Rozwiązanie dla wschodniej Ukrainy: referendum pod międzynarodowym nadzorem
15 kwietnia 2014"Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze: "Unia Europejska próbuje kontrować; pomocą finansową i ulgami w handlu. Chce w ten sposób zmniejszyć ekonomiczną presję, pod jaką znajduje się Ukraina stojąca o krok od bankructwa, a którą to presję wzmogła jeszcze Rosja drastycznie podnosząc ceny gazu. Rosja prowadzi nie tylko niewypowiedzianą nigdy Ukrainie wojnę przy pomocy oddziałów bez wojskowych dystynkcji. Kto wciąż jeszcze twierdzi, że Kreml nie wykorzystuje swego eksportu surowców naturalnych do celów politycznych, ten powinien porównać ceny gazu dla Naddniestrza i dla Ukrainy. Gaz jest dla Rosji kontynuacją wojny innymi środkami. A cel moskiewskiej wojny jest jasny: Ukraina ma stać się politycznym i ekonomicznym kaleką; tak, aby każdy w sferze kremlowskich wpływów wiedział, jaki los czeka odszczepieńców, którzy flirtują z Zachodem i demokracją".
"Na Wschodzie Europy wszystko wskazuje na wojnę" - pisze "Thueringische Landeszeitung". "Zachodni dyplomaci, zaskoczeni biegiem wydarzeń i debatujący nad sankcjami przeciwko Putinowi, które nie odnoszą żadnego skutku, stawiają sobie pytanie, czy ten automatyzm eskalacji da się jeszcze jakoś powstrzymać. Jeżeli wszystkie strony by chciały, rozwiązanie byłoby możliwe: referendum na wschodzie Ukrainy, w trakcie którego ludzie sami mogliby zdecydować, czy wolą być bliżej z Rosją. Tymczasowy prezydent Turczynow ratunek dostrzegł właśnie w takim rozwiązaniu. Ale jeżeli doszłoby do takiego referendum, nie mogłoby przebiegać ono jak na Krymie: głosowanie bez demokratycznej legitymacji pod ochroną, czy - patrząc inaczej - groźbą rosyjskich czołgów. Referendum musiałoby przebiegać pod międzynarodową kontrolą i ani Moskwie, ani Kijowowi nie wolno było by grozić przemocą; musiałyby się one zobowiązać, że zaakceptują jego wynik".
"Stuttgarter Zeitung" uważa: "Dzieląca kraj przepaść, jaka rozwarła się w listopadzie, stała się tak głęboka, że żaden rząd nie dałby rady, by ją w krótkim czasie jakoś zasypać. Jedyną rozsądną drogą jest rozplątanie tego, co jest splecione, nie będąc spójnym. Słuszne jest, by włączać mieszkańców wschodniej Ukrainy do decyzji co do ich przyszłości, nawet, jeżeli jest jasne, że będą chcieli oni tak dalece odseparować się od Kijowa, jak tylko się to im umożliwi. Problemem jest jednak, że w przeszłości Ukraińcy nie doznali żadnej konstruktywnej pomocy i nie bardzo mają jej co oczekiwać w przyszłości. To, czego doznają od najbliższego sąsiedztwa jest w większości destruktywne".
"Straubinger Tagblatt / Landshuter Zeitung" twierdzi: "Rosja musi wiedzieć, że bezowocne spotkanie ministrów spraw zagranicznych z Moskwy, Waszyngtonu i Kijowa z szefową unijnej dyplomacji z Brukseli wywołałoby poważne szkody. Także dla samej Rosji. Wrażenie, że wszyscy Rosjanie pojmują politykę Putina jako wyraz narodowej potęgi, jest mylne. Prezydent wystawia swój naród, i tak już cierpiący z powodu problemów ekonomicznych, na poważniejsze próby wytrzymałości, niż jest on w stanie znieść. A już na pewno nie dla jakiegoś pozornego sukcesu w polityce zagranicznej, przy którym Moskwa obciąża się jeszcze dodatkowo jakimś gospodarczym biedakiem, zamiast postarać się o uzdrowienia własnego państwa".
"Saarbruecker Zeitung" przewiduje, że "Kiedy w czwartek po raz pierwszy spotkają się najważniejsi partnerzy rozmów, będzie chodziło o bardzo wiele: o stabilizację Ukrainy, wiarygodność Moskwy i UE. Szefowie dyplomacji państw UE wczoraj byli bardzo rozsądnie powściągliwi. Zbyt cenne są pierwsze sygnały rosyjskiego kierownictwa, które mogłyby świadczyć o woli deeskalacji. Europa wie, co ryzykuje zbyt szybko przykręcając śrubę sankcji. Kreml ze swej strony musi wyjaśnić, jaką właściwie prowadzi politykę. I kto działa w czyim imieniu. Prezydent Putin wystawia Rosjan na ciężką próbę.
Małgorzata Matzke
red. odp.: Elżbieta Stasik