Rosyjscy żołnierze, którzy już nie chcą walczyć. „Więzienie”
5 sierpnia 2022Rosyjscy żołnierze coraz częściej odmawiają udziału w tak zwanej „operacji specjalnej”, jak Rosja nazywa swoją inwazją na Ukrainę – raportują obrońcy praw człowieka. Żołnierze kontraktowi, którzy nie chcą już walczyć w Ukrainie lub chcą wyjechać ze względów rodzinnych, spotykają się z odmową. Jak mówią DW krewni i aktywiści, żołnierze ci są przetrzymywani w obozach i więzieniach w kilku miejscach samozwańczej „Ługańskiej Republiki Ludowej", czyli na terenach, które znajdują się w Ukrainie, ale nie są kontrolowane przez Kijów.
Rosyjscy mężczyźni w wieku od 18 lat mogą podpisać tymczasowy kontrakt z Ministerstwem Obrony, aby przez określony czas zarabiać na życie w wojsku. Wielu z nich zrobiło to jeszcze przed inwazją Rosji na Ukrainę; do ostatniej chwili nie wiedzieli, dokąd zostaną wysłani. Ci kontraktowi żołnierze walczą obecnie u boku sił zawodowych na Ukrainie.
Kilkoro rodziców żołnierzy z Rosji udało się do Donbasu, aby walczyć o uwolnienie swoich synów. Z informacji DW wynika, że udali się do Brianki, gdzie według doniesień medialnych w obozie przebywa ponad 200 takich żołnierzy. Ich rodzice organizują tam czuwania od rana do nocy. Mężczyźni są przetrzymywani w byłej kolonii karnej, jak dowiedziała się DW od byłego rosyjskiego żołnierza. Sam był więziony w Briance, ale później został zwolniony.
Skarga do Prokuratury Generalnej
Rosyjscy żołnierze przetrzymywani są podobno także w czterech innych miejscach w kontrolowanym przez Rosję regionie, w tym w Popasnej, Ałczewsku, Stachanowie i Krasnym Ługu. Tak wynika ze skargi członków Rosyjskiej Rady Praw Człowieka do Prokuratury Generalnej. DW dotarła do tego dokumentu. Wynika z niego, że do obrońców praw człowieka zgłosili się krewni sześciu żołnierzy, którzy odmówili udziału w wojnie i byli więzieni w tych miastach, ale także na froncie w okolicach Switłodarska. Dowództwo wojskowe odrzuciło wszystkie ich prośby, ale nie odesłało do koszar w Rosji.
Według autorów skargi, w tym znanego reżysera Aleksandra Sokurowa i dziennikarza Nikołaja Swanidze, żołnierze skarżą się na warunki przetrzymywania i oskarżają swoich przełożonych o wywieranie na nich presji psychicznej. „Chodzi o przestępstwa wobec członków armii, o nielegalne przetrzymywanie, tortury i nieludzkie traktowanie" – czytamy w skardze.
Ucieczka z aresztu
Obrońca praw człowieka i koordynator organizacji „Obywatele i Armia", Sergiej Kriwenko, powiedział DW, że warunki przetrzymywania żołnierzy zależą od miejsca ich zatrzymania. – Na początku lipca pojawiły się informacje, że część z nich jest przetrzymywana w dołach – mówi Kriwenko. Krewni mówili również, że zatrzymani byli bici.
Matka żołnierza w Briance, która chciała pozostać anonimowa ze względów bezpieczeństwa, powiedziała DW, że jego syn dzwonił do niej regularnie, najwyraźniej z ogólnej linii, z której inni żołnierze również dzwonili do swoich rodzin. Według rozmówcy DW, żołnierze zostali rano zabierani „do pracy". Nie wiadomo, o jaką pracę chodziło.
Sergiej Kriwenko powiedział, że jednemu więźniowi udało się uciec z aresztu w Briance i przedostać do Rosji. – Jeśli żołnierz kontraktowy w ciągu dziesięciu dni wróci do koszar, w których stale stacjonuje, nie jest to traktowane jako dezercja i nieuprawnione opuszczenie jednostki – wyjaśnia obrońca praw człowieka.
Powrót na front
Jednak niektórzy wojskowi zostali podobno poddani tak dużej presji, że wycofali się z decyzji i wrócili do swoich misji bojowych. Tak powiedzieli DW rodzice innego żołnierza kontraktowego, przetrzymywanego w Briance. Oni również nie chcieli podać swojego nazwiska, bo bali się o swojego syna.
– Początkowo żołnierze mówili, że w żadnym wypadku nie wrócą na wojnę i niczego nie podpiszą. Nagle jednak dowiadujemy się, że wracają na front, nie powiadamiając rodziców – informuje Sergiej Kriwenko.
Samo opublikowanie takiej informacji może skutkować karą. Na przykład DW zna przypadek, w którym mężczyźnie nie pozwolono pójść na urlop, ponieważ jego rodzice skontaktowali się z dziennikarzami. Z tego powodu wszyscy krewni uwięzionych żołnierzy kontraktowych, z którymi rozmawiała DW, chcieli pozostać anonimowi.
– Aby skłonić żołnierza do powrotu na front, grozi się też postępowaniem karnym – wyjaśnia Aleksandra Garmaszapowa, szefowa amerykańskiej Fundacji Wolna Buriacja. Fundacja została założona w marcu 2022 roku w odpowiedzi na inwazję Rosji na Ukrainę przez przeciwników wojny w autonomicznej Republice Buriacji wchodzącej w skład Federacji Rosyjskiej, jak również członków diaspory buriackiej. Fundacja opowiada się za tym, aby Buriaci sami decydowali o swojej przyszłości w wolnych wyborach.
„Poważne naruszenie rosyjskiego prawa”
Na początku lipca Fundacja Wolna Buriacja poinformowała, że około 500 żołnierzy kontraktowych z Buriacji odmówiło walki na Ukrainie i chce wrócić do domu. Według zablokowanej przez rosyjskie władze gazety „Werstka", takich żołnierzy jest podobno łącznie 1793.
Pierwsze odmowy żołnierzy co do dalszego udziału w „operacji specjalnej” miały miejsce już pod koniec marca, mówi Sergiej Kriwenko z organizacji „Obywatele i Armia”. W tym czasie pierwsze jednostki rosyjskie zostały wycofane z okolic Kijowa w celu reorganizowania do operacji na wschodzie Ukrainy. Żołnierze następnie szukali kontaktu z działaczami na rzecz praw człowieka, aby pomogli im rozwiązać kontrakty z rosyjską armią.
Obrońca praw człowieka Sergiej Kriwenko powiedział, że jest coraz więcej przypadków odmowy służby przez wojskowych. Są oni przetrzymywani w więzieniach w tzw. Ługańskiej Republice Ludowej, aby nie opuszczali strefy walk – powiedział. Jest to poważne naruszenie rosyjskiego prawa. Żołnierz nie może być aresztowany i przetrzymywany bez sądu. Może go osądzić tylko rosyjski sąd na terytorium Rosji – podkreślił.