Syria: ostrzelani inspektorzy ONZ. Niemcy zaostrzają ton
26 sierpnia 2013Do konwoju Inspektorów ONZ, specjalistów ds. broni chemicznej, oddano w Damaszku kilka strzałów ze stanowiska snajperskiego. Nikt nie odniósł obrażeń, ale pociski uszkodziły jeden z pojazdów, który nie nadaje się do użytku.
Przerwana misja
Jak poinformował rzecznik ONZ: "ponieważ trafiony pojazd nie nadawał się do dalszej jazdy, konwój przerwał misję i powrócił szczęśliwie do bazy syryjskich sił rządowych". Inspektorzy są bezpieczni. Jak tylko znajdzie się zastępczy pojazd, inspektorzy udadzą się ponownie do rejonu, w którym mieli przystąpić w poniedziałek (26.08) do zbierania dowodów, potwierdzających użycie broni chemicznej w nocy z 20 na 21 sierpnia.
Sześć pojazdów z inspektorami ONZ ze szwedzkim ekspertem Ake Sellströmem na czele, wyjechało rano z hotelu na przedmieście Damaszku, gdzie w zeszłym tygodni zginęli liczni cywile, zatruci gazem bojowym. Do incydentu z ostrzelaniem ich z zasadzki doszło na drodze do dzielnicy Muadamija, położonej na południowo-zachodnich obrzeżach miasta, w której miano pobrać pierwsze próbki skażonej ziemi.
To trzeba wyjaśnić!
Dopiero w niedzielę (25.08) rząd syryjski ugiął się pod międzynarodowym naciskiem i zezwolił inspektorm ONZ, przebywającym już od kilku dni w Damaszku, na rozpoczęcie prac w terenie. Za wyjaśnieniem wszystkich okoliczności domniemanego ataku gazowego opowiada się także rząd Republiki Federalnej Niemiec. Kanclerz Angela Merkel uznała go za "przerażającą zbrodnię, popełnioną na mężczyznach, kobietach i dzieciach" i "złamanie tabu".
Rzecznik prasowy rządu RFN Steffen Seibert powiedział, że "z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa chodzi tu o atak gazowy, który nie może pozostać bez następstw". Jest to pierwsza, oficjalna wypowiedź przedstawiciela rządu niemieckiego, mówiąca o wyciągnięciu konsekwencji po użyciu broni C przez jedną ze stron syryjskiego konfliktu. Agencje podkreślają, że rzecznik nie wspomniał przy tym ani o możliwej interwencji militarnej Zachodu w Syrii, ani też udziale w niej Niemiec.
Za zdecydowaną reakcją wspólnoty międzynarodowej opowiedział się także szef niemieckiej dyplomacji Guido Westerwelle. Na konferencji niemieckich ambasadorów w Berlinie minister Westerwelle oświadczył, że użycie broni chemicznej, gdyby zostało ono potwierdzone i poparte dowodami, stanowiłoby "zbrodnię cywilizacyjną", zmuszającą wspólnotę międzynarodową do działania, i że wtedy "Niemcy należałyby do tych, którzy uważają za słuszne wyciągnięcie konsekwencji".
Konsekwencje tak, ale jakie?
Z dotychczasowych wypowiedzi niemieckich polityków w tej sprawie wynika jasno, że opcja militarna nie cieszy się ich poparciem. Kandydat partii SPD na kanclerza we wrześniowych wyborach powszechnych Peer Steinbrück powiedział w wywiadzie dla Südwest Presse, że opowiada się za "zachowaniem wstrzemięźliwości w dyskusji na temat interwencji zbrojnej".
Podobne tony dobiegają ze strony współrządzącej CDU. "Niemcy słusznie pracują nadal nad politycznym rozwiązaniem", oświadczył w niedzielę (25.08) główny ekspert ds. polityki zagranicznej frakcji CDU w Bundestagu Philipp Mißfelder.
Szefowa partii Zielonych Claudia Roth powiedziała przedstawicielowi Spiegel Online: "wszystkie strony tego konfliktu muszą jak najszybciej wypracować jego rozwiązanie środkami politycznymi".
Przeciwna jakiejkolwiek interwencji zbrojnej jest partia Lewicy.
dpa, afp, reuters / Andrzej Pawlak
red.odp.: Małgorzata Matzke