SZ: Polska nie wpuszcza nowego ambasadora RFN
24 sierpnia 2020Niemiecki dziennik pisze w poniedziałek (24.08.2020) na pierwszej stronie o problemach z uzyskaniem przez nowego ambasadora RFN w Warszawie zgody polskich władz na rozpoczęcie misji dyplomatycznej. Na agrément czeka od trzech miesięcy Arndt Freytag von Loringhoven.
Jak pisze dziennikarz „SZ” Daniel Broessler, poprzedni ambasador Rolf Nikel, po sześciu latach na placówce, pożegnał się w czerwcu z Polską w pojednawczym nastroju, a nawet otrzymał od polskich władz odznaczenie – Krzyż Komandorski Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej – i wiele pochwalnych słów.
„Niemal nieprzyjazne postępowanie”
„Nikel ma za sobą po części burzliwe lata, naznaczone konfliktem o reformę sądownictwa, przeprowadzana przez narodowo-konseratywny polski rząd czy dyskusję o reparacjach. Przed powrotem do Berlina zapewniał jednak, że stosunki polsko-niemieckie «są lepsze, niż się wydaje». O tym chciałby się także przekonać następca Nikela, Arndt Freiherr Freytag von Loringhoven. Ale Polska go nie wpuszcza” – pisze Broessler.
Dodaje, że „pomiędzy zaprzyjaźnionymi krajami” udzielenie agrément nowemu ambasadorami zazwyczaj przebiega szybko. „Jednak początkowo wydawało się, że zwłokę można wyjaśnić. Z jednej strony koronakryzys spowolnił działania dyplomatyczne, a z drugiej w Warszawie wszystko kręciło się wokół zbliżających się wówczas wyborów prezydenckich. Minęło już jednak sześć tygodni. Sześć tygodni, w czasie których niemieccy dyplomaci raz po raz wypytywali w Warszawie, kiedy nowy może objąć misję. Pocieszano ich, że to już nie potrwa długo. Czy jest jakiś problem? Ależ nie, brzmiała odpowiedź” – relacjonuje niemiecki dziennikarz.
I dodaje, że w międzyczasie w niemieckim MSZ „narasta zdumienie”. „Coraz trudniej będzie nie zważać na to niemal nieprzyjazne postępowanie, które w żadnym razie nie jest czymś zwyczajnym pomiędzy tak bardzo powiązanymi ze sobą krajami UE i NATO” – podkreśla.
Wyciąganie historii rodziny
Broessler spekuluje o możliwych przyczynach tej sytuacji. Jego zdaniem pierwsze wskazówki, które mogą ja wyjaśniać, pojawiły się w trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi, gdy prezydent Andrzej Duda skarżył się na „ataki” i rzekomo stronnicze relacje niemieckich mediów, a także polskich gazet należących do niemiecko-szwajcarskiej grupy Ringier/Axel Springer. Wówczas to niemiecki charge d'affaires został wezwany do polskiego MSZ. „Już od dawna polski rząd chce ograniczyć wpływ zagranicznych, szczególnie niemieckich wydawnictw na polskim rynku. Gra na zwłokę w sprawie nowego ambasadora może być zawziętą próba zwiększenia presji” – spekuluje Broessler.
Dodaje, że w Berlinie raczej nie przypuszcza się, by Warszawa miała zastrzeżenia wobec osoby Freytaga von Loringhovena, który był wiceszefem niemieckiej służby wywiadu BND, a ostatnio koordynatorem ds. służb specjalnych w NATO w Brukseli. Jak pisze „SZ”, ta ostatnia funkcja została zaś stworzona całkowicie po myśli Polski, aby przeciwdziałać rosyjskim wpływom.
„Bliskie (polskiemu) rządowi media poruszają jednak temat historii rodziny przyszłego ambasadora” – zauważa Broessler, informując, że ojciec dyplomaty, Bernd Reytag von Loringhoven, późniejszy oficer Bundeswehry, w ostatnim roku wojny jako adiutant przygotowywał narady w bunkrze Hitlera. „Do rodziny należał też jednak Wessel Freytag von Loringhoven. To on zorganizował ładunek wybuchowy do zamachu na Hitlera 20 lipca 1944 roku” – zauważa niemiecki dziennik.