Serbscy czetnicy walczą u boku separatystów
17 sierpnia 2014Czetnicy byli członkami serbskich oddziałów partyzanckich podczas II wojny światowej, wiernych królowi Piotrowi II Karadziordziewicowi. Ich nazwę przejęli potem serbscy bojownicy podczas wojny domowej w b. Jugosławii w latach 90-tych XX wieku. Serbowie walczący u boku prorosyjskich separatystów na Wschodniej Ukrainie mienią się ochotnikami, spieszącymi z bratnią pomocą zaprzyjaźnionemu narodowi rosyjskiemu, ale w rzeczywistości są awanturniczymi najemnikami, mającymi więcej wspólnego z opisanymi przez Fredericka Forsytha "psami wojny" w jego bestselerowej powieści z 1974 roku pod tym samym tytułem.
Komendant Živković
Widoczny w środku tytułowego zdjęcia brodaty, 39-letni Bratislav Živković jest dowódcą serbskich ochotników na Ukrainie. Jak mówi, w marcu walczył na Krymie, a teraz "broni bratniego narodu rosyjskiego przed banderowcami" na terenie tzw. Republiki Noworosyjskiej, obejmującej region położony wokół Charkowa i Doniecka. Przypisuje dowodzonemu przez siebie oddziałowi zatrzymanie ukraińskiej ofensywy w pobliżu Ługańska. Podobno udało mu się zniszczyć dwa ukraińskie czołgi i inny, ciężki sprzęt.
O obecności obcych najemników wśród prorosyjskich separatystów mówi się coraz częściej. Obok rdzennych Rosjan, Czeczenów i Kozaków są podobno wśród nich także dwaj "antyfaszystowscy ochotnicy" z Hiszpanii i jeden Czech. Tak przynajmniej twierdzi rosyjska agencja informacyjna RIA Novosti. Oddział czetników liczy 46 ludzi. Przeważają w nim, co oczywiste, Serbowie, ale służą w nim także Rosjanie i jeden Bułgar. Powiedział o tym w rozmowie z Deutsche Welle Zoran Andrejić, wiceprzewodniczący ruchu czetników, który jednak sam nie bierze udziału w walkach, tylko agituje na jego rzecz na terenie Serbii. Czetnikami dowodzi na co dzień "komendant Živković".
Dziwna "bratnia pomoc"
Zoran Andrejić utrzymuje, że w połowie lipca grupa Serbów poleciała do Moskwy z zadaniem zorganizowania tam pomocy humanitarnej dla ludności Ługańska. To im się udało i towarzyszyli konwojowi zmierzającemu do tego miasta. - Nasi ludzie otrzymali na granicy z Ukrainą broń dla obrony konwoju. Na lotnisku w Ługańsku konwój został gwałtownie ostrzelany przez ukraińską artylerię. Trzech naszych zostało rannych. Wskutek tego cała grupa Serbów zdecydowała się pozostać na Ukrainie, żeby bronić Republiki Noworosyjskiej - mówi.
Ile w tym prawdy, trudno powiedzieć. Faktem jest jednak, że czetnicy z Ługańska są doświadczonymi bojownikami. Wielu z nich ma za sobą krwawe walki w b. Jugosławii. Andrejić z dumą podkreśla, że "nie wysłaliśmy na Ukrainę ani jednego żółtodzioba". Zwraca uwagę na doskonałą współpracę z separatystami, wśród których, jak twierdzi, jest sporo Rosjan i Kozaków, którzy przed laty "bronili bratniej Serbii".
Potwierdza to dowódca sił zbrojnych samozwańczej Donieckiej Republiki Ludowej Igor Girkin, lepiej znany pod pseudonimem Striełkow. Można mu wierzyć, bowiem podczas wojny w Bośni-Hercegowinie walczył jako ochotnik po serbskiej stronie i zna osobiście z tamtych czasów wielu czetników z oddziału "komendanta Živkovića".
Vučić: Serbowie walczą po obu stronach
Premier Serbii Aleksandar Vučić oświadczył na konferencji prasowej w Belgradzie, że 99 procent serbskich ochotników walczących na Ukrainie to żołnierze, dobrze wyszkoleni i obeznani z bronią. Serbowie walczą po obu stronach, choć więcej uwagi przyciągają w tej chwili czetnicy stojący u boku prorosyjskich separatystów. - Powinni wrócić jak najszybciej do ojczyzny i zająć się swoimi rodzinami, zamiast walczyć w obronie obcych interesów za 2100 lub 6500 dolarów miesięcznie, w zależności od tego, po której stronie się opowiedzieli - stwierdził z sarkazmem serbski premier.
Na jesieni w Belgradzie ma zostać uchwalona ustawa, uznająca udział obywateli Serbii w wojnie za granicą za przestępstwo. Jej projekt jest już gotowy i nie odnosi się wcale tylko do serbskich czetników na Ukrainie. Znane są przypadki serbskich muzułmanów walczących po stronie dżihadistów na Bliskim Wschodzie. O serbskich "psach wojny" wiele może powiedzieć ekspert w tej materii z Belgradu Zoran Dragišić, który nie wierzy zapewnieniom komendanta Živkovića, że jego ludzie to ochotnicy, kierujący się ideałami pomocy dla "braci Słowian". - To najemnicy rekrutowani na psów wojny. Na początku tego wieku werbowano ich na wojny w Afryce, a dziś w takich krajach jak Syria, Irak, czy, w tej chwili, Ukraina. Wielu daje się skusić, bo wojna to dla nich przygoda i całkiem dobre pieniądze - twierdzi.
Serbscy najemnicy mogli stanowić potencjalne zagrożenie dla kraju. Dlatego wspomniana wyżej ustawa przewiduje niekaralność dla tych wszystkich, którzy dobrowolnie powrócą z wojaczki do Serbii do chwili wejścia jej w życie. Podobno z takim zamiarem nosi się także sam komendant Živković. Chce wrócić do domu i wyzwać premiera Vučića na telewizyjny pojedynek, żeby przekonać wszystkich, że walczył na Ukrainie z "faszystowskim zagrożeniem ze strony banderowców", a nie za pieniądze, bo jest idealistą a nie zwykłym najemnikiem.
Nemanja Rujevic / Andrzej Pawlak