Reporterzy DW o zamachach
9 września 2011Thomas Nehls (ARD, studio w Nowym Jorku): zaczęło się krótko przed godz. 15.00 czasu niemieckiego. Moja żona zawołała mnie ok. godz. 8.50 czasu miejscowego na balkon naszego mieszkania położonego na ostatnim piętrze domu przy 34. ulicy (róg First Avenue) na Manhattanie. Z 35. piętra zobaczyła płonącą górną część wieżowca World Trade Center. Chciałem właśnie zjechać windą do holu i wyruszyć w 8-minutową drogę do nowojorskiego studia ARD. Sięgnięcie po telefon doprowadziło do pierwszej relacji radiowej w magazynie południowym w WDR2 jeszcze przed wiadomościami o godz. 15.00 w Niemczech. Wobec pytań moderatora Manfreda Erdenbergera o przyczyny pożaru w wieży można było tylko spekulować.
Bernd Riegert (korespondent DW w Waszyngtonie): krótko przed godz. 9.00 jadłem jeszcze śniadanie w moim apartamencie w Aleksandrii (przedmieście Waszyngtonu). Przeglądałem gazetę. Jak to bywa w Ameryce, w kuchni włączony był telewizor z programem CNN. Moim oczom ukazał się obraz dwóch słynnych wież na Manhattanie, z których jedna płonęła. Zastanawiałem się, czy to zajawka nowego thrillera, który pojawi się wkrótce w kinach, czy rzeczywiście aktualny program. Szybko spostrzegłem, że zdjęcia były prawdziwe. Samolot sportowy, wypadek? I znów musisz, człowieku, przygotować aktualne wiadomości! Pech! Właściwie miałem już umówione spotkania. Sięgnąłem po słuchawkę telefonu i zadzwoniłem do redakcji w Kolonii. Tak, samolot wbił się w wieżę World Trade Center – zapewniłem redaktora. O godz. 15.03 oczekiwałem mojego wejścia na żywo w programie „Funkjournal”. Zanim zaczął się program zobaczyłem kolejny samolot druzgocący drugą wieżę.
Płonące wieże, zawieszające się sieci telefoniczne
Thomas Nehls: Po 3 godzinach od ataków na WTC, około godziny 11.00, opuściłem czasowe miejsce relacji na balkonie i ruszyłem do studia ARD. Mój kolega z radia Carsten Vick miał już za sobą pierwszy maraton informacyjny. Ekipie telewizyjnej brakowało korespondenta. Nie mógł wrócić z Kanady, z Edmonton, ponieważ zamknięto przestrzeń powietrzną nad Nowym Jorkiem.
Bern Riegert (Waszyngton): 11 września, a także następujące po nim dni i tygodnie były dla mnie nieprzerwanym dniem pracy z minimum snu. Moi amerykańscy koledzy, sąsiedzi, przyjaciele byli początkowo wytrąceni z równowagi. Zamach na Amerykę stanowił dla nich wyraźną cezurę. Kiedy musiałem opisywać sytuację: ludzi skaczących z wież prosto w ramiona śmierci, mój głos odmówił mi po raz pierwszy posłuszeństwa w trakcie transmisji na żywo. Ciurkiem płynęły łzy. To nie przytrafiło mi się nigdy przedtem. Ten dzień przeszedł do historii, również w mojej działalności reporterskiej.
Thomas Nehls, Bernd Riegert / Monika Skarżyńska
red. odp. Bartosz Dudek