Propozycje monitorowania praworządności w całej UE
7 czerwca 2016"Dotychczas Europejczycy bezskutecznie próbowali skierować pojedyncze kraje, takie jak Węgry czy Polska z powrotem na właściwe tory" – pisze berliński dziennik "Tagesspiegel" (TS).
Nazywany w żargonie unijnym „bombą atomową” art.7 Traktatu UE, w którym wymienione są „poważne – przynajmniej w teorii - konsekwencje” za nieprzestrzeganie praw podstawowych, „okazał się pustą pogróżką” – zauważa „Tagesspiegel” (TS). Europejczycy zazwyczaj wskazywali palcem na pojedyncze państwa UE, a tam każde napomnienie o przestrzeganie praw podstawowych, było „w dużym stopniu ignorowane”. Dlatego eurodeputowani pracują teraz nad mechanizmem, który pozwoli kontrolować stan praworządności nie tylko pojedynczych, lecz wszystkich 28 państw unijnych.
„Tagespiegel” opisuje spór Brukseli z prawicowym rządem PiS w Polsce, który „wyraźnie pokazuje, że stolice UE nie bardzo przejmują się apelami z Brukseli”. Teoretycznie, rządowi Beaty Szydło grozi w ostateczności odebranie prawa głosu w Radzie Europejskiej. Ale w historii UE Europejczycy ciągle „unikali stosowania tego wzbudzającego strach artykułu” – wyjaśnia TS.
Ponieważ nikt nie ma nadziei na zmianę tej sytuacji, posłowie w Parlamencie Europejskim postanowili „rozbroić tę bombę atomową”, jak powiedziała Sophia in't Veld z frakcji Porozumienie Liberałów i Demokratów (ALDE) w Parlamencie Europejskim. Holenderska polityk obserwuje ze sceptycyzmem zmagania działającego z ramienia Komisji Europejskiej Fransa Timmermansa z rządem w Warszawie. Krytykuje ona, że sprawy tak kluczowe dla obywateli jak niezawisłość sądów są rozstrzygane za zamkniętymi drzwiami.
Systematyczny monitoring stanu praworządności
Dotychczasowe doświadczenia z karceniem państw unijnych za naruszanie praworządności są mało skuteczne – stwierdza berliński dziennik. Wprawdzie Viktor Orban wycofał się z kontrowersyjnych działań i zmian ustawowych, na przykład z wysyłania na przedwczesną emeryturę krytycznych wobec jego poczynań sędziów czy ze zmian w ustawie medialnej. Ale w ocenie wielu były one niewystarczające –zauważa TS.
Te negatywne doświadczenia skłoniły grupę posłów w Parlamencie Europejskim takich jak Sophia in't Veld, austriacka polityk Ulrike Lunacek i Luksemburczyk Frank Engel „do poszukiwań sposobów skłonienia krajów UE do respektowania praw podstawowych, aby uniknąć konfrontacji z poszczególnymi państwami”. Eurodeputowani twierdzą, że „o wiele więcej da, jeśli wszystkie państwa członkowskie UE będą systematycznie poddawane monitoringowi przestrzegania praw podstawowych”. Jeśli nie tylko jeden kraj unijny zostanie postawiony do kąta, działania Brukseli odniosą większy skutek – przekonują politycy europejscy.
Sophia in't Veld, sprawozdawczyni w PE wyobraża sobie, że co roku dokonywano by w każdym państwie oceny konkretnych obszarów: swobody wypowiadania opinii, wolności prasy, niezawisłości wymiaru sprawiedliwości czy swobody zgromadzeń itd. Do oceny służyłyby kolory sygnalizacji świetlnej: czerwony, żółty i zielony. Wskazywałyby one na sytuację w danym obszarze: na stan zadowalający, konieczność zaprowadzenia zmian lub zagrożenie nałożeniem sankcji.
W opinii luksemburskiego polityka Franka Engela, trudno będzie przekonać do tego pomysłu wszystkie kraje unijne. Dlatego proponuje on inny model: corocznej oceny każdego z państw członkowskich UE. Miałoby się to odbywać na wzór raportów o postępach, jakie Komisja Europejska przygotowuje o państwach aspirujących do członkostwa w UE, np. Turcji.
W rozmowie z „Tagesspieglem” Engel skrytykował kraje unijne, „które uważają, że po wejściu do europejskiego klubu mogą robić, co chcą”. Ale z tym „wygodnictwem członków klubu zrobi się wkrótce porządek”. Przynajmniej tego chce Parlament Europejski – zauważa berliński dziennik.
Barbara Cöllen (opr.)