„SZ” o Polkach w Niemczech: To one wykonują tę robotę
10 października 2015„Tatiana Krzyżanowska ma 62 lata, chociaż przez jej ciemne, związane w kucyk włosy i szczupłą sulwetkę, kobieta sprawia wrażenie dużo młodszej. Wcześniej pracowała jako laborantka w Szczecinie. Mając 55 lat poszła na emeryturę, ale niskie świadczenie nie wystarczało na spłacanie długów jej byłego męża” – tak zaczyna się artykuł w sobotnim wydaniu „Sueddeutsche Zeitung”. Tatiana , jak wiele Polek, zdecydowała się podjąć pracę jako opiekunka przez 24 godziny na dobę. „Nie miałam wyboru – mówi gazecie kobieta – I lubię starsze osoby. Zostałam nauczona szacunku do starszych”.
Według różnych źródeł w Niemczech pracuje między 100 a 200 tysięcy opiekunek osób starszych, pochodzących ze wschodu Europy. Poza prowadzeniem domu najczęściej zajmują się opieką nad seniorami.
Jak pisze dziennik, powołując się na wyniki ankiety przeprowadzonej przez Niemiecki Instytutu Badań Stosowanych nad Opieką Zdrowotną (DIP), sprawa dotyczy 75 procent seniorów. Jedna trzecia z nich cierpi na demencję, prawie tyle samo nie porusza się już o własnych siłach i musi pozostawać pod stałą opieką.
Także Tatiana Krzyżanowska zajmowała się intensywnie niemiecką podopieczną. Jak pisze dziennik, Polka była także upoważniona do kontaktu z lekarzem. Raz w roku brała kilkudniowy urlop.
Zdaniem cytowanego przez dziennik eksperta DIP rosnący popyt na dwudziestoczterogodzinną opiekę i prowadzenie domu wynika m. in. z tego, że coraz częściej dzieci seniorów pracują na pełen etat. Dla wielu starszych Niemców opiekunka z Polski to jedyny sposób na uniknięcie domu opieki.
Tymczasem, jak podaje „SZ”, Niemiecki Związek Agencji Opieki (BHSB) zakłada, że niemal 90 procent opiekunek pochodzących ze wschodu Europy pracuje w Niemczech na czarno. „Najprostszym sposobem legalnego zatrudnienia są agencje. Do tego często prywatni niemieccy pośrednicy chętnie i blisko współpracują z polskimi firmami, które zatrudniają Polki na etat”, pisze dziennik.
„Tatiana Krzyżanowska, która zatrudniła się przez niemiecką agencję Pflegehelden, jest ubezpieczona w Polsce. Agencja otrzymuje od zleceniodawcy około dwóch tysięcy euro, z czego około połowa trafia do opiekunki”. Jak zauważa dziennik, wiele niemieckich rodzin unika zatrudniania na własną rękę nie tylko z powodu obciążeń administracyjnych, ale także dlatego, że muszą załatwiać zastępstwo wtedy, gdy pracownik jest chory lub idzie na urlop.
Stowarzyszenie Opieki Domowej oraz Niemiecki Instytutu Badań Stosowanych nad Opieką Zdrowotną opracowali kryteria jakościowe dla agencji, jednak zdaniem eksperta DIP ciągle istnieje wielu „wątpliwych” pośredników, zarówno w Niemczech oraz w Europie Wschodniej.
„Widziałem umowy, które przed niemieckim sądem można unieważnić w mniej niż dziesięć sekund" – mówi profesor Michale Isfort z DIP. Jako przykład podaje zmuszanie kobiet do podpisywania klauzuli o tym, że zwrócą wypłatę, jeżeli zleceniodawca nie będzie zadowolony z ich pracy. Umowy zawierane prywatnie są rówie często niezgodne z prawem i zawierają elementy wyzysku. „Często nie regulują godzin pracy. Tymczasem model zatrudnienia »24/7« nie jest dozwolony także w Europie Wschodniej” – dodaje ekspert.
„Jednak – pisze dziennik – w rzeczywistości warunki pracy w gospodarstwach domowych nie są sprawdzane. Dlatego związek zawodowy Verdi poszerzył pakiet usług doradczych dla kobiet w Niemczech oraz w krajach ich pochodzenia, ażeby mogły się bronić przed nieuczciwymi warunkami pracy”.
„Wymagania Tatiany Krzyżanowskiej są skromne” – pisze dziennik. Jej największym pragnieniem jest spędzenie Bożego Narodzenie z rodzeństwem w Polsce. Po raz pierwszy od trzech lat. Ale to pozostaje jeszcze w sferze marzeń. Agencja musi najpierw znaleźć jej zmiennika”.
Oprac. Agnieszka Rycicka