Prasa: Powódź w Polsce chroni Brandenburgię przed katastrofą
25 września 2024Przerwane tamy i powódź w Polsce prawdopodobnie chronią wschodnią część Brandenburgii przed katastrofą – pisze niemiecki dziennik „Berliner Zeitung”. Od poniedziałku, 23 września, obowiązuje na niemieckim odcinku Odry trzeci stopień alarmowy. To ponad 75 kilometrów.
We wtorek w powiecie Odra-Szprewa obowiązywał już czwarty – najwyższy poziom alarmowy. W Ratzdorfie, gdzie Nysa wpada do Odry, i w Eisenhüttenstadt zalane są ogrody i ulice.
Lepsza pozycja wyjściowa
Teraz, gdy fala powodziowa dotarła do Brandenburgii, pojawia się pytanie: czy wały przeciwpowodziowe są wystarczająco wysokie? Minister środowiska Brandenburgii Axel Vogel zakłada, że powodzi tym razem nie będzie, bo Brandenburgia jest lepiej przygotowana niż podczas powodzi w 1997 i 2010 roku.
Sytuacja wyjściowa jest teraz bardziej korzystna chociażby ze względu na suche gleby. Ponadto od ostatnich powodzi wdrożono skuteczne środki ochrony, wydając 360 mln euro i odnawiając 90 proc. wałów – powiedział polityk Zielonych.
Ekolodzy podkreślają jednak, że nie tylko wysokie wały odgrywają decydującą rolę, tylko sytuacja w Polsce. „Wiele zapór pękło w Polsce, w wyniku czego duże obszary wzdłuż Odry zostały zalane w sąsiednim kraju” – powiedział „Berliner Zeitung” Axel Kruschat z brandenburskiej organizacji ochrony środowiska BUND. W ten sposób z fali powodziowej uszło dużo wody, co stanowi znaczną ulgę dla Brandenburgii. Gdyby cała ta woda doszła do Niemiec, nie wiadomo, czy brandenburskie wały przeciwpowodziowe wytrzymałyby – zaznaczył.
Najgorsze przed nami
Organizacje ekologiczne krytykują też, że nie na wszystkich odcinkach umieszczono od razu maty ochronne przeciwko bobrom i dzikom. I wskazują też na główny problem wielu rzek, które dziś nie płyną swobodnie, nie meandrują, tylko są prostymi „wodnymi autostradami”, wciśniętymi między tamami po lewej i prawej stronie.
W Polsce środki ochronne nie wystarczają, bo jest za mało terenów zalewowych. Przy funkcjonującym systemie nie trzeba czekać, aż gdzieś pękną tamy i woda w niekontrolowany sposób zalewa miasta. Śluzy byłyby otwierane w odpowiednim czasie, a masa wody kierowana na pola, gdzie spowodowałaby mniejsze szkody – tłumaczy aktywista ekologiczny. Natomiast ta letnia powódź wywołana przez ulewne deszcze wyrządziła nie tylko miliardowe szkody, ale kosztowała też życie ponad 20 osób.
Według ekspertów przyczyną ulew były zmiany klimatyczne. Przy ich obecnym tempie pędzimy w kierunku granicy dwóch stopni globalnego ocieplenia. Jeśli nie uda się zapobiec przekroczeniu tej granicy, prawdziwie katastrofalna część zmian klimatycznych dopiero się rozpocznie. Nikt nie jest w stanie przewidzieć późniejszych konsekwencji i nikt nie wie, jak wysokie będą fale powodziowe na Odrze – ostrzega na łamach „Berliner Zeitung” aktywista z BUND.
Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!