Prognoza ECFR: Europarlament na prawo, ale bez rewolucji
24 stycznia 2024Ośrodek European Council on Foreign Relations (ECFR) opublikował w środę [24.01.2024] swą pierwszą prognozę wyników czerwcowych wyborów do Parlamentu Europejskiego.
– Skład Parlamentu Europejskiego przesunie się wyraźnie w prawo, co może mieć znaczący wpływ na zdolność Komisji Europejskiej oraz Rady UE do realizacji swych zobowiązań w sprawie ochrony środowiska i polityki zagranicznej, w tym kolejnego etapu Zielonego Ładu – skomentował Kevin Cunningham, współautor analizy ECFR.
Szukanie sojuszników
Choć prognozowane wyniki nie są bezpośrednim zagrożeniem dla proukraińskiego stanowiska Parlamentu Europejskiego, jednak osłabienie bloku partii głównego nurtu stanowi pewne ryzyko dla kosztownych społecznie decyzji UE w sprawie Kijowa, rozszerzenia Unii, związanych z tym migracji.
Dotychczasowa „superwielka koalicja” centroprawicowej Europejskiej Partii Ludowej (EPL) z m.in. CDU/CSU, PO i PSL oraz centrolewicowych Socjalistów i Demokratów (S&D) z m.in. niemiecką SPD i polską Lewicą, a także liberalno-macronistycznego klubu „Odnowić Europę” (m.in. FDP, Polska-2050) skurczy się z obecnych około 60 proc. do zaledwie 54 proc. składu nowego Parlamentu Europejskiego. To będzie wymuszać intensywne poszukiwania dodatkowych sojuszników nie tylko przy uchwalaniu poszczególnych reform, ale również przy zatwierdzaniu nowej Komisji Europejskiej, w tym jej przewodniczącej Ursuli von der Leyen, która – choć nadal nie zdeklarowała się w tej sprawie – zapewne będzie ubiegać się o drugą pięcioletnią kadencję.
EPL pozostanie największą frakcją z 24 proc. mandatów w nowym europarlamencie liczącym 720 europosłów (obecnie ma 25 proc. w 705-osobowym europarlamencie), drugie miejsce utrzyma S&D (18 proc., a obecnie ma 20 proc.), a „Odnowić Europę” zjedzie z trzeciego na czwarte miejsce (12 proc., a obecnie ma 14 proc.). ECFR prognozuje, że trzecią co do wielkości frakcją (14 proc. zamiast obecnych 8 proc.) zostanie skrajnie prawicowa „Tożsamość i Demokracja” w dużej mierze dzięki Niemcom. – AfD stanie się drugą co do wielkości niemiecką partią w Parlamencie Europejskim za odbudowującą swe notowania CDU/CSU – przewiduje ECFR.
Co zrobi Meloni
W przypadku Polski do frakcji EPL miałoby wejść 19 europosłów (obecnie 16), a do konserwatystów 20 zamiast obecnych 27 członków Zjednoczonej Prawicy. Porównania dawnych oraz możliwych przyszłych koalicyjnych list wyborczych gmatwają przewidywania co do notowań innych partii z Polski. Jednak frakcja konserwatystów (obecnie 27 Polaków i 10 Włochów na 67 wszystkich jej członków (10 proc. europarlamentu) zostanie zdominowana przez europosłów z partii premier Giorgi Meloni. Po czerwcowych eurowyborach w tej rozrośniętej do 85 osób frakcji (12 proc. europarlamentu) jej ugrupowanie Fratelli d'Italia mogłoby liczyć na 27 europosłów przy 20 europosłach z Zjednoczonej Prawicy.
– Zważywszy na przeciętny poziom spójności ich głosowań żadna z trzech frakcji „superwielkiej koalicji” [EPL, S&D, Odnowić Europę”] nie może zawsze zagwarantować, że wszyscy jej członkowie będą postępować zgodnie z instrukcjami głosowania. A zatem łączne 54 proc. mandatów może nie wystarczyć, by zawsze zagwarantować zwycięską większość podczas wspólnego głosowania – podkreślają analitycy ECFR. Jednak o ile otoczenie samej von der Leyen (EPL) wolałoby – jak wynika z przecieków – włączyć zielonych do swej odnowionej bazy europarlamentarnej, to Manfred Weber, szef EPL, stawia na wyłuskiwanie aliantów prawicowych.
Zielony Ład do rozwodnienia?
Von der Leyen, która potrzebowałaby do zatwierdzenia swej drugiej kadencji poparcia ze strony ponad połowy składu Parlamentu Europejskiego, przed pięciu laty przeszła zaledwie dziewięcioma głosami. Wedle późniejszych szacunków w tym tajnym głosowaniu z 2019 roku wstrzymało się paru europosłów nawet z jej rodzimej niemieckiej chadecji, ale za to poparła ją część – pozostających poza „superwielką koalicją” – zielonych, a także spora część europosłów PiS w ramach ugody negocjowanej przez Paula Ziemiaka, ówczesnego sekretarza generalnego CDU.
Teraz gotowość do wsparcia von der Leyen sygnalizują Fratelli d’Italia, a prawa strona europarlamentu od wielu miesięcy bacznie obserwuje kontakty Webera z premier Meloni, które po eurowyborach mogą doprowadzić do zacieśnionego sojuszu części frakcji konserwatystów z EPL. Krążą też spekulacje o – mniej prawdopodobnych – zmianach w przynależności frakcyjnej Fratelli d’Italia.
Z drugiej strony frakcja zielonych ma apetyt na negocjowanie trwałego wejścia do „superwielkiej koalicji” z EPL, S&D i „Odnowić Europę” będącej oparciem dla nowej Komisji Europejskiej. – Największe konsekwencje polityczne najbliższych eurowyborów będą prawdopodobnie dotyczyć polityki środowiskowej – ostrzegają jednak analitycy ECFR.
O ile w obecnym Parlamencie Europejskim doraźne sojusze z zielonymi i wyrazistą lewicą (spoza S&D) pozwalały na obronę ambitnych celów klimatycznych przy oporach ze strony EPL, to „znaczące przesunięcie w prawo w nowym europarlamencie” będzie oznaczać częstsze doraźne „koalicje antyklimatyczne” osłabiające cele Zielonego Ładu. Już teraz EPL rozważa, czy w eurowyborach nie kusić wyborców obietnicą odejścia od zakazu sprzedaży nowych samochodów spalinowych od 2035 roku, do czego centroprawica musiałaby szukać sojuszników na prawo od obecnej „superwielkiej koalicji”.
Uniknąć kierownictwa Orbana
Brukselskie gry wokół najwyższych stanowisk zwykle ruszają dopiero po eurowyborach, ale teraz przyspieszyła je styczniowa deklaracja Charlesa Michela, że zamierza już w lipcu skrócić swą kadencję szefa Rady Europejskiej przewidzianą do grudnia tego roku. Michel, członek partii belgijskich liberałów, postanowił bowiem wystartować do Parlamentu Europejskiego i chce objąć swój niemal pewny mandat europoselski. Jeśli przywódcy krajów Unii nie zdołaliby wyłonić na czas nowego szefa Rady Europejskiej, jego obowiązki – to pobudza Brukselę do przyspieszonych poszukiwań następcy Michela – objąłby tymczasowo Viktor Orban jako premier kraju sprawującego w drugim półroczu rotacyjną prezydencję w Radzie UE.
Jeśli potwierdzi się kandydatura von der Leynen na drugą kadencję szefowej Komisji Europejskiej, to – wedle partyjnych parytetów – następca Michela powinien należeć do centrolewicy. Nadal nie jest zupełnie przekreślony Antonio Costa (odchodzący premier Portugalii), jeśli – unijni dyplomaci tego nie wykluczają – oczyściłby się na czas ze skandalu korupcyjnego w swym rządzie, który sprowokował jego decyzję o dymisji i przyspieszone wybory planowane na marzec. Ponadto szanse ma duńska premier Mette Frederiksen, „jeśli zdołałby przekonać lewicę, że sama jest wystarczająco lewicowa”.
Pewne spekulacje dotyczą także niepartyjnej kandydatury Maria Draghiego, byłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego i byłego premiera Włoch. Ale ten ponoć tego nie chce, a ponadto rządowy poprzednik na czele Rady Europejskiej byłby trudny do zaakceptowania dla obecnej włoskiej premier Meloni. A w Unii nie chcieliby jej przegłosowywać w przeciwieństwie do ówczesnej premier Beaty Szydło przy zatwierdzaniu Donalda Tuska na drugą kadencję przewodniczącego Rady Europejskiej w 2017 roku.
Wedle klucza partyjnego następcą lewicowego Josepa Borrella, szefa unijnej dyplomacji, powinien tym razem zostać polityk związany z „Odnowić Europę”. W poszukiwaniu międzynarodowych posad swe sieci bardzo szeroko zarzuca Kaja Kallas, liberalna premier Estonii. Wprawdzie startuje też do fotela nowego sekretarza generalnego NATO, ale obecnie faworytem jest Mark Rutte, odchodzący premier Holandii. Jednym z jego atutów jest historia umiejętnego utrzymywania poprawnych, a nawet dobrych relacji z prezydentem Donaldem Trumpem. A spora część Sojuszu woli przygotować się na ewentualność nadzwyczaj trudnej powtórki z Trumpa w Białym Domu.
Chcesz komentować nasze artykuły? Dołącz do nas na Facebooku! >>