Rusza proces sekretarki z byłego niemieckiego obozu Stutthof
30 września 2021– Chciałem żyć – mówi Abba Naor, pytany o to, jak udało mu się wytrzymać cztery lata w niemieckich nazistowskich obozach. – Nie chciałem umrzeć. Umrzeć było łatwo, trudniej było utrzymać się przy życiu. Może mi to imponowało, sam nie wiem – mówi. Naor dodaje, że potrafi być bardzo uparty. – Na końcu to ja miałem rację. Mam jedenaścioro prawnucząt, jestem bogatym człowiekiem.
Każdego roku 93-letni Abba Naor jeździ z Izraela do swojego drugiego domu – Monachium w Niemczech. Spędza tam kilka miesięcy, wypełniając swoje życiowe zadanie: opowiada o swoich przeżyciach. O tym, jak spędził młode lata w sercu nazistowskiej maszynerii śmierci. I jak ta zniszczyła jego rodzinę.
„Byliśmy dumnymi Litwinami”
Naor urodził się w 1928 roku na Litwie w rodzinie żydowskiej. – Miałem szczęśliwe dzieciństwo – mówi. – Oczywiście było trochę antysemityzmu, ale był to element folkloru.
Ma 13 lat, gdy Wehrmacht wchodzi na Litwę, będącą już wówczas pod sowiecką okupacją. Żydowscy mieszkańcy jego miasta – Kowna – zamykani są w getcie. Także 23-osobowa rodzina Abby Naora. Początkowo czują ulgę, że nie są już wystawieni na morderczą chciwość litewskich sąsiadów, ale getto szybko zmienia się w miejsce budzące grozę.
Starszy brat Abby oraz kilku innych młodzieńców opuszczają getto, aby spróbować zdobyć za jego murami coś do jedzenia. To nielegalne. Niemcy ich łapią, zostają zastrzeleni. – Moi rodzice długo nie chcieli w to uwierzyć, myśleli że wrócą. Nikt by nie pomyślał, że mordowane będą dzieci.
„W Stutthofie psy miały się lepiej niż my”
Abba Naor spędził z rodziną w getcie w Kownie trzy lata. W lipcu 1944 roku on, jego rodzice i młodszy brat zostają ewakuowani z Litwy. Mają jechać do niemieckiego obozu koncentracyjnego Stutthof, niedaleko Gdańska.
– Kiedy przyjechaliśmy do obozu, byliśmy jeszcze w miarę normalnymi ludźmi. Nosiliśmy nasze ubrania. Dotychczas żyliśmy z rodziną w getcie. W Stutthofie zaczęliśmy czuć, że nie jesteśmy już rodziną.
Zostają rozdzieleni. Mężczyźni na jedną stronę, kobiety i dzieci na inną. 26 lipca 1944 roku 16-letni Abba widzi po drugiej stronie płotu zbiorowisko kobiet i dzieci. – Gdy zobaczyłem moją matkę i młodszego brata w otoczeniu tych wszystkich innych kobiet i dzieci, wiedziałem, że widzę ich po raz ostatni – mówi. Tego samego dnia zostają przewiezieni do Auschwitz i tam zgładzeni. Matka miała 38 lat, brat sześć.
Irmgard F. po drugiej stronie płotu
19-letnia Irmgard F. mogła być tego dnia na służbie. Była sekretarką komendanta obozu Paula-Wernera Hoppego. W czwartek 30 września, 80 lat później, staje przed niemieckim sądem.
Prokuratura w Itzehoe zarzuca jej, że poprzez swoją funkcję stenotypistki w komendanturze byłego obozu koncentracyjnego Stutthof, pomiędzy czerwcem 1943 a kwietniem 1945 roku, pomagała osobom odpowiedzialnym za funkcjonowanie obozu w systematycznym mordowaniu więźniów. 96-letniej kobiecie zarzuca się pomocnistwo w morderstwie w ponad 11 tys. przypadkach.
Irmgard F. już dwukrotnie składała zeznania na temat swojej roli w Stutthofie. W 1954 roku tłumaczyła, że komendant Hoppe codziennie dyktował jej treści notatek i radiotelegramów. Ale twierdziła, że nic nie wiedziała o maszynie śmierci pracującej nieopodal jej biurka, która pochłonęła dziesiątki tysięcy ofiar.
Zbyt późny proces
Abba Naor nie zgodził się być w procesie oskarżycielem posiłkowym. Uważa nawet, że powinno się zostawić kobietę w sędziwym wieku w spokoju, bo „grubym rybom” pozwolono uciec. – Życie ze świadomością, że wyrządziło się komuś coś złego, jest czasami gorsze niż więzienie – mówi.
Mecenas Onur Ozata, który reprezentuje w procesie wielu oskarżycieli posiłkowych, ofiary i ich rodziny mówi w rozmowie z DW, że nie wszyscy tak to widzą. Ale nie biorą udziału w procesie z chęci zemsty, raczej chodzi o to, aby dać świadectwo, być przed sądem i pokazać swoją twarz. – Oni mówią: nie chcemy pozwolić na to, aby ten los został zapomniany.
Także adwokat oskarżonej Wolf Molkentin mówi w rozmowie z DW, że uważa późne procesy nazistowskich pomocników za generalnie słuszne. – Moim zdaniem nie wystarczy wskazać na zaniechania z przeszłości, choćby na to, że wielu sprawców nigdy nie stanęło przed sądem, aby mówić, że teraz nie powinno się już tych procesów prowadzić.
Adwokat nie ma zamiaru prowadzić konfrontacyjnej linii obrony i podważać zeznań świadków. – Przeciwnie, chcę przyczynić się do tego, aby stworzyć godne ramy do oceny i wyjaśnienia głównych czynów – mówi. Jak dodaje, jest to dla niego bardzo ważne.
Jako obrońca zmierzy się jednak z zarzutem stawianym jego klientce. – Trzeba dokładnie wyjaśnić, jaką wiedzę na temat morderstw można zakładać i w jakim stopniu wystarcza to do oskarżenia o pomocnictwo w morderstwie.
Świadek opowiada w szkołach, to także forma terapii
Abba Naor przeżył KZ-Stutthof, a potem jeszcze pobyt w dwóch obozach pracy przymusowej w Bawarii. Po wyzwoleniu przez Amerykanów wyemigrował do Izraela. Przez lata milczał.
Ale w pewnym momencie odkrył sposób na poradzenie sobie z własną historią. Odwiedził już setki szkół, w których opowiadał o tym, co przeżył. Jak mówi, dzieci dawały mu siłę do zajmowania się własną przeszłością, była to forma terapii. – I myślę, że naszym zadaniem jest uwrażliwiać młodych ludzi i tłumaczyć im, co może się stać, gdy się nie uważa.