Rosja na Bałkanach [KOMENTARZ]
19 listopada 2014To, co przeniknęło do wiadomości publicznej z poufnego dokumentu MSZ na temat rosyjskiej polityki mocarstwowej, może budzić niepokój. Wynika z niego, że Rosja przypisuje duże znaczenie strategiczne Bałkanom Zachodnim. Obserwatorzy polityczni wyciągają z tego wniosek, że będzie starała się bliżej związać ten region ze sobą, aby osłabić na nim wpływy Unii Europejskiej.
Od dawna wiadomo, że Rosja dąży do umocnienia wpływów politycznych i gospodarczych na Bałkanach. Novum polega na konsekwencji, z jaką rozciąga swe hegemonialne ambicje także na obszar wychodzący poza granice b. ZSRR.
Strefa wpływów gospodarczych Rosji
Strategia Putina wobec Bałkanów jest sprytna i prosta: zwłaszcza Serbia, Czarnogóra i zamieszkała przez Serbów część Bośni i Hercegowiny, Republika Serbska, są tradycyjnie blisko związane z Rosją, która systematycznie zwiększa wpływy na tym obszarze przez dostawy gazu ziemnego, projekty infrastrukturalne i inne inwestycje. Sprzyja jej w tym katastrofalna sytuacja gospodarcza w tych krajach. Średnia stopa bezrobocia wynosi 30 procent, co drugi przedstawiciel młodego pokolenia nie ma stałego zajęcia, a bezpośrednie inwestycje zachodnie są od lat w stagnacji i utrzymują się na minimalnym poziomie, bo tamtejsza skorumpowana administracja odstrasza potencjalnych inwestorów.
Tymczasem Rosja stwarza perspektywy: w Serbii rosyjskie firmy modernizują koleje państwowe, w Czarnogórze jedna trzecia firm jest w rosyjskich rękach, a w Bośni i Hercegowinie, która pod względem prawnym wciąż jest protektoratem Zachodu, Rosja stara się uczynić wszystko, aby osłabić jego wpływy. Rosja po raz pierwszy głosowała w Radzie Bezpieczeństwa ONZ przeciwko przedłużeniu misji EUFOR, najwidoczniej z myślą trzymania na dystans UE od tego kraju. Rosja umacnia także swoje wpływy w Bułgarii, dramatycznie uzależnionej od dostaw rosyjskiego gazu i ropy naftowej.
UE jest zmęczona rozszerzaniem na Wschód
Przy pomocy tej strategii "soft power" Rosja stara się wypełnić próżnię, której niestety nie potrafiły wypełnić wystarczająco kraje Zachodu. Także w piętnaście lat po zakończeniu wojny domowej w b. Jugosławii Bałkany są czymś w rodzaju europejskiego zaścianka. I większość krajów unijnych najwyraźniej życzy sobie, aby tak pozostało. Od chwili wybuchu kryzysu euro, nikt w UE nie myśli i nie mówi o jej dalszym rozszerzaniu. Rośnie za to obawa przed kosztami takiej operacji, z uwagi na słabość gospodrczą potencjalnych kandydatów. Tylko Słowenii i Chorwacji udało się wstąpić do tego ekskluzywnego klubu. Wszystkie inne kraje bałkańskie od lat siedzą w poczekalni.
Nie ulega wątpliwości, że winą za taki stan rzeczy nie można obciążyć wyłącznie Zachodu. Wiele problemów, utrudniających ich przyjęcie do UE, powstało na miejscu. Szwankuje w nich rozumienie demokracji, szerzą się korupcja i nepotyzm. Rozbuchany nacjonalizm jest przeszkodą na drodze reform politycznych i gospodarczych. Pewną rolę odgrywa także rozczarowanie wśród ludności tych krajów, zmęczonej długim i najeżonym przeszkodami okresem wyczekiwania na wejście do Unii. Panuje wśród niej nastrój rezygnacji i frustracji, który chwilami przeradza się w z trudem tłumioną złość. Do głosu dochodzą tendencje antyeuropejskie.
Europa musi się zmobilizować do działania
Tylko w jeden sposób można zapobiec wykorzystaniu tych nastrojów przez Rosję i utrudnić jej odciągnięcie Bałkanów od zachodniej strefy interesów. UE musi ponownie silniej się tam zaangażować i wysłać pod adresem państw bałkańskich wyraźne sygnały, które otworzą przed nimi nową perspektywę europejską. Chodzi o uświadomienie ich mieszkańcom, że przystąpienie do UE leży w ich interesie, że warto podjąć dodatkowe wysiłki w tym celu. UE, a w niej Niemcom jako lokomotywie europejskiej integracji, nie pozostaje nic innego jak podjąć dyplomatyczną ofensywę na Bałkanach. Bruksela z kolei musi o wiele silniej pomagać im gospodarczo, żeby pokrzyżować rosyjską strategią ich stopniowego wyłuskiwania.
Verica Spasovska