Kościoły w Niemczech. Pustostany, rozbiórka, nowe cele
21 lutego 2024– Niektórzy powiedzieli: teraz Kościół dla nas umarł. Nie wiara, ale instytucja. Rüdiger Kirkskothen mieszka w Elmschenhagen, dzielnicy Kilonii. Liczy ona około 17 tysięcy mieszkańców i jest trzecią co do wielkości dzielnicą stolicy Szlezwika-Holsztynu. W sobotnie popołudnie 19 listopada 2022 roku tutejszy kościół św. Krzyża, jedyna świątynia katolicka w dzielnicy, został uroczyście zdesakralizowany, a następnie zamknięty – wbrew oporowi Kirkskothena i wielu podobnie myślących osób.
– Wszelkie protesty na nic się nie zdały – mówi DW 79-letni Kirkskothen. – Przeforsowano to. Pisaliśmy nawet do Watykanu. To też nic nie dało. Kirkskothen przeprowadził się z rodziną do Elmschenhagen w 1980 roku. Mówi, że dla bardziej zasiedziałych rodzin zamknięcie ich świątyni było jeszcze znacznie dotkliwszym ciosem. Wybudowany w 1956 roku kościół i parafia były bowiem w sumie dziełem ówczesnych uchodźców. – Ich dzieci były świadkami zaangażowania rodziców, były tam chrzczone i szły do pierwszej komunii. Dla nich była to po prostu mała ojczyzna. Kirkskothen rozumie rozgoryczenie i rozczarowanie.
„Dochodziło do waśni”
Kilonia utraciła nie tylko kościół św. Krzyża. W przeciągu krótkiego czasu zdesakralizowano w mieście pięć kościołów katolickich. Przede wszystkim z powodu trudności finansowych. Cała Kilonia jest dziś jedną wielką parafią z bardzo nielicznymi kościołami. Niejeden obiekt już zniknął, ustępując miejsca mieszkaniom. Kościół św. Krzyża jeszcze stoi. Zamknięty. Kirkskothen mówi, że w pobliskim nadbałtyckim kąpielisku Schönberg parafia „prawie całkowicie się rozleciała” wskutek zamknięcia świątyni. – Dochodziło tam naprawdę do waśni. Niemało schönberskich katolików wystąpiło z Kościoła.
W Kilonii liczba zamykanych kościołów jest szczególnie wysoka. Na pytanie DW Sekretariat Niemieckiej Konferencji Biskupów wyjaśnia, że od 2005 roku „zakończono liturgiczne wykorzystywanie” 650 kościołów katolickich. W ciągu dziesięciu lat od 2000 roku nastąpiła „prawdziwa fala desakralizacji”. W okresie od 2019 do 2023 roku zamykano zaś w całych Niemczech średnio 28 kościołów rocznie. W minionych dwóch dekadach w niektórych częściach Niemiec przestało istnieć szczególnie wiele kościołów, na przykład w archidiecezji hamburskiej, do której należy Kilonia, czy w również słabych finansowo diecezjach akwizgrańskiej i esseńskiej. Ale także w typowo katolickich regionach takich jak diecezja augsburska, w której niemieccy biskupi spotykają się w tych dniach na swojej sesji plenarnej, dochodzi do zamykania lub zmniejszania świątyń.
Tam, gdzie w oficjalnych statystykach kościelnych jakiś czas temu można było jeszcze przeczytać „24 500 sakralnych budynków kościołów”, znajduje się teraz liczba „24 000”. W tym ok. 22 800 podlega ochronie jako zabytki. To zaś bardzo utrudnia rozbiórkę. W Kościele ewangelickim zjawisko to nie przybiera – według oficjalnych statystyk – tak masowego charakteru.
„Kariera zamiast zmartwychwstania”
Zmniejszająca się liczba świątyń wpisuje się w trend, polegającym na utracie co roku przez duże Kościoły setek tysięcy członków. W 2023 roku należał do nich już nawet nie co drugi Niemiec. Dlatego budowle sakralne bywają niekiedy rozbierane. Niekiedy udaje się je przekazać innym wyznaniom – na przykład parafiom prawosławnym. Niekiedy ustępują miejsca osiedlom mieszkaniowym lub domom opieki, niekiedy przeobrażają się w galerię lub halę wspinaczkową, w knajpę lub w kolumbarium, czyli zbiorowy grobowiec, mieszczący tysiące urn. Szansami, możliwościami i niebezpieczeństwami tych przemian zajmują się nie tylko akademie kościelne, lecz również specjalne sympozja dla architektów i urbanistów.
Media chętnie podchwytują ten temat. Pojawiają się tam takie tytuły jak: „Tak blisko nieba” lub „Bóg już tu od dawna nie mieszka” – o mieszkaniach w dawnych murach kościelnych, czy też „Wspinając się do krzyża” lub „Wspinanie – nie zmartwychwstanie” – o hali wspinaczkowej, która była wcześniej świątynią.
Istnieją ponadto placówki kościelne, skupiające się na magazynowaniu szat i sprzętu liturgicznego. W jednym z garaży podziemnych w Mönchengladbach prywatne stowarzyszenie założone przez pewne małżeństwo gromadzi od ponad 30 lat dawne kościelne witraże. Są ich całe setki. Ale co się dzieje z uczuciami wiernych, z emocjami takich ludzi jak Rüdiger Kirkskothen?
Matthias Sellmann, teolog katolicki na Uniwersytecie w Bochum, zna takie historie. Doskonale rozumie też emocje, a nawet smutek. – Traci się miejsce spotkań z Bogiem, gdzie zapala się świece, przechodzi obok figury Marii albo po prostu siedzi się w kościelnej ławie, wiedząc, że tam właśnie również Bóg spotyka się z ludźmi – mówi w rozmowie z DW. Sellmann podkreśla, że gdy w takim miejscu przestanie stać kościół, to coś się może zachwiać.
Według jego doświadczeń rozbiórka lub zmiana przeznaczenia bywa najczęściej udziałem świątyń liczących maksymalnie 150 lat lub zbudowanych dopiero po II wojnie światowej. A przecież – tak jak w Kilonii-Elmschenhagen – świątynia należy dla wielu osób do historii rodzinnej, z którą wiążą się konkretne wspomnienia. – To bardzo wiele znaczy dla kogoś, kto wie, że pradziadek stał tu na rusztowaniu albo dziadek brał tam ślub, dla kogoś, kto zna jeszcze opowieści o opróżnieniu rodzinnej skarbonki na budowę kościoła – dodaje teolog.
Rozbiórka własnego kościoła
– Może pan tysiąc razy przeczytać coś w swojej gazecie o tym, że znaczenie Kościoła zanika, albo że liczna członków Kościoła błyskawicznie spada. Ale kiedy rozbiórce ulega własny kościół, sprawa nabiera konkretów. I staje się bliska – mówi Sellmann. Dodaje, że te budowle często nie są tylko obiektami czysto religijnymi, lecz mają również znaczenie społeczne, polityczne, architektoniczne lub artystyczne. – Ginie wtedy zawsze również pewna kotwica społeczna. Matthias Sellmann wyraża zrozumienie dla zdarzających niekiedy sytuacji polegających na tym, że rozbiera się sam kościół, ale zostawia dom parafialny, wzmacniając w ten sposób „najbliższe otoczenie społeczne”.
Ale również Sellmann, który założył i prowadzi na Uniwersytecie w Bochum „Ośrodek stosowanych badań pastoralnych” widzi konieczność zmniejszenia liczby użytkowanych świątyń. Utrzymanie i częściowe ogrzewanie budowli sakralnej kosztuje według niego około 100 tysięcy euro rocznie. Tymczasem liczba wiernych chodzących do kościoła ustawicznie się zmniejsza. Obecnie na niedzielną mszę chodzi już tylko jakieś pięć–sześć procent członków Kościoła.
Sellmann mówi, że historia pożegnania z konkretnym kościołem może być obciążeniem, ale oddziałuje również pozytywnie. Ludzie oceniają to jego zdaniem rozmaicie. – To naprawdę brutalne, gdy pewnego razu kula burząca uderzy w wieżę kościoła – podkreśla. Teolog wielokrotnie uczestniczył w uroczystościach kościelnych z okazji pożegnania parafii z „jej” kościołem i tak zwanej desakralizacji kościoła. W ten sposób jego zdaniem Kościół w dobry sposób pomaga w przeżywaniu żałoby.
W diecezji esseńskiej mają z tym sporo doświadczeń. Według niej spośród niegdyś 270 kościołów funkcję sakralną zachowa tam po roku 2030 mniej niż jedna trzecia, czyli przypuszczalnie 84. Biskup Franz-Josef Overbeck był w ubiegłą sobotę na „mszy pożegnalnej” w kościele św. Michała w Oberhausen. Już w następną sobotę musi się udać na „mszę pożegnalną” do oddalonego zaledwie o kilometr stamtąd kościoła św. Jana Ewangelisty. – Rezygnujemy tylko z budynków – nie z ludzi – podkreśla często Overbeck.
Pamiątki
Biuro rozwoju parafii w diecezji esseńskiej opracowało wytyczne dotyczące likwidacji obiektów kościelnych. Diecezja zachęca do przygotowywania „pamiątek” dla wiernych – na przykład pocztówek, puzzli, filiżanek, a także do organizowania koncertów chórów, a nawet noclegów dla dzieci i młodzieży w dawnym kościele.
Markus Potthoff, pełnomocnik diecezji ds. rozwoju parafii w Essen, mówi o żalu, niezrozumieniu oraz masowych protestach przeciwko zamykaniu kościołów w przeszłości. Zaleca intensywną komunikację, a także tworzenie „przestrzeni do przeżywania żałoby”. W rozmowie z DW podkreśla, że wcześniej nierzadko ludzie „szli na barykady”. Obecnie jednak tak się już właściwie nie dzieje. – Po pandemii społeczności uczestniczące w mszach stały się też po prostu znacznie mniejsze – dodaje.
Teolog Matthias Sellmann dostrzega również oznaki nowego początku. Według niego rozwijają się nowe formy życia kościelnego, które być może bardziej odpowiadają dzisiejszym oczekiwaniom. Jako przykłady podaje wydarzenia duchowe dla młodzieży.
Zmniejszająca się liczba budowli kościelnych wykorzystywanych do nabożeństw i konkretne doświadczenie wiernych jest zdaniem teologa również „oznaką przemijalności i słabnięcia własnej religii. Kiedy siła religii zanika tak bardzo, że następuje rozbiórka kościoła”.
W Kilonii Rüdiger Kirkskothen bierze udział już tylko – jak mówi – w „ograniczonym zakresie” w nabożeństwach i życiu parafialnym w innej parafii. Tam, w kościele św. Józefa w dzielnicy Gaarden, odbywa się co dwa tygodnie niedzielna msza specjalnie dla osób, które należały kiedyś do parafii św. Krzyża. – Ale parafia została zdziesiątkowana – mówi emeryt. Została z niej już tylko mniej więcej połowa.
Artykuł ukazał się pierwotnie na stronach Redakcji Niemieckiej DW.
Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!