Sueddeutsche Zeitung: Wojna i biznes
4 kwietnia 2023„Nie jest tajemnicą, że pomoc militarna Europy dla Ukrainy rządzi się własnymi prawami. Każdy kraj zaopatruje się w uzbrojenie według własnego uznania i nie widać rzetelnej współpracy sojuszników z NATO, co pokazała sprawa dostaw czołgów. Ten brak przejrzystości raczej nie zwiększył chęci do dzielenia się, wręcz powstaje wrażenie, że partnerzy w NATO czasem chętnie kupują bezpieczeństwo dla siebie kosztem innych” – pisze autor komentarza w „Sueddeutsche Zeitung” Stefan Kornelius we wtorkowym (04.04.2023) wydaniu gazety.
Według niego to „dążenie do uzyskania małych korzyści” odgrywa też dużą rolę w sprawie serwisowania sprzętu przekazanego Ukrainie. Dlatego też – jak czytamy – koncern zbrojeniowy Rheinmetall lokuje w Rumunii swoje centrum serwisowania haubic i pojazdów gąsienicowych.
„Polska najwyraźniej wypracowała swoje własne koncepcje dotyczące udziału w biznesie i dostępie do wiedzy technologicznej. Na Słowacji biurokraci wpadli na pomysł pobierania cła, co graniczyło już niemal z militarnym rozbojem. To wszystko nie poprawiało nastrojów niemieckiego rządu, który płaci za czołgi i ich serwisowanie, a potem musi wysłuchiwać jeszcze, że Niemcy dostarczają za mało i zbyt opieszale” – ocenia Stefan Kornelius.
„Kto płaci, ten wymaga”
I dodaje, że niemiecki minister gospodarki Robert Habeck, który w poniedziałek (03.04.2023) udał się do Ukrainy, pokazał, jak należy reagować: przywiózł ze sobą pierwszą większą delegację przedsiębiorców czy też stowarzyszeń gospodarczych.
„Ten, kto kiedyś będzie płacić za odbudowę kraju, chce przynajmniej wiedzieć, czy i gdzie jego pieniądze zostaną sensownie zainwestowane” – pisze autor „SZ”.
Zauważa, że kraje G7 „otwarcie dyskutują już, kto przejmie kontrolę nad powojenną odbudową Ukrainy”. „Także tutaj obowiązuje reguła: kto płaci, ten wymaga. Berlin nie ma więc powodów, do pogrążania się w lamentach, ale powinen na chłodno uznać, iż ta wojna, przy całym politycznym oburzeniu, służy też realizacji partykularnych interesów państw. Nie jest to jednak dobra konkluzja z punktu widzenia sojuszy europejskich” – ocenia niemiecki dziennikarz.
Rheinmetall czeka na zlecenia
W odrębnym artykule na temat ogłoszonych w poniedziałek planów koncernu Rheinmetall „Sueddeutsche Zeitung” zauważa, że niemiecki rząd nie uczestniczy w kosztach stworzenia przez tę firmę centrum napraw zachodniego sprzętu, przekazanego Ukrainie. Szef firmy Armin Papperger „stosuje w Rumunii metodę faktów dokonanych i czeka na zamówienia”.
„Prace na placu budowy w pobliżu rumuńskiego miasta Satu Mare już się rozpoczęły tak, aby centrum serwisowe mogło ruszyć w kwietniu, jak podkreśla Rheinmetall. Mogą być tam serwisowane czołgi (Leopard 2, Challenger), bojowe wozy piechoty (Marder), transportery opancerzone Fuchs czy ciężarówki wojskowe, a w przyszłości także wozy bojowe sił NATO. Obecność Rheinmetall gwarantuje siłom zbrojnym na wschodniej flance NATO krótszy czas reakcji i lepszy łańcuch dostaw” – opisuje „Sueddeutsche Zeitung”.
I dodaje, że „przede wszystkim korzysta na tym Ukraina”. „Jesteśmy obecni, gdy się nas potrzebuje. Także dla sił NATO na miejscu” – mówi gazecie Armin Papperger. „Teraz chodzi przede wszystkim o to, by wspierać ludzi w Ukrainie w ich walce o wolność i demokrację” – dodaje.
Spór Berlina ze Słowacją
„SZ” przypomina, że już w ubiegłym roku ówczesna minister obrony Niemiec Christine Lambrecht ogłosiła, iż na Słowacji powstanie centrum serwisowania przekazanego Ukrainie sprzętu wojskowego. Państwo niemieckie przejęło wszelkie koszty i ma płacić za naprawy tam wykonywane. Centrum w Michalovcach w pobliżu granicy z Ukrainą jest zarządzane przez koncern zbrojeniowy KNDS, należący do producenta czołgów Krauss Maffei Wegmann.
„Ale już krótko po zapowiedzi Lambrecht pojawiły się problemy” – pisze „SZ”. Wyjaśnia, że Słowacja „chciała nałożyć pewnego rodzaju podatek od uszlachetnienia”, gdy wyrzutnie rakietowe, haubicoarmaty i czołgi z nienależącej do UE Ukrainy będą przywożone i reperowane na słowackim terytorium, a potem dostarczane z powrotem na obszar działań wojennych.
Według „SZ” dyskusja toczyła się miesiącami bez rozwiązania, ponieważ Berlin nie chciał zaakceptować wysokich kosztów celnych; „także dlatego, że Niemcy wsparły Słowację w ochronie przed Rosją za pomocą systemów obrony powietrznej Patriot, które wraz z żołnierzami stacjonowały w bazie Silać”. W rezultacie „wyrzutnie rakietowe musiały być wysyłane mierzącą 2 tys. kilometrów okrężną drogą do Niemiec i z powrotem, aby np. zaktualizować oprogramowanie” – twierdzi „SZ”, odnotowując, że sytuacja ta wywoływała coraz większą irytację w niemieckim rządzie. Próbę rozwiązania sytuacji podjął nowy minister obrony Niemiec Boris Pistorius. W końcu uzgodniono włączenie słowackiej firmy zbrojeniowej Konstrukta w transport serwisowanego sprzętu do i z zagranicy, informuje niemiecki dziennik.