Prasa: ważą się losy kanclerza Scholza
3 września 2024„Frankfurter Allgemeine Zeitung” analizuje konsekwencje niedzielnych wyborów w Saksonii i Turyngii dla rządzącej Niemcami Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD) oraz kanclerza Olafa Scholza. Jak pisze, „w SPD panika nie wybuchła jeszcze tylko dlatego, że najważniejsze wybory landowe tego roku odbędą się dopiero pod koniec września”. Chodzi o wybory we wschodnioniemieckiej Brandenburgii 22 września. „W Brandenburgii SPD ma premiera. Jeżeli (Dietmar) Woidke straci swój urząd, to wówczas nie będzie można już winić tylko partii koalicyjnych. Wtedy partia musiałaby nieuchronnie zmierzyć się z faktem, że kanclerz Scholz nie jest już dla niej koniem pociągowym. Kierownictwo SPD próbuje ze wszystkich sił stłumić otwartą debatę na ten temat, bo jeszcze bardziej zaszkodziłoby to reputacji partii, niczego nie dając w zamian” – ocenia dziennik.
I dodaje, że „aby nie wpaść z deszczu pod rynnę, władze partii żądają od Scholza, by w bardziej widoczny sposób walczył w koalicji o cele socjaldemokratów”.
Scholz kandydatem na kanclerza?
Także regionalny dziennik „Rhein-Zeitung” z Koblencji ocenia, że dopiero po wyborach w Brandenburgii 22 września wyjaśni się, czy Scholz pozostanie kandydatem SPD na kanclerza w następnych wyborach do Bundestagu w przyszłym roku. „Jeśli premierBrandenburgii Dietmar Woidke straci stanowisko premiera, to nikt w partii nie będzie w stanie tego zagwarantować. Nie chodzi o to, że Scholz nie jest zaangażowany w kampanię wyborczą. Objeżdża kraje związkowe i odwiedza prowadzących kampanię towarzyszy. Jednak to nie dodaje im oczekiwanego wiatru w żagle” – ocenia gazeta.
„SPD potrzebuje błyskotliwej kampanii wyborczej, jeśli chce zapomnieć o katastrofie koalicji i nadal zyskać punkty w 2025 roku. Ale do tego potrzebuje porywającego czołowego kandydata. W tej chwili Scholz z pewnością nim nie jest. A kierownictwo SPD coraz bardziej zdaje sobie z tego sprawę” – konkluduje „Rhein-Zeitung”.
Czas na niemiecką Kamalę Harris?
Według dziennika „Allgemeine Zeitung” „Olaf Scholz nie jest już silnym kanclerzem, ale szefem koalicji na krawędzi”. „Wiele będzie zależeć od tego, co stanie się za trzy tygodnie w Brandenburgii. Jeżeli premier Dietmar Woidke z SPD zdoła się tam utrzymać, to da to Scholzowi trochę oddechu. Woidke zresztą stara się tego dokonać, od tygodni trzymając się maksymalnie na dystans od kanclerza – co za ironia. Jeśli się nie uda, to SPD faktycznie może zmierzać w stronę swego ‚momentu Kamali'” – pisze gazeta, porównując sytuacje niemieckiej partii rządzącej do położenia amerykańskich Demokratów kilka tygodni temu. Zamieniając kandydaturę Joe Bidena na Kamalę Harris „Demokraci pokazali, jak uwolnić się z pozornie beznadziejnej sytuacji i wrócić do gry”. „Minister obrony Boris Pistorius byłby zapewne gotów” – sugeruje gazeta z Moguncji.
„Normalizacja radykałów”
Gospodarczy dziennik „Handelsblatt” przestrzega przed zaostrzeniem retoryki innych partii, które chcą konkurować z AfD. „Normalizacji radykałów sprzyja to, gdy ich rywale również sięgają po radykalna retorykę” – pisze gazeta. „Stygmat antykonstytucyjności i dyskusje o delegalizacji partii nie osłabiają AfD, ale raczej ją wzmacniają” – pisze gazeta.
„Podobną dynamikę można było ostatnio zaobserwować w USA. Prezydent Joe Biden zbudował całą kampanię wyborczą na ostrzeżeniu, że jego rywal Donald Trump zniszczy amerykańską demokrację. W 2020 roku wystarczyło to, by pokonać Trumpa. W 2024 roku już nie. Do niedawna amerykańska kampania wyborcza była ograniczona do pojedynku dwóch mężczyzn, którzy nazywali siebie nawzajem egzystencjalnym zagrożeniem dla narodu. Dopiero wraz z wycofaniem się Bidena i kandydaturą Kamali Harris na prezydenta karta się odwróciła (…) W centrum kampanii wyborczej nie stawia ona Trumpa, tylko siebie samą (…) Emanuje radością życia, proponując ją jako antidotum na strach” – pisze „Handelsblatt”.
W ocenie dziennika „Frankfurter Rundschau” wielu wyborców w Saksonii i Turyngii „nie zagłosowało w niedzielę na kandydata partii demokratycznej, bliskiej swemu sercu”. „Ze strachu przed prawicowymi ekstremistami z AfD głosowali na partie i kandydatów z największą szansą na sukces: Lepiej CDU, aby AfD nie stworzyła rządu. Lepiej prorosyjski BSW, który raczej nie ma w szufladzie planów przewrotu. Ale strategiczny wybór wiąże się też z ryzykiem. I tak CDU w Saksonii, która straciła na rzecz AfD i BSW, otrzymała wiele głosów od wyborców Zielonych, Lewicy i SPD. Te trzy partie są teraz osłabione w parlamencie i w negocjacjach koalicyjnych” – wskazuje gazeta.
„W Turyngii straciła między innymi SPD, tak że potencjalnej koalicji CDU, BSW i SPD brakuje do większości w parlamencie jednego mandatu. W ten sposób AfD nie tylko rozbudowała swoją władzę w obu parlamentach, ale i bezpośrednio wpłynęła na wynik wyborów na swoją korzyść. Nie jest to dobra wiadomość dla demokracji” – dodaje „Frankfurter Rundschau”.
Przerażenie za granicą
Z kolei dziennik „Muenchner Merkur” z Monachium zauważa, że „za granicą z wielkim przerażeniem przyjęto triumf wyborczy radykalnie prawicowej AfD i lekceważenie tego byłoby błędem”. „Niemcy potrzebują mądrych głów, które chętnie do nas przybywają i tutaj pracują, a także klientów za granicą, którzy kupują nasze produkty. I potrzebują sojuszników, którzy dzielą się z nami swym militarnym bezpieczeństwem. Jednak wątpliwości co do wiarygodności Niemiec narastają. Sahra Wagenknecht już zapowiedziała, że w negocjacjach koalicyjnych w Saksonii i Turyngii będzie chciała przeforsować nową politykę w sprawie Ukrainy i NATO” – pisze gazeta.
„Porażki polityczne bolą. Ale dla ukraińskich żołnierzy, którzy każdego dnia ryzykują życie dla obrony siebie i Europy przed Rosją, wynik wyborów w Erfurcie i Dreźnie jest potencjalnie śmiertelny. Triumf wschodnioniemieckich partii antyukraińskich nie zwiększył skłonności Putina do negocjacji z Kijowem” – ocenia bawarska gazeta.
Dziennik „Volksstimme” z Magdeburga we wschodnioniemieckiej Saksonii-Anhalt pisze o „pułapce koalicyjnej” dla chadeckiej CDU, która wykluczyła zarówno koalicję z AfD, jak i z Lewicą. „Głupio tylko, że teraz dokładnie to stanowisko staje się pułapka koalicyjną. Zawsze byli chadecy, którzy – wbrew linii partii – nie chcieli kategorycznie wykluczać współpracy z AfD dla utrzymania się przy władzy. Teraz pojawiają się też głosy, które pragmatycznie zmiękczają zaporę przeciwko lewicy” – zauważa gazeta. O ile, jak pisze, wariant współpracy z AfD byłby „politycznym złamaniem tamy z trudnymi do przewidzenia skutkami”, to drugi wariant – współpracę z Lewicą – należałoby ponownie przeanalizować. „Przynajmniej zakładając, że większość starych i betonowych komunistów z szeregów Lewicy już dawno przeszła do partii Wagenknecht” – ocenia „Volksstimme”.