Przyszłość Bałtyku. Ekspert: są powody do niepokoju
6 listopada 2022DW: Na temat stanu Morza Bałtyckiego padło już wiele określeń. Że jest chore, że umiera, że się zmienia. Zgodzi się pan z którymś z tych sformułowań?
Ulrich Karlowski*: Żeby powiedzieć, że Bałtyk jest „chory”, trzeba by wiedzieć, co oznacza „zdrowy” Bałtyk. A to nie jest możliwe. Wiemy natomiast, że dotychczasowe cele strategii morskiej UE, które miały poprawiać stan Bałtyku, nie zostały osiągnięte. A przynajmniej, jeśli mówimy w odniesieniu do niemieckiego morza terytorialnego i wyłącznej strefy ekonomicznej.
Spełnienie warunków dyrektyw jest niezwykle trudne. Prawie niemożliwe jest zmniejszenie ilości biogenu w wodzie, skoro dno morza zawiera ładunek 150 lat rolnictwa. Nawet przy zatrzymaniu użycia nawozów, co jest nierealne z punktu widzenia produkcji żywności, gleby jeszcze długo będą uwalniać swój ładunek składników odżywczych do Bałtyku.
Co jeszcze, poza fosforem i azotem pochodzącymi z nawozów, szkodzi Bałtykowi?
Budowa morskich turbin wiatrowych, śmieci i toksyny, turystyka, gwałtowny wzrost ruchu statków, mega projekty budowlane, takie jak tunel pod Bełtem Fehmarn czy ładunki broni i amunicji powojennej spoczywające na dnie. A oprócz tego – oczywiście katastrofa klimatyczna.
Zmiany klimatu stanowią największy stresor dla tego morza?
Ze względu na obszerny zestaw zagrożeń, na które narażony jest Bałtyk, ale także inne morza, zwłaszcza śródlądowe, trudno jest ustalić ranking. Wszystko jest połączone i odgrywa rolę w trybikach ekosystemu. Ale tak, skutki katastrofy klimatycznej są wszechogarniającym stresorem dla każdego światowego morza.
Bałtyk nie jest wyjątkiem. W tym konkretnym morzu jednak eutrofizację i toksyny znajdujące się w starej amunicji stawiałbym na równi ze skutkami katastrofy klimatycznej. Żadne inne morze nie jest skonfrontowane z tak wieloma jednocześnie działającymi stresorami o równie wysokim potencjale szkodliwości.
Przez dno Morza Bałtyckiego przebiega kilka gazociągów. Dwa z nich – Nord Stream 1 i 2 – niedawno zostały solidnie uszkodzone. Jak pan ocenia wpływ tych konstrukcji na ekosystem?
Samo układanie rurociągu rzecz jasna oddziałuje na środowisko Morza Bałtyckiego. To m. in. hałas, wzruszanie osadów i uszkadzanie ekosystemów, takich jak łąki trawy morskiej. Nie przewiduje się jednak dalszych szkód środowiskowych związanych z obecnie wycofanymi z eksploatacji i niewypełnionymi rurociągami.
Należałoby je teraz „posprzątać”?
Rurociągi należy teraz zostawić tam, gdzie są. Ich demontaż ponownie wiązałby się z ogromną ingerencją w środowisko morskie. Nie jestem jednak w stanie ocenić, czy powinny zostać ponownie uruchomione.
Ale sugerowałby pan zaprzestanie dalszych tego typu inwestycji.
Budowa podwodnych rurociągów, układanie kabli (do przesyłu danych lub zasilania morskich farm wiatrowych) zawsze wiąże się z negatywnymi oddziaływaniami na środowisko morskie, z których część ma charakter długotrwały, jak np. ocieplenie lub wprowadzanie fal elektromagnetycznych do osadów wokół kabli energetycznych. Ponadto instalacja zawsze wiąże się ze zmianami konstrukcyjnymi wybrzeża, gdy linie wychodzą na brzeg. W każdym przypadku, w którym kable są zakopywane, dno morskie ulega zaburzeniu, a czasem zniszczeniu.
Podczas instalacji może wystąpić zmętnienie wody morskiej. Organizmy osiadające na dnie morza są naruszane lub zabijane. Takie rurociągi stanowią bariery na dnie morskim, a tym samym – przeszkody dla migrujących mikroorganizmów, które nie mogą ich pokonać. Zanieczyszczenia (ropa, gaz) mogą wyciekać do środowiska morskiego. Układanie rurociągów wiąże się z dodatkową emisją hałasu.
Wciąż istnieje duża potrzeba badań nad tematem wpływu kabli, rurociągów i gazociągów na środowisko. I owszem, są powody do niepokoju, jeśli coraz więcej takich podwodnych działań budowlanych jest „przepychanych” bez opartej na faktach oceny oddziaływania na środowisko.
Wymienił pan ogrom problemów dotykających Bałtyk. Jak w takim razie określiłby pan stan naszego morza?
Moim zdaniem należałoby mówić o „Bałtyku w przewrocie” lub „umierającym Bałtyku”. Zegara nie cofniemy. Nie odzyskamy stanu Bałtyku sprzed 50, 100 czy więcej lat. Uważam, że Bałtyk przyszłości będzie zupełnie inny. O znacznie zmienionym składzie gatunkowym. Z jeszcze większymi strefami minimum tlenowego i jeszcze większymi strefami martwymi. Będzie cieplejszy i mniej słony. Ale nadal będzie to „Morze Bałtyckie”. Naszym obowiązkiem jest towarzyszyć tym przemianom i nie pozwolić, aby to, co kiedyś tworzyło i nadal tworzy Bałtyk, zniknęło bez śladu i świadomości o tym procesie.
Co sprawia, że Bałtyk jest wyjątkowym zbiornikiem, w porównaniu z innymi morzami?
Około 12 tys. lat temu Bałtyk był jeszcze czystym morzem słodkowodnym. Nawet potem połączenie z Morzem Północnym co jakiś czas się zrywało. Oczywiście, pod wieloma względami jest ono podobne do innych mórz śródlądowych, takich jak Morze Śródziemne, Morze Czarne, Morze Azowskie czy Morze Marmara. Jednak Morze Bałtyckie charakteryzuje się tym, że jest przejściowe pomiędzy wodami słodkimi, słonawymi i słonymi. W związku z tym panują tu skrajnie różne warunki środowiskowe.
Z ewolucyjno-biologicznego punktu widzenia jest to dość młode, eksperymentalne laboratorium ewolucji, które niestety jest na dobrej drodze do utraty nie tylko tej funkcji, ale także prawie wszystkich swoich różnorodnych cech ekologicznych.
Jak ocenia pan świadomość graniczących z tym morzem państw wobec jego problemów i przeciwdziałania im?
Pozostanę przy perspektywie niemieckiej. Świadomość problemów Morza Bałtyckiego wśród ludności, zwłaszcza nadmorskiej, jest w Niemczech dość zaawansowana. Na „wielkiej scenie” jednak brakuje woli politycznej, by świadomość przekuć w działanie. Ochrona środowiska morskiego nie zajmuje w Niemczech wysokiego miejsca w programie politycznym. Zasadniczo odzwierciedla to stan przemysłu rolnego i jego wpływ na decydentów politycznych w naszym kraju.
Szkody środowiskowe przenoszone są na społeczeństwo, cierpią miliony zwierząt, a zyski płyną w prywatne ręce. W ostatecznym rozrachunku obawy ludności nadmorskiej są marginalizowane.
Dość ponura ocena.
Wymownym przykładem zbyt nieśmiałej i przygnębiającej polityki ochrony morza w Niemczech jest obowiązujący od 1 listopada do końca stycznia zakaz stosowania sieci skrzelowych w celu ochrony zagrożonej populacji morświna. Zakaz ten był możliwy tylko dzięki naciskom ze strony UE, która jednak skróciła go do trzech miesięcy ze względu na rybołówstwo przybrzeżne państw nadbałtyckich i jednocześnie ograniczyła obszary objęte zakazem. Takie działania nie powstrzymają zbliżającego się wyginięcia populacji morświna w centralnej części Morza Bałtyckiego.
Innym z wielu przykładów jest budowa tunelu pod cieśniną Bełt Fehmarn, który został przeforsowany politycznie wbrew ogromnemu oporowi ludności oraz organizacji ekologicznych i może mieć katastrofalne skutki ekologiczne dla Morza Bałtyckiego, których nie da się jeszcze przewidzieć. Już w trakcie działań budowlanych zniszczone zostaną niektóre z nielicznych raf Bałtyku i łąk trawy morskiej, które są niezwykle ważne dla ochrony klimatu i różnorodności biologicznej.
Nie da się tego inaczej ująć: niemiecka polityka ochrony środowiska i morza pozwala umrzeć Bałtykowi.
Czy widzi pan jakąś współpracę między Polską i Niemcami w kontekście opieki nad morzem?
Polska i Niemcy są reprezentowane w wielostronnych porozumieniach dotyczących ochrony Morza Bałtyckiego i żyjących tam gatunków. Nie jestem w stanie ocenić, jak funkcjonuje ta współpraca. Jeśli jednak chodzi o polskie podejście, pozwolę sobie tutaj na wspominki: swego czasu poznałem wybitnego działacza prof. Krzysztofa Skórę. Był cenioną na całym świecie ikoną w dziedzinie ochrony morświna i Morza Bałtyckiego. Luka, którą po sobie pozostawił, jest niewypełniona do dziś. Morze Bałtyckie bardzo za nim tęskni.
Muszę jednak ze smutkiem stwierdzić, że choćby niedawna katastrofa ekologiczna na Odrze pokazała dość wyraźnie, że dwustronna współpraca informacyjna w zakresie ochrony środowiska między Niemcami a Polską na szczeblu ministerialnym i urzędowym zupełnie się nie sprawdza.
Przyszłość Bałtyku widzi pan bardzo pesymistycznie. Co to jednak w praktyce oznacza?
Przyszłość już się zaczęła. Morze Bałtyckie przechodzi ogromne przeobrażenia. Gatunki, takie jak niewielka populacja morświna w środkowej części Morza Bałtyckiego, foki pospolite, foki szare, dorsze i śledzie, jesiotry, węgorze, łososie, prawie wszystkie gatunki rekinów i płaszczek, ale także niezliczone mniej rzucające się w oczy gatunki fito- i zooplanktonu, mniejsze gatunki ryb i wiele gatunków ptaków morskich z trudem będą w stanie przetrwać.
Najsilniejszym stresorem dla śródlądowego Bałtyku, o ograniczonej jedynie zdolności do wymiany warstw wody powierzchniowej i głębokiej, jest ogrzewanie wywołane katastrofą klimatyczną. Gdy do tego dodamy ciągły dopływ biogenu, otrzymamy jeszcze więcej biomasy glonów, co z kolei spowoduje powstanie większej liczby stref z minimalną zawartością tlenu lub stref martwych. Skorzystają na tym gatunki nierodzime, takie jak czerwone algi czy galaretowate gatunki jak orzech morski, które są lepiej przystosowane do zmieniających się warunków życia w wyniku katastrofy klimatycznej. A w jakim kierunku sprawy będą zmierzać od tego momentu, jest niejasne.
Chcesz skomentować ten artykuł? Zrób to na Facebooku! >>
*Ulrich Karlowski – biolog i dziennikarz. Działa m.in. w Niemieckiej Fundacji Morskiej. Interesuje się zachowaniami społecznymi i zdolnościami poznawczymi istot pozaludzkich. Walczy o uznanie ich praw osobistych.