Spór płacowy za kulisami Festiwalu Wagnerowskiego w Bayreuth
19 lipca 2009Wejście do Teatru Operowego w Bayreuth jest zamknięte i zablokowane przez związkowców noszących na piersiach napisy: „W tym zakładzie się strajkuje” – tego jeszcze nigdy nie było w 133-letniej historii Festiwali Wagnerowskich. Jednak tego rodzaju scena zostanie melomanom z całego świata zaoszczędzona: na krótko przed otwarciem festiwalu, który rozpoczyna się co roku 25 lipca, udało się zażegnać strajk, o czym poinformował Hans Kraft, przedstawiciel związku zawodowego pracowników sektora publicznego i usług ver.di.
60-godzinny tydzień pracy
Przyczyną sporu byli tak zwani „pracownicy nieartystyczni”, m. in. obsługa sceny, rzemieślnicy i elektrycy-oświetleniowcy. Pracują oni podczas festiwalu po 60 godzin tygodniowo otrzymując za to marne wynagrodzenie. Niektórzy z nich nawet koczują w namiotach na pobliskich łąkach. Związek zawodowy ver.di chciał wynegocjować dla 50 stałych i 120 pracowników zatrudnianych okresowo układ zbiorowy. Chodzi o 30 procentową podwyżkę płac na trzymiesięczny okres intensywnych przygotowań do festiwalu oraz czas jego trwania. Rzecznik festiwalu Peter Emmerich powiedział wobec dziennikarzy, że pracodawcy i przedstawiciele związku zawodowego wyszli sobie w rokowaniach naprzeciw i zabiegają o dialog. „Nikt nie chce usztywnienia frontu” – podkreślił Emmerich.Chronić wizerunek
Dla nowych dyrektorek festiwalu – Kathariny Wagner (31) i Evy Wagner-Pasquier (64) – perspektywa porozumienia ze związkiem zawodowym ver.di jest ważnym sukcesem. Mogłoby to odbić się niekorzystnym echem, gdyby bezpośrednio po przejęciu pałeczki od ich ojca Wolfganga Wagnera, doszło teraz do strajku. Do Bayreuth przybywają przecież fani opery z całego świata. Wielu z nich czekało latami na bilety i byliby oni z pewnością rozczarowani, gdyby doszło do odwołania przedstawień.
Podczas gdy ubiegłoroczny spór w Bayreuth o „następstwo tronu” po Wolfgangu Wagnerze (wnuku kompozytora) przypominał zmagania jakby żywcem wyjęte z „Pierścienia Niebelunga” , to strajk na Zielonym Wzgórzu oznaczałby swego rodzaju rewolucję. Nawet, jeśli do tej rewolucji teraz nie dojdzie, to już sam konflikt wskazuje na to, że po odejściu Wolfganga Wagnera w Bayreuth rozpoczęła się nowa era. Festiwal zamienia się coraz to bardziej w „normalny” teatr operowy. Przemawia za tym fakt, że w ogóle doszło do rokowań płacowych – i były to pierwsze, jakie miały miejsce na Zielonym Wzgórzu. Wolfgang Wagner, który rządził tam 57 lat w sposób patriarchalny, przeforsował bezkompromisowo swoją zasadę, że „ już sama możliwość współdziałania w kształtowaniu przedstawień w Bayreuth jest zaszczytem”.
Koniec jedynowładztwa
Żaden z pracowników scenicznych nie buntował się przeciwko temu, a śpiewaczki, śpiewacy i muzycy akceptowali w Bayreuth gaże, które były znacznie niższe od uposażeń w innych teatrach operowych. Wolfgang Wagner nie znał litości. Na przykład w roku 2000, gdy doszło do sporu wokół terminów prób, nie zawahał się on nawet przed zerwaniem kontraktu ze światowej sławy sopranistką Waltraudą Meier. Od tego czasu nie została ona już nigdy więcej zaproszona do Bayreuth.Maniery udzielnego władcy przysporzyły Wolfgangowi Wagnerowi sporo krytyki, ale z drugiej strony udało mu się utrzymać ceny biletów na dość umiarkowanym poziomie. I tak na przykład najdroższy bilet w Teatrze Operowym w Bayreuth kosztuje obecnie 225 euro - znacznie mniej niż bilety na festiwal operowy w Salzburgu lub w Monachium. Ale nie jest wykluczone, że w wyniku spodziewanych podwyżek płac pracowników scenicznych, oświetleniowców i rzemieślników, a także w przyszłości członków chóru i orkiestry, nie mówiąc już o solistach, ceny biletów w Bayreuth wzrosną.
Eleganckiej publiczności, która przybędzie 25 lipca na uroczyste otwarcie 133 Festiwalu Wagnerowskiego, nie będzie to szczególnie przeszkadzało. Nową premierę „Tristana i Izoldy” oglądać będzie prominencja niemieckiego życia politycznego, gospodarczego, społecznego i kulturalnego, z kanclerz Angelą Merkel na czele.