Rozmowy o Turowie. Czeskie nadzieje i obawy
18 czerwca 2021Gdy w lutym ówczesny szef czeskiej dyplomacji Tomász Petrzíczek leciał do Warszawy, by znaleźć tam wspólny język w sprawie Turowa, miał mu towarzyszyć szef resortu środowiska Richard Brabec. Jednak podobno polski minister klimatu i środowiska Michał Kurtyka nie znalazł wtedy w swoim programie kilku godzin na takie rozmowy. Do Polski poleciał więc wiceminister Vladislav Smrż.
Warszawskie rozmowy nie przyniosły oczekiwanych przez Czechów skutków, dlatego złożyli skargę do TSUE. 24 maja Trybunału wydała tymczasowe postanowienie nakazujące przerwanie pracy polskiej kopalni do momentu ogłoszenia wyroku.
Gdy Warszawa odmówiła jego wykonania, Czesi wezwali TSUE do nałożenia na Polskę kary w wysokości pięciu milionów euro dziennie, dając Warszawie czas do namysłu do 22 czerwca. Jednocześnie przedłożyli projekt umowy, która ma rozwiązać problem Turowa.
Tym razem minister Kurtyka znalazł już czas na rozmowy z szefem czeskiego resortu środowiska Richardem Brabcem i ruszył w podróż do Pragi.
Ani sąd, ani haracz
– Od razu się zgodziliśmy, że celem jest porozumienie, a nie sąd – powiedział minister środowiska Brabec na konferencji prasowej zwołanej w czwartek 17 czerwca po pierwszym spotkaniu polityków obu państw. Rozmowy o kopalni, która zagraża wodom gruntowym po czeskiej stronie granicy, mają doprowadzić do zminimalizowania negatywnych skutków wydobycia: strat wody pitnej, nasilonego zapylenia, huku, wstrząsów i osiadania terenu.
– Chcę całkiem jasno powiedzieć, że celem tej skargi nie było wstrzymanie wydobycia węgla w kopalni Turów na wieki wieków – podkreślił Brabec. To by było ingerencją w suwerenne prawo Polski, jakim jest samodzielne kształtowanie swojego miksu energetycznego. On też by się nie zgodził, żeby jakieś państwo dyktowało Czechom, jaki mają mieć miks.
Minister zdecydowanie odrzucił też sugestie mediów, jakoby Czechy domagały się od Polski haraczu w zamian za zgodę na wydobycie. – To absolutny nonsens – powiedział.
Żądania Pragi i odpowiedź Polski
Czesi wyceniają szkody już wyrządzone działalnością kopalni na 175 milionów koron (30 milionów złotych). Praga domaga się jednak nie tylko odszkodowania za nie, ale i zobowiązania Warszawy do rozmów o wybudowaniu zastępczych źródeł wody na dotkniętym obszarze, których koszt szacuje na 800 milionów koron (prawie 140 milionów złotych). Kolejne roszczenie wobec Polski dotyczy wału, który chroniłby przed zapyleniem z kopalni.
Pod koniec maja premier Mateusz Morawiecki zapewnił, że Polska dofinansuje kwotą 45 milionów euro projekty po drugiej stronie granicy, powstanie ekspercka komisja, „która będzie badała kwestie środowiskowe związane z odkrywką”, a PGE wybuduje ekran, który powstrzyma odpływ wód podziemnych ze strony czeskiej na polską, oraz wał chroniący obszar po drugiej strony granicy przed zapyleniem. (...)
Ogłoszone przez premiera Morawieckiego „uzgodnienia” praktycznie pokrywają się z tym, czego ponad trzy miesiące temu domagał się w imieniu swojego kraju ówczesny czeski minister spraw zagranicznych Tomász Petrzíczek podczas „wizyty ostatniej szansy” 12 lutego w Warszawie.
Po obu stronach granicy
– Łączy nas wspólna wola długotrwałego, stabilnego porozumienia bez angażowania instytucji unijnych w kwestiach, które są najważniejsze dla strony czeskiej – zapewnił gospodarzy Michał Kurtyka.
– Mamy świadomość zarówno tych pozytywnych oddziaływań, o których mówił pan minister Brabec, które dotyczą rynku pracy, bezpieczeństwa energetycznego, ale mamy też świadomość tych trudniejszych, tych bardziej złożonych, tych budzących wątpliwości – zauważył polski minister.
Spośród negatywnych oddziaływań kopalni minister wymienił jednak jedynie problem, który jego zdaniem występuje w obu krajach: – Te zmiany, które nas dotykają, choćby problem bilansu wody, narasta niezależnie od tego, po której stronie granicy jesteśmy – stwierdził. I w tym kontekście wymienił jeden jedyny konkret: „stworzenie specjalnego wału, czy też ekranu filtracyjnego”. Rozmowy ekspertów mają doprowadzić do tego, by „jak najlepiej odpowiadały na obawy strony czeskiej”.
Czekanie na umowę
W rozmowach w Pradze uczestniczyli też najwyżsi działacze samorządowi obu dotkniętych regionów: Dolnego Śląska i województwa libereckiego.
– Te rozmowy na pewno będą trudne, ale jest ogromna wola porozumienia – zauważył marszałek Cezary Przybylski z Wrocławia. – W ramach trzech regionów pogranicznych Czech, Polski i Niemiec chcemy przystąpić do opracowania wspólnej strategii transformacji energetycznej z dużym naciskiem na ochronę środowiska.
Z wielkimi nadziejami czeka na umowę w sprawie Turowa hetman województwa libereckiego Martin Půta: – Jestem przekonany, że właśnie ta umowa między rządami Republiki Czeskiej i Polski jest najlepszą drogą, jak rozwiązywać problemy, które istnieją, ale też wszystkie inne, które mogą nas czekać w przyszłych latach – zauważył.
Projekt umowy, który jest przedmiotem negocjacji, ma jego zdaniem znacząco większe ambicje niż to, co było treścią czeskiej skargi przed TSUE. Půta powiedział w rozmowie z DW, że o przebiegu negocjacji regularnie informuje burmistrza Żytawy Thomasa Zenckera. Polska kopalnia oddziałuje bowiem też na tereny po zachodniej stronie Nysy Łużyckiej.
Krytyka czeskiego rządu
Mimo zaskakująco zdecydowanej postawy w sprawie Turowa czeski rząd jest nie tylko chwalony. Prawniczka Petra Urbanová z biura Frank Bold, obsługującego między innymi województwo libereckie, w ostrych słowach skrytykowała w rozmowie z analitykiem dziennika „Hospodárzské noviny” Martinem Bibenem gotowość wycofania skargi na Polskę z TSUE, o ile tylko zostaną spełnione postulaty Pragi. Jej zdaniem czeskie ministerstwo środowiska formułuje je bowiem bez analizy dokumentów, których mu strona polska nie dostarczyła - mimo że Czesi o nie prosili przed wydaniem decyzji w sprawie badania wpływu inwestycji na środowisku (EIA).
Zdaniem Urbanovej, parametry proponowanej przez Polaków podziemnej bariery, która ma powstrzymać odpływ wody, zostały zaprojektowane na podstawie wadliwego modelu hydrogeologicznego.
Prawniczka krytykuje też fakt, że Czesi sami przygotowali projekt umowy międzyrządowej, zamiast domagać się propozycji określenia niezbędnych działań przez Polaków, którzy w odróżnieniu od Czechów mają jej zdaniem wszystkie niezbędne informacje.