siebie ofiarę. Jest to kpienie nie tylko z rodzin zamordowanych osób i innych ofiar, ale szkodzi to także samej oskarżonej. Tego powinno być świadomych jej pięciu adwokatów. Przecież chyba nikt nie uwierzy w jej pasywną rolę niewiniątka po tym, jak już od miesięcy to ona dyryguje tym gigantycznym procesem, poróżnia ze sobą adwokatów i manipuluje jak tylko może”.
„Sueddeutsche Zeitung” pisze: „Jej zeznanie aż się prosi o przeanalizowanie - widać to jak na dłoni. Ale Zschaepe chce odpowiadać tylko na pytania na piśmie, odpowiednio przygotowana przez swojego adwokata. Nie jest to wykluczone od strony prawnej, ale pokazuje też sądowi, że całe jej zeznanie było spreparowane. Przy najmniejszej próbie spontanicznych wyjaśnień cała ta konstrukcja grozi zawaleniem. Sąd ma z jednej strony obowiązek wyjaśnienia całej sprawy, musi zrobić wszystko co w jego mocy, by zebrać jak najwięcej faktów. Ale z drugiej strony nie wolno mu się dać manipulować przez oskarżoną. Zschaepe powiedziała już właściwie wszystko: jej zeznanie jest wymówką, samo w sobie nielogiczne, niewiarygodne i do tego z ozdóbką: lapidarnymi wyrazami współczucia dla ofiar, co jest zaiste żałosne”.
„Frankfurter Allgemeine Zeitung” zaznacza: „Niezależnie od tego, na ile poważnie Zschaepe traktuje swoją ‘moralną winę', potwierdziła ona właściwie całą konstrukcję faktów zawartych w akcie oskarżenia. Ze względu na szereg poszlak nie mogła go podważyć. Mieszkała razem ze sprawcami, kochała ich, potrzebowała ich, jak teraz wyjaśniła, i po ich samobójstwie podpaliła dom, w którym mieszkali. Ale jak twierdzi, dopiero po fakcie dowiedziała się o zabójstwach i próbowała odwieść swoich przyjaciół od podobnych czynów. Nawet jeżeli oprzeć się na tym zeznaniu, to ten kto żyje ze sprawcami i ich ideologicznym tłem i wie, że z premedytacją zabili cudzoziemców i niemiecką policjantkę - czyż nie jest wtajemniczony? To nie pozwoli jednak dalej podtrzymywać tezy o mieszczańskim wizerunku tego tria z piekła rodem”.
opr. Małgorzata Matzke