"Putinizacja" Europy Wschodniej wyzwaniem dla UE
27 września 2014Freedom House, międzynarodowa organizacja pozarządowa (NGO), zwróciła uwagą na pogorszenie w procesach demokratyzacji w niektórych wschodnioeuropejskich państwach członkowskich Unii Europejskiej. Na liście tzw. „demokracji skonsolidowanych” (forma dojrzałego ustroju politycznego, red.) Węgry znalazły się na ostatnim miejscu, daleko za krajami bałtyckimi, Polską i Czechami. Tuż za nimi, w kategorii „demokracje nieskonsolidowane” uplasowały się Bułgaria i Rumunia. W raporcie NGO zakwestionowano fakt, iż niektórzy szefowie rządów „pod pretekstem tak zwanych reform, stopniowo demontują system demokratycznej przeciwwagi”.
Freedom House już dwa lata temu mówił o „putinizacji” w krajach Europy Środkowej i Wschodniej.
Metamorfoza Węgier
Największą niespodziankę zrobiły Unii Europejskiej Węgry. Z wzorowego ucznia, rzecznika demokratyzacji i integracji europejskiej, przeobraziły się w dziecko specjalnej troski. Antydemokratyczne i autorytarne działania polityczne podejmowane są przez szefa rządu Viktora Orbana. Jego partia FIDESZ może posiadając 2/3 większości w parlamencie zmienić konstytucję. Jego ścisła współpraca z antysemicką i skrajnie prawicową partią Jobbik jest już od dawna solą w oku Brukseli. W dodatku premier Węgier stawia za wzór Putina twierdząc, że „dba on o prawo i porządek w Rosji”.
Symptomatyczne dla autorytarnego kursu Orbana było przemówienie, które wygłosił pod koniec lipca br., jak zwykle podczas Letniej Akademii Mniejszości Węgierskiej w Rumunii. Premier powiedział, że zachodni model demokracji liberalnej się przeżył i zapowiedział budowę „nieliberalnego państwa” na Węgrzech. Za wzór obrał sobie takie kraje jak Rosja, Chiny i Turcja.
Rumunia: duma narodowa orężem w kampanii wyborczej
Również premier Rumunii Viktor Ponta raz po raz zaznacza, że Rumunia musi obrać inną drogę niż zachodnie kraje UE. W związku z, jak twierdzi, „utrzymującą się recesją w strefie euro”, gospodarka jego kraju musi się ukierunkować na wschód.
Jako kandydat na prezydenta z ramienia postkomunistycznych socjaldemokratów – 2 listopada odbędą się w Rumunii wybory prezydenckie – Ponta odkrył dla siebie perspektywę narodowo-religijną.
Jest dumny, że kandyduje w swoim kraju jako ortodoksyjny Rumun, co podkreśla w prawie każdym wystąpieniu telewizyjnym. A jest ich niemało. Niemal co wieczór premier Rumunii jest obecny na panelach dyskusyjnych prorządowych stacji telewizyjnych.
Nacjonalistyczno-religijny dyskurs nabierał mocy, gdy jego adwersarz Klaus Johannis uzyskiwał coraz lepsze wyniki w sondażach. Johannis, popularny nadburmistrz Sibiu, a od tego roku przewodniczący rumuńskich liberałów, należy do niemieckiej, ewangelickiej mniejszości w Rumunii. Jego przeciwnicy nie cofają się nawet przed ksenofobicznymi wypowiedziami pod jego adresem czy też przed wykrzykiwaniem nazistowskich wyzwisk, żeby tylko uniemożliwić jego zwycięstwo.
Rumunia podpadła również na arenie międzynarodowej. Coraz głośniejsze stają się zarzuty, że Corina Cretu, kandydująca na komisarza UE, polityczna wychowanka pierwszego postkomunistycznego prezydenta Iona Iliescu, jest agentką KGB. Jej przesłuchania w Parlamencie Europejskim 3 października oczekuje się z wielkim napięciem.
Bułgaria – tęsknota za wielkim bratem na wschodzie
Bułgaria też nie prezentuje się lepiej. Już w 2008 roku, a zatem zaledwie rok po przystąpieniu do UE, sondaże wykazały spadek sympatii do Unii i rosnące zainteresowanie "wielkim bratem" w Moskwie. Bułgaria również dziś uwypukla tradycyjne związki z Rosją. Nic dziwnego, że rząd Niemiec ostrzegał w maju 2014 roku przed bezpośrednią ingerencją Rosji w polityką Bułgarii.
Gunther Kirchbaum, poseł a jednocześnie przewodniczący komisji europejskiej w Bundestagu, powiedział w rozmowie z Deutsche Welle, że to, co się dzieje na niwie politycznej na Węgrzech, w Bułgarii i Rumunii „jest wielkim wyzwaniem dla UE”. Według niego o wartościach takich jak wolność, demokracja i praworządność nie powinno się mówić tylko poza Unią, „na przykład w trakcie procesu akcesyjnego, lecz również w jej łonie.
Z kolei niemiecki politolog Kai-Olaf Lang z Fundacji Nauka i Polityka (SWP) zaznaczył, że nie wierzy, aby do erozji standardów demokratycznych w tych trzech krajach doszło głównie z winy Rosji. – Wręcz przeciwnie: obserwowane miejscami wypieranie demokracji liberalnej i coraz większy brak transparencji stwarzają czynnikom zewnętrznym nowe szanse, między innymi Rosji – powiedział w rozmowie z Deutsche Welle.
Gunther Kirchbaum żąda stosownej reakcji na tendencje antydemokratyczne w krajach członkowskich. Proponuje wprowadzenie regularnego monitoringu wszystkich krajów UE pod kątem rozwoju demokracji i praw podstawowych.
Robert Schwartz, DW / Iwona D. Metzner