Spór o Turów. Polsko-czeski protokół rozbieżności
25 maja 2021We wtorek rano powiew optymizmu, który wywołało nocne oświadczenie Mateusza Morawieckiego, jakoby „Republika Czeska zgodziła się wycofać wniosek do TSUE”, rozwiał jeszcze przed południem Andrej Babisz. Premier Czech w rozmowie z dziennikarzami wyraził jedynie radość, „że po tylu latach Polska uznała, że wydobycie [węgla w Turowie] szkodzi środowisku w Republice Czeskiej, szkodzi życiu naszych obywateli”. Czechy starały się o tym rozmawiać od 2016 roku, jednak bez rezultatu. Polska zdaniem premiera po prostu nie zgadzała się z czeskimi wnioskami.
Oczekiwany ruch
Przełom przyniosło dopiero rozporządzenie zapobiegawcze Trybunału Sprawiedliwości UE (TSUE), czyli nakaz natychmiastowego wstrzymania wydobycia w Turowie. Unijny trybunał ogłosił je w piątek 21 maja, a już w poniedziałek wieczorem doszło do spotkania ekspertów obu stron w Libercu, podczas którego zostały zarysowane „kontury ewentualnego porozumienia z Polską”, jak to określił szef czeskiego rządu. Jednak „nic nie zostało uzgodnione” – podsumował.
– Teraz ruch należy do strony polskiej – stwierdził Babisz, choć Morawiecki jeszcze w nocy wyliczył wszystkie uzgodnienia: Polska dofinansuje kwotą 45 milionów euro projekty po drugiej stronie granicy, powstanie ekspercka komisja, „która będzie badała kwestie środowiskowe związane z odkrywką”, a PGE wybuduje ekran, który powstrzyma odpływ wód podziemnych ze strony czeskiej na polską, oraz wał chroniący obszar po drugiej strony granicy przed zapyleniem.
Nieustępliwi Czesi
– Z pewnością na nic się nie zgodziłem, skarga nadal obowiązuje – mówił Andrej Babisz, gdy podsumowywał wydarzenia pierwszego dnia unijnego szczytu. – Musimy teraz szybko podjąć negocjacje i cieszę się, że polska strona wreszcie rozmawia z nami bardzo konkretnie – dodał. – Żadnej skargi nie będziemy wycofywać, nie wiem, skąd się wzięła ta informacja – powtórzył chwilę później w odpowiedzi na pytanie Czeskiej Telewizji.
– Nic mu [Morawieckiemu] nie obiecywałem – zapewnił z kolei dziennikarza Czeskiego Radia. – Tu stoi pani Hrdinková. Pani Hrdinková jest świadkiem, że w ogóle nie chciałem rozmawiać o Turowie. Pan premier nalegał, wysłuchałem go więc i stwierdziłem, że zadecydują nasi eksperci. Tak więc nie jest to tak, jak pan to interpretuje. Czy ktoś inny – mówił z naciskiem Babisz.
Milena Hrdinková jest sekretarzem stanu ds. europejskich w czeskim rządzie.
Racjonalni Polacy
– Myślę, że prawda jest gdzieś pośrodku między tymi dwoma opiniami – mówi DW hetman województwa libereckiego Martin Půta. – Te wczorajsze rozmowy przyniosły moim zdaniem obustronną wolę porozumienia. Ale nie da się powiedzieć, że porozumienie jest gotowe, bo muszą je przyjąć oba rządy – tłumaczy czeski samorządowiec.
Půta, który uczestniczył w poniedziałkowych negocjacjach, twierdzi, że obie strony jako rozwiązanie skłonne są zaakceptować umowę międzyrządową, w której będą zdefiniowane kroki, jakie ma poczynić Polska. Jego zdaniem dokument mógłby być gotowy dość szybko, może nawet w ciągu trzech tygodni. Ale to polskiej stronie powinno zależeć, żeby trwało to jak najkrócej. – Wczoraj byłem mile zaskoczony tym, że strona polska podeszła do tego problemu racjonalnie. Szkoda, że dopiero teraz – mówi liberecki hetman.
Szkodliwi spindoktorzy
Polski politolog, który w rozmowie z DW prosi o niepodawanie jego nazwiska, uważa, że jednym z czynników komplikujących rozwiązanie są działania spindoktorów przypisujących czeskiej skardze na Polskę najniższe pobudki. Na przykład twierdzą oni, że spór o Turów wywołali czescy oligarchowie, którzy po wstrzymaniu wydobycia w Polsce rzekomo chcieliby zarabiać na dostawach węgla dla elektrownii Turów z ich kopalni w Czechach i Niemczech.
Co więcej, ten przekaz podważa jego zdaniem twierdzenia, że takie dostawy są niemożliwe, czyli że przerwanie wydobycia oznacza jednocześnie wyłączenie elektrowni. – No bo skoro można tam dostarczać węgiel, to dla laików, a do takich się zaliczają na przykład sędziowie, jest to argument na rzecz tezy, że Polska może sobie jakoś poradzić z tym problemem, choćby właśnie importem – twierdzi analityk.
Wskazując na zbliżające się wybory w Czechach, ostrzega on przed uprawianiem propagandy sukcesu w kontekście sporu o Turów. – Ważne jest, żeby doprowadzić do sytuacji korzystnej dla każdej ze stron. Przedwczesne fetowanie sukcesu w Polsce, jakaś triumfalna kanonada zwycięstwa, zaszkodzą tylko porozumieniu i potwierdzą wszystkie najgorsze stereotypy, które odżyły w ostatnim czasie.
Stare postulaty
Ogłoszone przez premiera Morawieckiego „uzgodnienia” praktycznie pokrywają się z tym, czego ponad trzy miesiące temu domagał się w imieniu swojego kraju ówczesny czeski minister spraw zagranicznych Tomász Petrzíczek podczas „wizyty ostatniej szansy” 12 lutego w Warszawie. Gdyby wtedy te propozycje zostały przyjęte, Czechy prawdopodobnie nie złożyłyby skargi w TSUE.
– To, co minister Petrzíczek prezentował na spotkaniu z ministrem Rauem w Warszawie jest podstawą naszej propozycji, o której rozmawialiśmy wczoraj w Libercu – mówi DW hetman Půta. Także kwota 40-45 milionów euro, o której się teraz mówi, jest w przybliżeniu ta sama.
Unijne obowiązki
Niemniej ważne są pozostałe punkty przedstawione już przez ministra Petrzíczka, a zaproponowane przez województwo libereckie – dodaje Půta. Ma na myśli to, o czym mówił Morawiecki: ziemny wał ochronny, podziemną przegrodę, grupę roboczą, a także fundusz małych projektów, które mogłyby zatrzymać wodę w terenie. – Nowym jest to, że chcemy, żeby Polska wypełniła swoje obowiązki wynikające z prawa unijnego. TSUE powiedział wyraźnie, że niektóre kroki polskiej strony były sprzeczne z prawem Unii, a my chcemy, żeby Polska to naprawiła.
Samorządowiec z Liberca zwraca też uwagę na niedawne przedłużenie koncesji na wydobywanie węgla w Turowie do 2044 roku. – Mówiliśmy o tym naszym polskim kolegom. Polska powinna się zobowiązać, że jeśli dojdzie do ogólnoeuropejskiego porozumienia o odejściu od wykorzystywania węgla brunatnego w jakimś konkretnym momencie, tego samego dnia zakończy działalność także kopalnia Turów.