Problemy finansowe Państwa Islamskiego
10 stycznia 2015PI dysponuje ogromnymi rezerwami finansowymi. Tom Keatinge, dyrektor Centrum Badań nad Przestępczością Finansową na Royal United Services Institute for Defence and Security Studies (RUSI) szacuje ich wartość na 2 do 3 mld dolarów.
PI finansuje się z kilku źródeł: z handlu ropą naftową, podatków a także haraczy od przedsiębiorstw i osób prywatnych na obszarze kontrolowanym przez ugrupowanie – mówi Keatinge w wywiadzie dla Deutsche Welle. Problemy finansowe PI pojawiły się wraz z nieoczekiwanym spadkiem dochodów ze sprzedaży ropy naftowej. – Przed dwoma, trzema miesiącami szacowano, że dzienne wpływy ze sprzedaży ropy wyniosą 2 do 3 mln dolarów, ale według obecnych szacunków nie przekraczają nawet miliona dolarów – zauważa Keatinge.
Spadek dochodów z handlu ropą
Powodem takiego stanu rzeczy jest spadek ceny surowca na światowych rynkach oraz zniszczona nalotami USA i ich sojuszników infrastruktura wydobywcza na obszarze Państwa Islamskiego. Ponadto wzmocnienie kontroli znacznie utrudniło sprzedaż ropy przez Turcję i Jordanię – mówi DW Günter Meyer, analityk Centrum Badań nad Światem Arabskim na Uniwersytecie w Moguncji.
Meyer prognozuje, że wpływy z handlu ropą mogą jeszcze bardziej spaść, ponieważ PI brakuje fachowców. – W Arabii Saudyjskiej poszukiwano na czarnym rynku fachowców do pracy w rafineriach państwa dżihadystów. Oferowano im wynagrodzenie w wysokości 225 tys. dolarów rocznie. Wydaje się, że fachowców, którzy byliby zdolni zapewnić funkcjonowanie tego wszystkiego jest bardzo mało – ocenia Meyer.
Mniej pieniędzy od prywatnych darczyńców
Darowizny dla dżihadystów od osób prywatnych z Arabii Saudyjskiej, Kataru czy Kuwejtu również znacznie się skurczyły. Powód to zaostrzenie kontroli przepływu pieniędzy, wyjaśnia Meyer. Szacuje on, że wartość wpływów z tego źródła wynosi obecnie ok. 40 milionów dolarów rocznie.
Niemiecki ekspert wskazuje też na inne intratne źródło dochodów PI - na wpływy z handlu przedmiotami antycznymi. Tereny wykopalisk archeologicznych położone na obszarze kontrolowanym przez PI są dewastowane przez koparki. Za odnalezione tam obiekty archeologiczne, zanim zostaną wywiezione za granicę i sprzedane, PI ściąga od osób, które posiadają licencje na prowadzenie prac wykopaliskowych, wysokie podatki.
Dżihad kosztuje
Dżihadyści PI mają jednak nie tylko spore wpływy. Równie wysokie są ich wydatki. Na obszarze okupowanym przez ugrupowanie mieszka obecnie prawie 8 mln ludzi. – Ludzie ci mają oczekiwania wobec PI, a dżihadyści złożyli im obietnice – wyjaśnia Keatinge.
Z informacji PI wynika, że ugrupowanie przeznacza miliony dolarów na rozbudowę infrastruktury, sektor usług i zaopatrzenie w żywność. – Wszystko to dużo kosztuje. PI ma na koncie miliardowe wkłady, ale też spore zobowiązania – twierdzi brytyjski analityk.
Początkowo dżihadyści kontrolowali ceny zbóż i sztucznie utrzymywali je na niskim poziomie. Czy ta strategia opłaci się na dłuższą metę, dopiero się okaże. Z niektórych regionów chłopi masowo uciekali przed nadciągającymi oddziałami bojowników. Dlatego trudno jest obecnie ocenić, jaki będzie to miało wpływ na zbiory.
– Jedna trzecia zbiorów zbóż w Iraku pochodzi z obszarów okupowanych przez PI. Dopiero po pewnym czasie ujawnią się powstałe z tego problemy – mówi Keatinge
Szacuje się, że PI przeznacza po jednej trzeciej budżetu na infrastrukturę i „dobre uczynki”, na uzbrojenie oraz na żołd dla bojowników PI. Ich liczba wynosi obecnie 50 tys., z czego ok. 15 tys. to obcokrajowcy – tłumaczy Günter Meyer,
Społeczeństwo dwuklasowe
Bojownicy PI są dobrze opłacani, podczas gdy zwykli mieszkańcy na przykład w Ar-Rakka, domniemanej stolicy kalifatu, zmagają się z wysokim bezrobociem i horrendalnymi cenami żywności, mówi Meyer. – Powstało tu społeczeństwo dwuklasowe. Dżihadystom niczego nie brakuje. Mają nawet prywatne kliniki i najlepszych lekarzy. Zaś warunki zaopatrzenia ludności, która nie walczy w szeregach bojowników PI, są coraz gorsze. To staje się źródłem społecznych napięć – zauważa Meyer.
Kiedy PI utraci kontrolę nad mieszkańcami okupowanych terenów, trudno jest ocenić. – Nie nastąpi to w najbliższych miesiącach – uważa Keatinge. Amerykanie, mówi, spodziewają się, że nastąpi to nie wcześniej jak za dwa lata.
DW / Tomasz Kujawiński