Proces o „Bocianie gniazdo”. Babisz uniewinniony
9 stycznia 2023– Nie udowodniono, że nadużyli prawa i stworzyli „Bocianie gniazdo” głównie po to, by dostać dotację – wyjaśnił sędzia główny powód, dla którego oboje zostali uniewinnieni.
Po dekadzie podejrzeń, po sześciu latach policyjnych i prokuratorskich dochodzeń, a także po raporcie Europejskiego Urzędu do spraw Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF), który potwierdził istnienie przesłanek wskazujących na możliwość popełnienia dotacyjnego oszustwa, poniedziałkowy wyrok Miejskiego Sądu w Pradze zaskoczył zarówno politycznych rywali, jak i zwolenników, komentatorów, a także samego Andreja Babisza. „Niewinny! Bardzo się cieszę, że mamy niezależne sądownictwo i że sąd potwierdził to, co mówiłem od początku. Że jestem niewinny i nie zrobiłem nic nielegalnego”, napisał na Twitterze były premier, który w piątek i sobotę będzie walczyć o urząd prezydenta Republiki Czeskiej.
Babisz od początku traktował tę sprawę jako politycznie motywowaną, a uruchomienie postępowania sądowego nazwał nawet „pierwszym od ‘aksamitnej rewolucji’ procesem politycznym”. Zapytany o to podczas pierwszej po uniewinniającym go wyroku konferencji prasowej przeprosił za te słowa wypowiedziane podobno tylko raz, a na dodatek w emocjach.
„Nie mam nic wspólnego”
„Resort Czapí hnízdo” (czyli właśnie „Bocianie Gniazdo”) można znaleźć na mapie półtora kilometra na północny wschód od miejscowości Olbramovice, która z kolei znajduje się około 50 km na południe od Pragi. Jego historia zaczyna się w 2006 roku, kiedy znajdujące się tam zaniedbane gospodarstwo i gorzelnię przejmuje firma Imoba z koncernu rolno-spożywczego Agrofert, zbudowanego i wtedy jeszcze należącego do przyszłego polityka Andreja Babisza.
Dwa lata później właścicielem obiektu jest już należąca do nieznanych właścicieli spółka akcyjna „Czapí hnízdo”, która występuje o 50 milionów koron (wtedy niespełna siedem milionów złotych) z funduszy unijnych dla małych i średnich przedsiębiorstw na projekt luksusowej rezydencji. I je dostaje. W 2010 roku centrum wypoczynkowo-konferencyjne otwiera swoje podwoje.
Wtedy zaczynają się nim interesować media podejrzewające, że obiekt jest związany z Babiszem, choć on sam temu zaprzecza. W październiku 2013 roku tygodnikowi „Respekt” mówi: „Z ‘Bocianim gniazdem’ nie mam nic wspólnego… Nie wiem, do kogo należy”. W tym czasie jest już politykiem, pierwszym przewodniczącym stworzonego przez siebie ruchu ANO 2011. Za kilka miesięcy wejdzie do rządu i obejmie resort finansów, cztery lata później stanie się premierem.
Ale dopiero w 2016 roku, podczas nadzwyczajnej sesji czeskiego sejmu przyzna, że w momencie składania wniosku o unijną dotację właścicielami „Bocianiego gniazda” byli… dwójka jego dorosłych dzieci i brat partnerki.
W 2017 roku policja i prokuratura zaczynają śledztwo w sprawie „Bocianiego gniazda”. Rzecz w tym, że dotacja pochodziła z funduszu dla małych i średnich przedsiębiorstw, a zachodzi podejrzenie, że spółka związana jest z koncernem Agrofert, który w żadnym wypadku nie jest ani mały, ani nawet średni. Bezpośrednio podejrzaną o popełnienie oszustwa dotacyjnego jest Jana Nagyová, której podpis widnieje pod wnioskiem o dotację. Andrej Babisz miał zaś o tym wiedzieć i w tym pomagać.
Decydujące zeznanie
Sędzia Jan Szott wyjaśnił dziennikarzom, że na decyzję sądu o uniewinnieniu obojga wpłynęły przede wszystkim zeznania świadka Jana Baresza, który był kierownikiem nadzoru podczas budowy centrum. Powiedział on mianowicie, że jeszcze zanim firma złożyła wniosek o dotację, Babisz mu wspomniał, że chce ją sprzedać, bo stworzenie rodzinnej farmy okazało się zbyt drogim przedsięwzięciem. Miało kosztować 500 milionów koron (wówczas około 70 milionów złotych), a nikomu z Agrofertu nie chciało się porywać na taką inwestycję. Na zlecenie Babisza Baresz zaczął więc już nawet szukać kupca. Ale właściciel Agrofertu stwierdził w końcu, że przekaże farmę dzieciom.
– To kluczowy świadek. Jego wystąpienie było bardzo logiczne, przekonujące, wiarygodne. Odpowiedział na wszystkie zadane pytania, oskarżycielom nie udało się podważyć jego zeznań – oświadczył sędzia Szott.
Co ciekawe, Baresz nie przypadł do gustu obrońcom, którzy uznali jego zeznania za niewiarygodne. Niezadowolony był i sam Babisz, gdyż Baresz potwierdził jego związki z „Bocianim gniazdem”. „Zbyt dużo gada, kopci papierochy i szuka geszeftów”, cytuje jego słowa dziennik „Hospodárzské noviny”. Babisz nie przewidział, że właśnie te zeznania zadecydują o jego uniewinnieniu.
Nie bez znaczenia też było, jak tłumaczył sędzia Szott, że w rozumieniu prawa europejskiego termin „małe przedsiębiorstwo” niekoniecznie pokrywa się z tym, jak my rozumiemy to pojęcie. Małą może być także firma powiązana z wielkim koncernem, jeżeli nie konkurują ze sobą.
Na pisemne uzasadnienie wyroku trzeba będzie poczekać trzy miesiące, a może nawet dłużej. Akta sprawy liczą bowiem aż 35 tysięcy stron.
Babisz prezydentem?
Oczywiście w Czechach natychmiast rozgorzała dyskusja, jak bardzo wyrok – choć wciąż jeszcze nieprawomocny – może wpłynąć na wynik wyborów prezydenckich, w których były premier jest jednym z trojga kandydatów, którzy mają największe szanse na przejście do drugiej tury. I tu większość politologów odpytywanych przez czeskie media, nie miała wątpliwości, że przynajmniej podczas pierwszego głosowania, które zacznie się w piątek 13 stycznia o 14 po południu i zakończy 24 godziny później, efekt będzie niewielki. Natomiast w drugiej turze dwa tygodnie później może być większy i poprawić notowania ex-premiera.
Czy to jednak wystarczy, by pokonać rywala? Na to pytanie dziś nikt nie potrafi odpowiedzieć. Z dotychczasowych sondaży wynikało, że nawet jak się dostanie do drugiej tury, to przegra zarówno z natowskim generałem w stanie spoczynku Petrem Pavlem, jak i z Danuszą Nerudovą, byłą rektorką przyrodniczego Uniwersytetu im. Gregora Mendla w Brnie.
Ale Babisz nie zasypia gruszek w popiele. Na dzień przed wyborami będzie w Paryżu, gdzie się umówił na spotkanie ze swoim przyjacielem Emmanuelem Macronem. Będzie chciał od niego usłyszeć, co mu powiedział Joe Biden w sprawie Ukrainy. Tak mówił, po ogłoszeniu wyroku. Nie da się wykluczyć, że i to przyda mu jakieś punkty poparcia.
Sęk w tym, że różnica poparcia między jego rywalami a nim, gdyby się dostał do drugiej tury wynosiła około 20 punktów procentowych. Tak przynajmniej wynika z sondaży agencji badania opinii publicznej Median sprzed tygodnia, według których zarówno Pavel, jak i Nerudová zyskaliby po 60 procent głosów. Z drugiej strony ponad jedna trzecia tych, którzy zamierzają pójść do wyborów, wciąż jeszcze nie wie, na kogo głosować.